Bardzo dużo w Bystrzycy upłynęło wody
od czasów niespokojnych kiedy polskie grody
łupili i niszczyli okrutni Tatarzy.
Wszyscy grodów mieszkańcy – i młodzi, i starzy,
mężczyźni i kobiety, nawet dzieci małe
do obrony swej ziemi odważnie stawali,
by ich domy i wszystko, co w nich tylko mieli,
nie wpadli w ręce srogich Tatarów, co chcieli
kraść i palić, a ludzi, których nie zabili,
porywać do swej ziemi, by w niewoli żyli.

Lublina nie mijały te straszne najazdy.
Gdy szła wieść o Tatarach, lublinianin każdy
stawał do wspólnej pracy nad obroną grodu
przed srogą, dziką hordą, która szła od wschodu.
Wzmocniono palisady i obronne włazy,
kopano nowe fosy, a straże czuwały
dzień i noc patrząc z wieży, czy już nie nadpływa
ta wielka fala wojska okrutna i mściwa.

Obłoki mgły się kładły na pobliskie łąki,
a w górze, nad polami śpiewały skowronki
gdy jeden ze strażników, co miał wzrok sokoła,
z wysokiej patrzył wieży na ziemie dokoła.
Wtem serce mu zadrżało pod grubym pancerzem
i dreszcz zmroził mu plecy, chociaż był rycerzem,
i nagły grymas strachu przebiegł mu po twarzy,
i krzyknął co sił w płucach: Tatarzy! Tatarzy!
Bo oto wielka armia jeźdźców i piechurów
zbliżała się od wschodu do lubelskich murów.
Na ten okrzyk się zbiegli mieszczanie i woje
i patrzyli na wrogów z wielkim niepokojem.
Pytali się nawzajem, jak wielka być może
liczba wojska, co ziemię zalało jak morze,
i czy na nich, nieszczęsnych mieszkańców Lublina,
nie wybiła w tej chwili ostatnia godzina…
Wtedy rycerz Radosław ozwał się w te słowa:
„Nie zwycięży, kto w sercu jedynie strach chowa!
Nie w ilości jest siła, ale tylko w męstwie
i jeśli jest w nas męstwo – myślmy o zwycięstwie.
I kiedy wypowiadał to ostatnie słowo
pierwsza strzała tatarska świsnęła nad głową.
A za nią poleciały następnych tysiące,
które jak ciemna chmura zasłoniły słońce.
Na to obrońcy miasta łuków swych cięciwy
napięli i z baszt grodu deszcz spłynął prawdziwy
– lecz zamiast kropel wody niósł on ostre strzały.
Na głowy napastników z murów się polały
strugi smoły gorącej i zwykłego wrzątku.
Tatarzy odstąpili, lecz znów, od początku
szturm po chwili zaczęli wściekły bardziej jeszcze
i znów na ich głowy strzał spłynęły deszcze.
I tak trwała ta walka do zachodu słońca,
lecz honoru i męstwa nie zbrakło w obrońcach,
którzy wszystkie ataki złej tatarskiej dziczy
odpierali tylekroć, że nikt nie policzy.
A gdy wieczór już zapadł mogli oni wreszcie
odpocząć i rodziny odwiedzić swe w mieście.
Lecz nie wszyscy wrócili do swych żon i dzieci…
Poległ dzielny Radosław, co przykładem świecił
i do boju zagrzewał mieszczan i rycerzy,
bo w zwycięstwo obrońców najmocniej z nich wierzył

Niosą zwłoki rycerza towarzysze boju
do Jagny – jego żony. Nim spoczął w pokoju
na rozległym cmentarzu w samym środku miasta,
za tę śmierć poprzysięgła szlachetna niewiasta
straszną zemstę na wrogach, co w swoich namiotach
tkwiąc, czekali aż wzejdzie słońca tarcza złota,
by móc znowu napierać na mury Lublina.
„Wybiła na was, zbóje, ostatnia godzina!
Ja to sprawię, choć jestem tylko białogłową,
że za śmierć mojego męża zapłacicie głową!
Mam bowiem plan jak zgładzić wszystkich w jednej chwili
i wielki pogrzeb sprawić tym, którzy zabili
mego ukochanego. Odtąd żadna żona
płakać nad grobem męża nie będzie zmuszona.”

Z grodu na zewnątrz murów biegły korytarze.
Wiedzieli o nich tylko rycerze i straże.
Znała je także Jagna. Te przejścia tajemne
kręte były i długie, wilgotne, podziemne.
Nim świt na miasto chustę swą położył bladą,
dzielna Jagna stanęła przed wrogów gromadą
i przed wodza oblicze kazała się zawieść
i tak rzekła do niego: „Wielki wodzu, na wieść,
że twoje wojska to miasto zniszczyć chcą i spalić
serce me się raduje. Chcę ci się pożalić:
dużej krzywdy doznałam od ludzi w tym grodzie.
Ma nadzieja na zemstę w tatarskim narodzie…
Chcę wam wskazać tajemne przejście do Lublina.
Jeśli nim wejść zechcecie, nie minie godzina,
a gród cały o litość będzie ciebie błagać.
Jeśli kłamię to biczem rozkaż mnie wysmagać.
Przecież do was tu przyszłam tajemnym korytarzem…
Jeżeli wydasz rozkaz – drogę wam pokażę.”

Wódz bez słowa spoglądał w jej oczy zielone.
Potem swoich doradców odwołał na stronę.
Długo nad tym radzili, co rzekła niewiasta.
W końcu Jagnie rozkazał prowadzić do miasta
drużynę, w której byli najlepsi rycerze.
Kobieta cicho szepcząc ostatnie pacierze
weszła śmiało w labirynt ciemnych korytarzy,
a za nią długim rzędem stąpali Tatarzy.
Kiedy wszyscy już weszli pod skalne sklepienie,
nagle z góry runęły głazy i kamienie.
Taka była zasadzka, w którą lublinianie,
wiedząc od dzielnej Jagny, co się tutaj stanie,
złowili najważniejszych spośród ludzi wroga.
Kara ich za pazerność napotkała sroga,
bo nie mogli się wcale wydostać z podziemia
i wnet poumierali z głodu i pragnienia.
A gdy wodzów zabrakło tatarskie oddziały
w popłochu spod Lublina szybko odjechały.

Zginęła także Jagna pod głazów lawiną
Lecz pamięć o niej żyje, bo choć wieki miną,
o bohaterskiej Jagnie nikt tu nie zapomni
i będą ją wspominać przez wieki potomni,
i będą pamiętali jak dzielna niewiasta
oddała młode życie dla swojego miasta.