Arbeitsamt

Do realizacji swojej polityki w zakresie eksploatacji siły roboczej podbitego kraju Niemcy wykorzystywali Arbeitsamty (urzędy pracy)[18]. Placówki te, znane w III Rzeszy na kilka lat przed wojną, były na terenach okupowanej Polski tworem nowym i przez swoje metody działania oraz system rekrutacji siły roboczej stały się postrachem dla ludności GG. Lejb Szliterman z Łukowa zapamiętał:

„Zostaliśmy zmuszeni do przejścia przez Urząd Pracy. Powiewała tam flaga ze swastyką, a przed budynkiem stali Ukraińcy w czarnych mundurach. Jeden z nich zawołał nas i na miejscu potraktował nas razami. Krzyczał, dlaczego nie zdjęliśmy przed nim czapek i nie pozdrowiliśmy go. Nasza odpowiedź była dla niego kolejnym argumentem do bicia nas”[19].

Urzędy pracy na zajętych polskich terenach zaczęły powstawać już
w pierwszych dniach okupacji. Na Lubelszczyźnie, ze względu na toczące się jeszcze działania wojenne, do organizowania ich przystąpiono dopiero w pierwszej połowie października 1939 r. Ustalono wtedy, że region ten zostanie podzielony na 5 okręgów, z których każdy obejmował kilka przedwojennych powiatów. Na siedziby urzędów pracy w poszczególnych okręgach wyznaczono miasta: Białą Podlaską, Chełm, Lublin, Łuków i Zamość. Urząd pracy w Łukowie utworzony został 10 października 1939 r. Mieścił się w budynku otoczonym kilkumetrowym murem przy ul. Hanptstrasse[20]. Obszar podległy tej placówce obejmował przedwojenne powiaty Łuków i Radzyń[21].

W Łukowie pierwszym kierownikiem urzędu pracy był dr Antonius Klein (od października 1939 do września 1940 r.). Jego miejsce zajął Max Schumacher, który wcześniej był pracownikiem urzędu pracy w Krems w Niemczech. Po jego odejściu w kwietniu 1942 r. do Zamościa kierownictwo urzędu pracy w Łukowie objął Franz Anding, dotychczasowy kierownik urzędu pracy w Białej Podlaskiej. W łukowskim Arbeitsamtcie pracowali ponadto: Hartwig Reincke, Karl-Heinz Dohse, Johannes Meyer, Heinrich Rodemann, Martin Herzberg, Franz Ledwig i Johann Witolla. Ten ostatni był kierownikiem oddziału w Międzyrzecu[22].

Pracownicy urzędu pracy w powiecie radzyńskim zostali zapamiętani jako bezwzględni i skorumpowani urzędnicy. Np. od 1940 r. kierownikiem placówki w Kocku był Karol Berhold, który wykorzystując swoje stanowisko służbowe wymuszał od okolicznych mieszkańców łapówki[23]. W grudniu 1943 r. przeniósł się do Parczewa, gdzie jako kierownik tamtejszego urzędu osobiście brał udział w łapankach Polaków na roboty do Niemiec i „często bił ludzi kijem bez żadnego powodu”[24]. Przed Berholdem funkcję kierownika Urzędu Pracy w Parczewie pełnił Wincenty Szpilczyński. W latach 1941-1942 przyczynił się on do aresztowania przez żandarmerię ok. 180 Polaków, którzy ukrywali się przed wywózką na roboty do Niemiec. W rezultacie osoby te trafiły do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Szpilczyński znęcał się także nad więzionymi osobami, wymuszając od nich łapówki[25]. Postrachem okolicznej ludności był także inny pracownik Urzędu Pracy w Parczewie – Władysław Czarnacki. Brał on udział w łapankach na ludzi, którzy następnie byli wywożeni do pracy przymusowej do Niemiec. W trakcie wykonywania tych czynności bił i wyzywał swoje ofiary[26]. Z kolei Reinhardt Lorenz, kierownik Urzędu Pracy w Lubartowie, osobiście brał udział w łapankach i akcjach wysiedleńczych ludności żydowskiej. Był wysokim blondynem o pociągłej twarzy w wieku lat około 40. Znany był z tego, że przy każdej okazji znęcał się nad ludnością polską i żydowską. Przyjeżdżał on również na „występy” do sąsiednich miejscowości. W Firleju został zapamiętany jako bezwzględny sadysta, który szczególnie znęcał się nad kobietami. Jak zapamiętał świadek, jednego razu zażądał od Judenratu w Firleju, by mu dostarczył 25 kg pierza. Dostarczone pierze mu się nie podobało, wobec tego pobił do krwi prezesa Judenratu[27]. W Radzyniu kierownikiem urzędu pracy był Leonard Galler. Równocześnie pełnił on funkcję przewodniczącego NSDAP na powiat radzyński. Za popełnione w czasie okupacji zbrodnie został uznany za przestępcę wojennego. Podobnie złą sławą cieszył się inny pracownik tej placówki – Stanisław Napierało[28].

