Ten, kto zwiedził muzeum i lubelski Zamek,
temu na pewno dobrze wpisała się w pamięć
ogromna czarcia łapa wypalona w blacie
bardzo starego stołu. Chyba pamiętacie?
Dziwny to jest eksponat i straszny troszeczkę.
Nieraz sam tam widziałem calutką wycieczkę
pochyloną nad stołem z wypaloną łapą
jak cała ta wycieczka z wrażenia aż sapiąc
porównuje z odciskiem swoje małe dłonie,
czyta historię stołu, a potem na stronie
z wypiekami na buzi wycieczka rozprawia,
czy to łapa diabelska, czy ktoś się zabawia
i poważną wycieczkę chce trochę oszukać…?
Choć historię tę znacie, zechciejcie posłuchać
raz jeszcze, skąd się wzięło szatańskie odbicie.
Lecz najpierw w wyobraźni przenieść się musicie
na Staromiejski Rynek, na środku którego
gmach piękny Trybunału stoi Koronnego.
Tam właśnie zasiadali przed paru wiekami
sądy, by się zajmować różnymi sprawami
Rok tysiąc sześćset trzydziesty siódmy.
Gmach Trybunału znów się zaludnił.
Dzisiaj rozprawa ubogiej wdowy
przeciwko złemu jest magnatowi,
który ją skrzywdził w sprawie majątku.
Sędzia wysłuchał jej na początku .
Lecz skargę wdowy ciągle przerywał,
w krześle się kiwał i pokasływał,
słuchał niedbale mlaskając przy tem,
jajko na twardo zjadł z apetytem,
w zębach swych dłubał, potężnie ziewał,
chrząkał i spluwał, coś cicho śpiewał,
a w końcu wdowie mówić zakazał
i palcem ławę jej twardą wskazał.
Potem przemawiał pozwany szlachcic.
Kiedy on mówił sędzia nie kasłał,
mowy na moment mu nie przerywał,
a w krześle się ani razu nie kiwał,
słuchał uważnie, wcale nie ziewał,
niczego nie jadł ani nie śpiewał,
nie chrząkał ani nie dłubał w uchu,
nawet nie spluwał – tylko go słuchał.
A kiedy magnat skończył swą mowę,
krzesełko wskazał mu atłasowe.
Potem poszeptał coś z ławnikami
i głośno krzyknął: „Wyrok wydany!
Sąd trybunalski po usłyszeniu
obu stron sporu tkwi w przekonaniu,
że żadna krzywda nie zaistniała,
że wymyślona historia cała.
Zwalnia od grzywny więc pozwanego,
bo go uważa za niewinnego.
Wdowie zaś, która skargę złożyła
sąd nakazuje, by przeprosiła
tego, którego obrazić śmiała.”
Słysząc ten wyrok kobieta wstała,
z godnością przeszła przed ławnikami,
szesnaście razy trzasnęła drzwiami,
aż tynk posypał się im na głowy
i przemówiła takimi słowy:
„Wysoki sądzie, czy jak się zwiecie,
nieuczciwości wiele na świecie.
A ja myślałam, że w Trybunale
nie ma jej nigdy – wcale a wcale.
Brzęczącym złotem można was kupić,
pełną sakiewką całkiem ogłupić,
aż zapomnicie moi panowie,
po co są w sądzie mądrzy sędziowie.
Cóż, baba jestem ja nieuczona,
w sprawach sądowych niedoświadczona,
ale wiem jedno: gdyby w tej sali
diabli rogaci sądzić siadali
więcej by było sprawiedliwości
w czartowskim sądzie i uczciwości.”
Cisza zapadła w sali sądowej.
Sędzia zaś groźnie spojrzał na wdowę,
posłał do wszystkich diabłów, a potem
wyszedł bez słowa, kończąc robotę.
Gdy nad Trybunał noc nadciągnęła
i na czerń nieba gwiazdy sypnęła,
przedziwne rzeczy dziać się zaczęły:
diabły poważnie słowa te wzięły,
że sądzić lepiej potrafią dalej
niż źli sędziowie w tym Trybunale.
Błyszczy na niebie księżyca pełnia.
Sala się czarcią bracią wypełnia.
Ci którzy kradną do piekła dusze,
teraz przybrani w piękne kontusze
w sędziowskich ławach miejsca zajmują
i sprawę wdowy znów wywołują.
I sprawiedliwy wyrok wydali.
Pisarza, który w sąsiedniej sali
spał, każą budzić diabły – sędziowie
i spisać wyrok słowo po słowie.
Tak też się stało. Choć wystraszony
spisał protokół pisarz zbudzony
i to od niego wie miasto całe
o czarcim sądzie. A w Trybunale
stół prezydialny został, na którym
jeden z szatanów swoje pazury
wypalił w blacie, by przestrzec sędziów,
którzy z przekupstwa lub innych względów
dają wyroki niesprawiedliwie,
że piekło straszne jest i prawdziwe.
Stół tamten w Zamku lubelskim stoi.
Możesz go dotknąć – jak się nie boisz.
Kończą się baśnie o naszym mieście.
I zanim w niebo z tych opowieści
ostatnie słowo sobie poleci,
mam wielką prośbę do wszystkich dzieci:
Kochajcie Lublin, jego ulice,
place, ogrody i kamienice
i posłuchajcie chociaż przez chwilę,
jak serce miasta naszego bije.