Są tacy, którzy twierdzą, że na Starym Mieście
budowle mają dusze. Wierzcie lub nie wierzcie…
Lecz ja im bez wahania rację przyznać muszę
– też wierzę, że zabytki mają swoje dusze.
I mają swe legendy, tajemnice, baśnie.
Być może także dusze w nich mieszkają właśnie…?

W czternastym wieku król Kazimierz Wielki
dbał o pomyślność i dobrobyt wielki
miast i miasteczek w całym naszym kraju.
Dlatego dzisiaj o nim powiadają,
że zastał Polskę biedną i drewnianą,
a pozostawił nam ją murowaną.
On to, rozkazał, by kamiennym murem
otoczyć Lublin, aby miasto, które,
wciąż napadały wrogów hordy zbrojne,
było nareszcie możne i spokojne.
Dał lublinianom prezent inny jeszcze
– można oglądać go na Starym Mieście –
kazał zbudować przy murze obronnym
przepiękny klasztor z kościołem zakonnym.
Dominikanom kościół podarował,
bo bardzo władca zakon ten szanował.
Skarbem kościoła dominikańskiego
był mały fragment Krzyża Najświętszego.
Cenna pamiątka, co relikwią zwie się.
Bardzo niewiele takich jest na świecie.
Bracia i wszyscy zakonni ojcowie
strzegli relikwii tak jak oka w głowie,
bo ten cudowny Krzyż Pana Jezusa
leczył choroby w ciałach oraz w duszach.
Wieść o tych cudach kraj obiegła cały.
Tłumy pielgrzymów tutaj przybywały,
ażeby prosić o dar uzdrowienia
chorego ciała albo też sumienia.

Razu pewnego ksiądz biskup z Kijowa
chciał tę relikwie przewieść do Krakowa,
by tam się wierni przed Krzyżem modlili.
Lecz lublinianie biskupa prosili:
„Ach, Ekscelencjo, zostaw nam Krzyż Święty!
Bez niego wszelkie wojny i zamęty
wnet nas dopadną – gród nie ocaleje.
Ach, Ekscelencjo, zostaw nam nadzieję!”
Lecz biskup Andrzej próśb tych nie wysłuchał.
Kiedy noc przyszła bezgwiezdna i głucha,
relikwiarz z Krzyżem wziął ze czcią w swe dłonie,
z kościoła wyniósł gdzie czekały konie
już zaprzężone do dużej karocy.
Chciał zniknąć z miasta pod osłoną nocy.
Lecz się zdarzyło coś niebywałego.
Konie nie chciały ruszyć z miejsca tego!
Choć je woźnica batem bił po grzbiecie
Nie chciały stamtąd jechać za nic w świecie.
Zdumiony biskup oczom swym nie wierzył.
Sam kilka razy rumaki uderzył
nim wreszcie pojął, że to boży rozkaz
każe zwierzętom w miejscu tym pozostać.
I kiedy wrócił z Krzyżem do kościoła,
konie ruszyły aż skrzypnęły koła.
Biskup rzekł wtedy: „Wiem, że woli bożej
żaden się człowiek sprzeciwić nie może,
niech więc relikwia w Lublinie zostanie.
Lecz ,myślę sobie, że nic się nie stanie,
gdy kawałeczek Drzewa z relikwiarza
odetnę dłutem na stopniach ołtarza…”
I chcąc tak zrobić, dłuto uniósł w górę
… i zamiast drzewa przeciął nim swą skórę.
Patrzył jak krwawi ta głęboka rana,
pochylił głowę, upadł na kolana
i tak się modlił: „ Boże mój zgrzeszyłem!
Przebacz mi, Panie, bo zbyt dumny byłem
i nie umiałem czytać Twoich znaków.
Krzyż Twój mieć będzie Lublin a nie Kraków.”
Po tej modlitwie ręka skaleczona
została zaraz cudem uzdrowiona,
a biskup Andrzej pozostał w klasztorze
i chcąc dziękować Opatrzności Bożej,
zbudował piękną kaplicę, gdzie owa
relikwia Krzyża była wystawiona.
I chcąc być zawsze blisko relikwiarza,
grób swój ma biskup w pobliżu ołtarza.

 

W  lutym 1991 roku skradziono słynne relikwie Krzyża Świętego z kościoła oo. Dominikanów w Lublinie, które były przechowywane w dwóch pięknych relikwiarzach.