Dnia 9 grudnia 1940 r. urząd pracy w Radzyniu rozesłał okólnik, zgodnie z którym wszyscy Żydzi płci męskiej w wieku od 12 do 60 lat mieli posiadać Arbeitsausweisy (karty pracy). W kartach tych odnotowane miało być stałe miejsce ich pracy. Ci Żydzi, którzy nie posiadali stałego zatrudnienia mieli zgłaszać gotowość do jej podjęcia. Fakt ten mieli poświadczać w urzędzie pracy w każdy piątek w godz. 9:00–12:00. Osobiste stawiennictwo bezrobotnego urząd pracy poświadczał stosowną pieczęcią. Po karty Żydzi zgłosić się mieli najpóźniej do 15 grudnia 1940 r.[29] Pół roku później urząd pracy w Łukowie przeprowadził wymianę dokumentów na lepiej zabezpieczone. Nowe Arbeitsausweisy, obowiązujące od 15 sierpnia 1941 r., zaopatrzone były w fotografię jej właściciela[30]. 11 listopada 1941 r. ukazało się kolejne zarządzenie, zgodnie z którym karta pracy miała być stemplowana w urzędzie pracy każdego dnia o godz. 9:00 rano. W razie niedopełnienia tego obowiązku przez dwa dni, Żydowi groziło zarekwirowane mieszkania oraz wysyłka do obozu koncentracyjnego. W ramach odpowiedzialności zbiorowej cała rodzina traciła też kartki żywnościowe[31].

„Program Otto”

Na terenie powiatu funkcjonowały duże przedsiębiorstwa, wykorzystujące pracę robotników żydowskich. Do takich zaliczała się firma Strassen und Tiefbau Unternehmung AG (STUAG). Prowadzone przez nią prace miały związek z wprowadzoną 25 lipca 1940 r. przez Naczelne Dowództwo Wehrmachtu dyrektywą Hitlera o realizacji tzw. „Programu Otto” – szerokiej modernizacji i budowy szlaków komunikacyjnych w związku z rozpoczęciem przygotowań do agresji na ZSRR. W Generalnym Gubernatorstwie programem tym objęto m.in. modernizację trasy Warszawa–Biała Podlaska. Na terenie pow. radzyńskiego „STUAG” prowadził prace na odcinku Międzyrzec-Biała Podlaska[32].

W przedsiębiorstwie tym zaangażowanych było ok. 600 Żydów, którzy bez wynagrodzenia pracowali przeważnie przy tłuczeniu kamieni lub innych ciężkich pracach drogowych. Byli bici i zabijani bez powodu. Na noc wracali do getta w Międzyrzecu. Jak zapamiętał świadek:

„Roboty nadzorowali mundurowi faszyści na podzielonych między sobą odcinkach trasy. Nie zaniedbywali swoich obowiązków, świstały batogi, trzeszczały kolby karabinów spadających na plecy tych, którzy pracowali dla zwycięstwa Niemiec”[33].

Polscy pracownicy, którzy obok niemieckich inżynierów sprawowali nadzór nad robotnikami, umożliwiali Żydom oddalanie się z szosy do pobliskich wiosek po zakup żywności. Za żywność Żydzi płacili chłopom odzieżą lub innymi rzeczami przyniesionymi z getta. Transakcje te musiały odbywać się w tajemnicy, ponieważ Niemcy zabierali kupioną żywność. Na terenie budowy miały miejsce przypadki morderstw robotników za rzekome uchylanie się od pracy. Według zachowanych dokumentów, najgorszą opinią cieszył się Niemiec Leon Bartosz – majster z pow. świętochłowickiego. Bił on brutalnie polskich i żydowskich robotników. W 1943 r. w czasie akcji w getcie międzyrzeckim dobrowolnie pomagał gestapo i żandarmerii wyciągając Żydów z kryjówek. Ponadto, gdy Żydzi zatrudnieni w STUAG przy pomocy polskich robotników urządzili sobie kryjówki pod barakami, gdzie mieściły się warsztaty stolarskie i garaże, Bartosz dowiedział się i wyciągał Żydów z kryjówek. Wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Lublinie z 14 kwietnia 1950 r., zatwierdzonym przez Sąd Najwyższy wyrokiem z 9 września 1950 r. Leon Bartosz został skazany na karę śmierci. 11 listopada 1950 r. kara została zamieniona na dożywotnie więzienie[34].

Do „Programu Otto” przystąpiła również Dyrekcja Kolei Wschodniej. W tym przypadku program przewidywał usunięcie szkód wojennych i przebudowę torów kolejowych. W powiecie radzyńskim prace takie prowadziło w Łukowie przedsiębiorstwo budowlane Richarda Reckmanna. Rozpoczęło ono swoją działalność w 1940 r. Mieściło się obok stacji kolejowej i zajmowało się układaniem nowego toru kolejowego prowadzącego ze stacji Łuków do lasu, gdzie odprowadzano wagony z uzbrojeniem i amunicją, by chronić je przed nalotami. Budowano również warsztaty kolejowe. Wszystkie te prace wykonywali Żydzi przydzieleni na żądanie Reckmanna przez urząd pracy. Było tam przeciętnie około 1000 osób. Praca trwała po 12 godzin dziennie z dwugodzinną przerwą na obiad. Majstrami i nadzorcami byli volksdeutsche. Nadzorcy bili pracowników pałkami, często do krwi. Za pracę płacił Reckmann ok. 2 zł dziennie, za co nie można było kupić nawet kawałka chleba. Jeśli któryś z robotników z powodu choroby nie stawił się do pracy, Reckmann zawiadamiał gestapo w Radzyniu. Los tych osób był tragiczny[35].

Według innego źródła w przedsiębiorstwie tym było 700-800 Żydów. Reckmann obiecał, że pracujący u niego Żydzi będą bezpieczni i chronieni przed wywózkami. Ci, którzy chcieli u Reckmanna pracować, stale musieli opłacać się wartościowymi prezentami. Tymczasem w czasie akcji likwidacyjnych Reckmann nie tylko, nie bronił Żydów, lecz sam do nich strzelał i pomagał w wywózce. Warunki higieniczne i sanitarne w barakach przedsiębiorstwa były dramatyczne. W niewielkich pomieszczeniach robotnicy spali po 30–40 osób. Z tego powodu często wybuchały epidemie tyfusu i dezynterii. Chorych Reckmann wysyłał natychmiast do getta. W czasie ostatniej akcji likwidacyjnej getta w Łukowie 2 maja 1943 r. Reckmann podpalił baraki przeznaczone dla Żydów zgłaszając gestapo, że dokonali tego sami Żydzi. Ponieważ jego przedsiębiorstwo znajdowało się w pobliżu dworca kolejowego, wezwał natychmiast Bachnschutz (policję kolejową) i sam Reckmann w towarzystwie tych policjantów mordował Żydów[36]. Inny świadek zapamiętał, że Niemiec ten zimą kazał pracować Żydom nago. Uzasadniał to tym, że jak będą szybko pracować, to nie będzie im zimno[37]. Swoimi sadystycznymi praktykami Reckmann chwalił się publicznie.
Na przykład w 1943 r. w restauracji dla Niemców mówił, że na jego rozkaz Żydzi, którzy nieśli szynę, musieli ją natychmiast opuścić. W wyniku tego, spadająca szyna jednemu z Żydów złamała nogę a drugiemu odcięła palce. Od Żydów żądał Reckmann dolarów, złota, prezentów itp. Ci, którzy ich nie dostarczali, byli przez niego maltretowani[38]. Kierownik przedsiębiorstwa osobiście katował swoich pracowników. Jeden ze świadków zeznał:

„widziałem, jak Reckmann Richard bił jednego Żyda nazwiska nie pamiętam za to, że pozostał w tyle napić się wody. Reckmann zaczął go bić po głowie a gdy ten upadł na ziemię nieprzytomny to Reckmann bił go bezlitośnie, aż wreszcie wskoczył na niego z nogami i zaczął go kopać w głowę obcasem. Żyd ten leżał do wieczora, aż wreszcie gdy wracaliśmy z pracy wzięliśmy go na ręce i zanieśliśmy do getta”[39].

Po wojnie Richard Reckmann dalej prowadził swoją firmę w Niemczech Zachodnich. Władze polskie wystąpiły o jego ekstradycję. Oskarżony i aresztowany na wniosek Polski, został jednak wkrótce wypuszczony za kaucją. W tym czasie Reckmann, zgodnie z informacją polskiego delegata do Trybunału Ekstradycyjnego, „zorganizował szereg świadków”, którzy złożyli zeznania na korzyść oskarżonego. W tej sytuacji Trybunał Ekstradycyjny odmówił wydania go władzom polskim[40].

Zadania narzucone Judenratom i policji żydowskiej

Generalnie praca przymusowa świadczona była za darmo (lub prawie za darmo). W tej sytuacji ciężar utrzymania robotników i ich rodzin spadał na Judenraty i dotowane przez nie Delegatury Żydowskiej Samopomocy Społecznej. Do obowiązków Judenratów należało także dostarczenie odpowiedniej liczby robotników, a często również ich nadzorowanie. Tę ostatnią funkcję pełniła powoływana w tym celu żydowska służba porządkowa (tzw. policja żydowska). W taki sposób Niemcy przerzucili całość wysiłku związanego z wykonywaniem pracy przymusowej na samych Żydów. Nawet w propagandowej „Gazecie Żydowskiej”[41] zauważono, że praca przymusowa Żydów w formie miejscowych batalionów pracy i obozów zamiejscowych wymagała od Judenratów znacznych kosztów i wysiłków[42].

W Radzyniu Żydzi musieli wykonywać różne ciężkie prace fizyczne głównie na rzecz wojska niemieckiego. Przydział pracy odbywał się w ten sposób, że z każdej rodziny żydowskiej Judenrat wyznaczał raz na tydzień jedną lub dwie osoby do rąbania drewna, sprzątania, zamiatania ulic czy usuwania śniegu. Niektórzy bogatsi Żydzi woleli się wykupić od tych prac płacąc Judenratowi podatek w wysokości od dwóch do pięciu złotych. Kwoty te wypłacano ich zastępcom. Niektórzy z nich stale wykonywali określone zajęcia zdobywając w ten sposób „stałą pracę”. Często handlowali z Niemcami, co pozwalało im w pewnym stopniu poprawić sytuację materialną. Jak zapamiętał świadek Jehoszua Rosenkranc, w miejscach pracy przymusowej robotnicy byli pilnowani przez policję żydowską, która wypełniała swoje obowiązki „z dużym zaangażowaniem”. Dzięki skrupulatnemu wykonywaniu niemieckich poleceń praca w policji żydowskiej dawała im możliwość wygodnego życia i korzystania z wielu luksusów [43].

Inny radzyński Żyd – Josef Schupack – zapamiętał, że wszyscy byli zmuszani do pracy bez wynagrodzenia. Wczesnym rankiem grupy robotników gromadziły się przed budynkiem Judenratu przy ulicy Koziej. Ci, którzy mieli stałą pracę, byli uprzywilejowani. Mogli poruszać się po mieście samodzielnie lub byli grupowymi. Pozostali robotnicy byli ustawiani przez żydowską policję w szeregu i prowadzeni do pracy. Do wyznaczonego miejsca udawano się zawsze pod nadzorem policji żydowskiej, policji polskiej (tzw. granatowej) lub Niemców. Jak zauważa Schupack, członkowie Judenratu wkładali dużo energii, aby spełnić żądania Niemców i uniknąć „spontanicznych akcji”. Ich sukcesy były jednak ograniczone. Niemożliwe było bowiem przeszkodzenie Niemcom w wyzyskiwaniu i upokarzaniu ich żydowskich ofiar. W zależności od nastroju i zachcianek zabierali Żydów z domów, łóżek i ulic, gdziekolwiek ich zobaczyli. Odczuwali radość pokazując „wyższość ich rasy nad Żydami”.

Ekipy robotników składały się z mężczyzn, kobiet i nastolatków. Czasami były mieszane, czasami posegregowane według płci. Niektórzy byli przymusowo zrekrutowani przez Judenrat, a niektórzy Żydzi byli tak biedni, że wręcz prosili Judenrat, aby dać im jakąkolwiek pracę, żeby mogli zarobić na kawałek chleba. Ponadto była to jedyna możliwość wyjścia z getta, kontaktu z chrześcijanami i czasami możliwość znalezienia czegoś do jedzenia. Biedni ludzie, zależni od wypłat Judenratu, byli szczególnie bezbronni wobec niesprawiedliwego traktowania. Każdy kto miał pieniądze był w stanie się wykupić. W ten sposób wytworzyła się uprzywilejowana klasa i zaczął kwitnąć nepotyzm. Rodziny członków Judenratu i żydowskiej policji były zwolnione z przymusowej pracy. W konsekwencji rosła nienawiść i wrogość wobec nich.

Schupack zapamiętał także, że ludzie w pracy wyglądali „biednie i nędznie”. Ich ubrania były zużyte i połatane, spodnie były w większości zrobione z pofarbowanego płótna, a płaszcze tak przerobione, żeby dawało się „przemycić” jakąś rzepę lub kawałek chleba do getta. U kobiet i dziewczyn, które nie były przyzwyczajone do tak ciężkiej pracy, od wiatru i złej pogody twarz stawała się szorstka a usta pękały. Z wysiłku puchły im nogi. Tylko w niedzielę, jeśli było w miarę spokojnie i nie trzeba było pracować, ludzie spoglądali w lustra i próbowali poprawić swój wygląd. Ci, którzy opłacili się Judenratowi, byli bezpieczni jedynie od żydowskiej policji. Niemcy nie akceptowali takich zwolnień, byli więc zmuszeni do ukrywania się[44].

W Parczewie policjanci żydowscy z przesadną gorliwością wykonywali zadania związane z pilnowaniem robotników. Ich stosunek do innych Żydów dobrze ilustruje historia Sary, jednej z 200 robotnic zgromadzonych na polecenie Niemców przez tamtejszy Judenrat. Gdy Sara próbowała uciekać, została zatrzymana przez policjanta żydowskiego o nazwisku Poziemczyk. Na szczęście całe zdarzenie widział inny Żyd – technik dentystyczny, który krzyknął do policjanta „Daj żyć jednej żydowskiej dziewczynie!”. Potem pomógł Sarze wydostać się[45].

W Międzyrzecu w celu usprawnienia procesu wezwania na roboty tamtejszy Judenrat opracował specjalny druk. Odręcznie uzupełniano jedynie nazwisko. Data i nazwa ulicy nanoszona była przy pomocy pieczątek. Treść formularza brzmiała: „Wzywamy Pana do przybycia w dniu… b.r. o godzinie 7 rano przed Zarządem Miejskim w Międzyrzecu Podl. z łopatą i miotłą celem podjęcia wskazanej pracy”[46].

Sytuacja Żydów międzyrzeckich była jednak znacznie trudniejsza niż mieszkańców Radzynia. Na stan ten wpłynęły bezwzględne działania niektórych członków Judenratu, którzy wykorzystywali trudną sytuację do osiągnięcia własnych korzyści. Trzeba także podkreślić, że w Międzyrzecu z obowiązku pracy nie były zwalniane nawet osoby chore. Ponadto międzyrzecki Judenrat ogłosił, że rodziny osób, które nie stawią się do pracy, zostaną przekazane Niemcom i rozstrzelane. Z obowiązku tego zwolnione były rodziny członków Judenratu. Oprócz przynależności do tej „elity”, zwolnienie od pracy można było uzyskać płacąc łapówkę wiceprzewodniczącemu Judenratu Alterowi (Bence) Szejmelowi. Warto zaznaczyć, że był on również twórcą policji żydowskiej w tym mieście, a członkowie jego rodziny zajmowali wysokie stanowiska w obu tych instytucjach. Międzyrzecki Judenrat wypracował także dość oryginalny (i porażająco skuteczny) sposób ściągania podatków. Tych Żydów, którzy nie mogli na czas ich zapłacić, przekazywano w ręce Gestapo. Gestapowcy z kolei wysyłali tych ludzi do obozów pracy przymusowej lub zabijali[47].

Policja żydowska w Międzyrzecu była bardzo bezwzględna w egzekwowaniu przymusu pracy. Jeden ze świadków zeznał:

„Policjant żydowski Herszel Goldsztajn przyszedł do naszego domu z żądaniem, by mój brat Abram Plastersztajn udał się do pracy. Brat mój nie okazał pośpiechu i za to został przez ww. policjanta strasznie pobity. W rezultacie przeleżał w łóżku dwa tygodnie. Jest mi wiadomym, że w stosunku do innych Żydów Goldsztajn używał tych samych metod”[48].

Goldsztajnowi nieobce były także inne metody przymusu, które stosował wobec swoich współwyznawców. Inny świadek zapamiętał z kolei:

„Policjant Goldsztajn przyszedł wziąć do pracy mego brata. Nie zastał go jednak w domu. Goldsztajn zaaresztował więc moją starą matkę, chcąc tym samym wyciągnąć od nas pieniądze”[49].

Również w zakresie pomocy Żydzi międzyrzeccy nie mogli za bardzo liczyć na Judenrat. Fakt ten dobrze ilustruje historia Josefa Wajnberga, który wraz z synem został zabrany do obozu pracy, a jego żona zwróciła się do Judenratu z prośbą o pomoc. Judenrat rozporządzał bowiem w tym czasie specjalnym funduszem dla żon i dzieci tych osób, które znajdowały się w obozie. Wspomniany już Alter Szejmel udzielił Wajnbergowej tak małej pomocy, że ta musiała zwrócić mu uwagę, że ma na swoim utrzymaniu czworo dzieci, a pieniądze te wystarczą zaledwie dla jednego dziecka. Szejmel odpowiedział jej: „Pochowajcie troje dzieci, wtedy wam wystarczy”[50].

Na przykładzie funkcjonowania Judenratów w Radzyniu i Międzyrzecu widać wyraźnie, jak dużo zależało od postawy ich członków. Gdy w Radzyniu starano się znaleźć jakieś konstruktywne rozwiązanie (system zastępstw od pracy przymusowej), to w Międzyrzecu działalność Judenratu przysparzała żydowskim mieszkańcom jedynie dodatkowych cierpień.

___

Przypisy:

[18] Informacje na temat funkcjonowania urzędów pracy pochodzą (jeśli nie wskazano inaczej) z opracowania: Józef Kasperek, Wywóz na przymusowe roboty do Rzeszy z dystryktu lubelskiego w latach 1939-1944, Warszawa 1997, s. 50-69.

[19] Lejb Szliterman, Fun majn iberlebungen, [w:] Sefer Luḳow: gehejliḳṭ der ḥorew-geworener ḳehile, Tel-Aviv, 1968, s. 422.

[20] Ryszard Grafik, Łuków w pierwszym okresie okupacji, „Zeszyty Łukowskie”, nr 4, 1984, s. 19.

[21] Archiwum Państwowe w Lublinie Oddział w Radzyniu Podlaskim [dalej: APL/OR], Akta miasta Białej Podlaskiej, sygn. 355, Ogłoszenie Urzędu Pracy w Łukowie, Łuków, 8 VIII 1942, s. 218; Józef Kasperek, Wywóz na przymusowe roboty do Rzeszy, s. 56-61.

[22] BAL, sygn. B 162/2185, Ermittlungsverfahren 45 Js 28/61 StA Dortmund gegen den Kriminalobermeister Erich Langer, 5 XI 1962, k. 511-513; Józef Kasperek, Wywóz na przymusowe roboty do Rzeszy, s. 53.

[23] AIPN, Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Lublinie [dalej: OKBZH w Lublinie], mkf. 18, Protokół przesłuchania świadka Aleksandra Kołcunia, Kock, 16 XII 1946 r., s. 469-470.

[24] AIPN, OKBZH w Lublinie, mkf. 18, Protokół przesłuchania świadka Władysława Czarnackiego, Parczew, 23 III 1946 r., s. 423-424.

[25] AIPN, sygn. BU 821/132, Akt oskarżenia Wincentego Szpilczyńskiego zatwierdzony przez Szefa Wydziału Informacji 7 Dywizji Piechoty 24 III 1945 r., k. 4.

[26] AIPN, sygn. Lu 330/120, Akt oskarżenia przeciwko Władysławowi Czarnackiemu, Lublin, 24 VI 1948 r., k. 123.

[27] AIPN, OKBZH w Lublinie, mkf. nr 6, Pismo Starosty Powiatowego w Lubartowie do Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Lublinie, Lubartów, 15 III 1946 r., s. 858; AŻIH, Zbiór relacji Żydów Ocalałych z Zagłady [dalej: Relacje], sygn. 301/2013, Relacja Mojżesza Apelbauma, s. 4.

[28] AIPN, sygn. Lu 08/178, Raport nr 2 o przebiegu rozpracowania obiektowego „RO-1”, Radzyń, 19 XI 1949, s. 22; AIPN, sygn. GK 164/6408, Wykaz poszukiwanych przestępców wojennych działających na szkodę ludności polskiej na terenie okręgu Sądu Grodzkiego w Radzyniu Podl. w okresie okupacji niemieckiej, Radzyń, 8 VI 1946 r., k. 5.

[29] AP Siedlce, Akta gminy Tuchowicz powiat Łuków 1911-1954 [dalej: Akta gminy Tuchowicz], sygn. 116, Pismo Urzędu Pracy w Łukowie do wójtów i Judenratów w Powiecie Radzyń, Łuków, 9 XII 1940 r., s. 245-247.

[30] AP Siedlce, Akta gminy Tuchowicz, sygn. 116, Pismo Judenratu w Łukowie do Zarządu Gminy Tuchowicz, Łuków, 4 VIII 1941 r., s. 91.

[31] Archiwum Ringelbluma. Generalne Gubernatorstwo. Relacje i dokumenty, t. 6, oprac. Aleksandra Bańkowska, Warszawa 2012, Relacja pt. Sytuacja ludności żydowskiej w okręgu radzyńskim, s. 157-159.

[32] Józef Marszałek, Obozy pracy w Generalnym Gubernatorstwie w latach 1939-1945, Lublin 1998, s. 64.

[33] Mieczysław Pulik, Żydzi międzyrzeccy, „Słowo Podlasia”, nr 3/1995, s. 3.

[34] AIPN, sygn. Lu 331/72, Odpis pisma Jana Mikołajczyka do Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, Katowice, 16 II 1948, k. 4, Pismo Prokuratury RP do Sądu Apelacyjnego w Lublinie z 15 XI 1950 r., k. 280.

[35] AŻIH, Relacje, sygn. 301/3880, Relacja Abrama Chaima Sylbersztejna, Katowice, 26 XI 1947 r., s. 1; Lejbisz Barn, Majne iberlebungen in lukower getto, w: Sefer Luḳow: gehejliḳṭ der ḥorew-geworener ḳehile, Tel-Aviv, 1968, s. 334.

[36] AIPN, sygn. GK 164/66/1, Protokół przesłuchania świadka Rubina Tykockiego, Dzierżoniów, 13 IX 1947 r., k. 25; Według wywiadu Armii Krajowej pożar baraków miał miejsce 4 III 1942 r. AAN, Armia Krajowa [dalej: AK], sygn. 203/III-58, Sprawozdanie sytuacyjno-wywiadowcze „Trzciny” nr 3/42 za miesiąc marzec 1942 r., 29 III 1942 r., s. 31.

[37] AIPN, sygn. GK 164/66/1, Protokół przesłuchania świadka Mordka Grunwalda, Dzierżoniów, 13 IX 1947 r., k. 26.

[38] AIPN, sygn. GK 164/66/1, Protokół przesłuchania świadka Elki Tykowskiej, Dzierżoniów, 13 IX 1947 r., s. 28.

[39] AIPN, sygn. GK 164/66/1, Protokół przesłuchania świadka Srula Krawca, Siedlce, 1 III 1948 r., k. 52. W cytowanym tekście poprawiono oczywiste błędy językowe.

[40] AIPN, sygn. GK 164/66/1, Pismo Delegata do Trybunału Ekstradycyjnego do Polskiej Misji Wojskowej dla Spraw Zbrodni Wojennych w Berlinie, Lubeka, 19 X 1949 r., k. 310.

[41]„Gazeta Żydowska” była legalną, koncesjonowaną przez Niemców gazetą w języku polskim, przeznaczoną dla ludności GG. Ukazywała się od 23 VII 1940 do 30 VIII 1942 r., najpierw dwa, później trzy razy w tygodniu. Wydawana przez spółkę Jüdische Presse G.m.b.H. w Krakowie, miała swoje oddziały w Warszawie, Częstochowie, Lublinie, Radomiu i Kielcach. Redaktorem naczelnym był Fritz Seifter – żydowski publicysta z Bielska. Gazeta podlegała całkowitej niemieckiej kontroli, Marta Janczewska, „Gazeta Żydowska” (1940-1942), w: Studia z dziejów trójjęzycznej prasy żydowskiej na ziemiach polskich (XIX-XX w.), red. Joanna Nalewajko-Kulikov, Warszawa 2012, s. 167.

[42] Rada Żydowska w dzielnicy żydowskiej, „Gazeta Żydowska”, nr 13 z 14 II 1941 r., s. 3.

[43] Jehoszua Rosenkranc, The History of the Destruction (1939-1945), w: Sefer Radzin. Isker-buch/Radzyn Memorial Book, red. Icchak Zigelman, Tel Awiw, 1957, s. 227-244, tłum. na j. ang. www.jewishgen.org.

[44] Joseph Schupack, The Dead Years. Holocaust memoirs, Amsterdam, 2017, s. 33-35.

[45] AIPN, sygn. BU 2323/543 (Aktotwórca: Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem w Jerozolimie), Relacja Arie Korna, s. 5.

[46] AŻIH, Rada Żydowska w Międzyrzecu Podlaskim. 1940, 1942, sygn. 219/1, Formularz Komitetu Żydowskiego w Międzyrzecu dot. wezwania do pracy, Międzyrzec, 27 I 1940 r., s. 1.

[47] AŻIH, Sąd Społeczny (Obywatelski) przy Centralnym Komitecie Żydów Polskich. 1946-1950 [dalej: Sąd Społeczny], sygn. 313/118, Pismo Mojżesza Rapoporta do CKŻP w Warszawie, Międzyrzec Podlaski, 29 XI 1946 r., s. 18-19; Żydowska służba porządkowa (policja żydowska) została utworzona przez Judenrat. Odpowiedzialnymi za nią byli: Alter Szejmel, Brukosz, i Bojarski (Szejntmir). Początkowo służba porządkowa na żądnie władz ujmowała Żydów i odsyłała ich do pracy przymusowej. Z czasem jej kompetencje znacznie wzrosły. Policjanci zaczęli nadużywać władzy i stali się bezwzględni. W trakcie akcji likwidacyjnych policja żydowska w Międzyrzecu zajmowała się wyszukiwaniem Żydów znajdujących się w kryjówkach i przekazywaniem ich Niemcom, AŻIH, Sąd Społeczny, sygn. 313/123, Oświadczenie Sztajna, Międzyrzec, 4 VIII 1946 r., s. 5.

[48] AŻIH, Sąd Społeczny, sygn. 313/33, Oświadczenie Mojszy Plastersztajna o Herszu Goldsztajnie, Międzyrzec, 22 VII 1946 r., s. 1.

[49] AŻIH, Sąd Społeczny, sygn. 313/33, Oświadczenie Binie Nozickiego, Międzyrzec, 5 VIII 1946 r., s. 3.

[50] AŻIH, Sąd Społeczny, sygn. 313/118, Zeznania złożone przez Abrama Rymarza 22 VII 1946 r. o vice prezesie Alterze Szejmlu, s. 4.