Poza wywiadem kompozytor, muzyk, lider i dyrygent zespołu (do tego, jak wyznał na koncercie: „chłopak z Podlasia”) zdradził, że jego marzeniem byłoby zrobienie musicalu „Opowieści z Narnii”, gdzie widzowie wchodziliby…przez szafę. Z Piotrem Nazarukiem rozmawia Jakub Hapka.

J. H. : Rozmawiamy w przerwie dwudniowych prób i warsztatów gospel, które zwieńczy koncert w hali ZSP. Jak zrodziły się te wyjazdowe sesje” Trzeciej Godziny Dnia?

Pomysł przyszedł tak naprawdę od ludzi. To było właśnie po tym pamiętnym koncercie wielkanocnym w 2001 r. Mnóstwo ludzi chciało do nas dołączyć. Zrobiliśmy nabór, mieliśmy wiele zgłoszeń. Ale przyjęliśmy tylko parę osób. Nie było możliwe, żeby do zespołu dołączyło 200. Postanowiliśmy nie zamykać się na tą otwartość.

Skoro jest tyle osób, które chcą z nami śpiewać trzeba zrobić coś takiego, żeby to było możliwe. Na początku sami, jako TGD, zorganizowaliśmy parę edycji projektu „Trzy Głośne Dni z TGD”. Pamiętam, w Zakościelu, w takim fajnym ośrodku mieliśmy te warsztaty. Było wtedy 200 osób śpiewających. Występowaliśmy w Łodzi, raz w Warszawie, potem z takim koncertem.

Wzięło się to z takiej wielkiej ochoty ludzi do śpiewania z nami. Dla mnie, dla zespołu to było pewne wyróżnienie, komplement. Ludzie widzą, że to coś fajnego, pociągającego. Chcieliby w tym uczestniczyć.

Po latach oddaliśmy to w ręce lokalnych organizatorów. W Radzyniu wyszło to od ks. Arka. Okazało się to bardzo fajnym pomysłem. Czasami nawet łatwiej jest zorganizować warsztaty niż sam pojedynczy koncert zespołu. To także działalność na rzecz miasta, gdzie jest spore muzykalne środowisko.

Piotr Naza­ruk — dyry­gent, kom­po­zy­tor i mul­tiin­stru­men­ta­li­sta. Od 1993 roku jest lide­rem pop-gospelowej for­ma­cji TGD (Trze­cia Godzina Dnia) i współ­twórcą reper­tu­aru tego zespołu. Jest także instruk­to­rem warsz­ta­tów chó­ral­nych, dyry­gent 1000-osobowego chóru Festi­walu Nadziei (War­szawa 2014). Od 1999 roku jest rów­nież wykła­dowcą śpiewu zespo­ło­wego na Wydziale Sztuki Lal­kar­skiej war­szaw­skiej Aka­de­mii Teatralnej. Autor aran­ża­cji, pro­wa­dzący zespoły wokalne w kon­cer­tach tele­wi­zyj­nych, współ­pra­cu­jący z Elż­bietą Skręt­kow­ską, Nata­lią Kukul­ską, Ada­mem Sztabą i Zyg­mun­tem Kuklą. Wie­lo­krot­nie nagra­dzany: festi­wal „Boska Kome­dia” (Kra­ków 2008), „Dwa Teatry” (Sopot 2004, 2008), XIV Edy­cja Kon­kursu na Wysta­wie­nie Pol­skiej Sztuki Współ­cze­snej. Autor muzyki teatralnej. Jest człon­kiem zespołu Anny Marii Jopek, uczest­ni­kiem nagrań albu­mów z Patem Metheny, Makoto Ozone i Gilem Goldsteinem.

Dla warsztatowiczów i dla TGD-owiczów to zawsze jest przeżycie.Osoby, które przychodzą tutaj – niektórzy znają dobrze repertuar, śpiewają sobie te piosenki w domu, czy słuchając płyty we samochodzie – mają okazję zaśpiewać w wielkim chórze. I też normalnie z naszym zespołem, solistami. Dla nas to jest zawsze zastrzyk energii.

Często jest tak, że ludzie, którzy śpiewają w tym warsztatowym chórze, podchodzą do tego z taką świeżością. Dla nich wielkim przeżyciem jest  np. pierwsze wykonanie „Błogosław duszo moja Pana” na scenie, my to śpiewamy po raz czterysetny (ja uwielbiam ten psalm). Świeża krew podnosi te utwory dużo wyżej.

Kiedyś podczas warsztatów zorientowałem się, że w takim dużym chórze te utwory zabrzmiały pełniej. Tak jakby były napisane na ten duży chór. Tylko my to śpiewamy w kilkanaście osób, bo TGD tak się skameralizowało. To brzmi dobrze, ale nie ma tego powietrza, brzmienia, które daje duży chór.

Czasami te utwory brzmią najlepiej na warsztatowych koncertach – jest poważny instrument, który to wykonuje.

J. H.: TGD ewoluuje. W ostatnich latach pojawiają się elementy muzyki elektronicznej, innych gatunków, nie zawsze kojarzących się stricte ze śpiewaniem gospel. Skąd przychodzą te nowe wiatry?

Zawsze pobrzmiewały u nas poszukiwania, kiedy jeszcze w zespole był Paweł Zarecki. Muzycznie zawsze to ogarniał – lubił odświeżyć czymś, jakimiś brzmieniami, aranżacyjnymi zabiegami. To zawsze było.

Ale taki rzeczywiście bardziej nowocześnie zrobiło się przy okazji Światowych Dni Młodzieży. Szykowaliśmy się do nagrania nowego repertuaru, ale nabraliśmy przyspieszenia w związku z ŚDM i na to, że mieliśmy zaproszenia koncertowe z dwuletnim wyprzedzeniem. Więc wiedzieliśmy, że to będzie się działo, że będziemy grać głównie plenery i świadomość, że na te koncerty przyjdą młodzi ludzie.

Trzeba było się troszeczkę odmłodzić. Posłuchaliśmy nowych rzeczy, brzmień. Zaadoptowaliśmy je do naszego repertuaru. Było to wyzwaniem dla nas i  wiernych słuchaczy, fanów. Im to przeskoczyło: „O! Tu się coś wydarza”, ale spotkało się to ze znakomitym przyjęciem. I nagrodę mieliśmy od razu, od pierwszego koncertu w ramach ŚDM.

Zanim były te rzeczy w Krakowie, zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz. Przyjeżdżali do Polski ludzie z całego świata i w różnych miejscowościach różne rzeczy się działy – m. in. koncerty. Pamiętam, że to bardzo dobrze zadziałało. Także na nas – zwłaszcza, że było to niedługo po naszym naborze do chóru, kiedy pojawiły się nowe, młode osoby. One doskonale czują tą muzykę.

J. H.: Nasza rozmowa ukaże się po koncercie. Co na nim usłyszymy- „the best of”?

Tak, sięgamy też po stare kawałki. Oczywiście „Błogosław duszo moja Pana”, parę innych psalmów. Odświeżamy utwór pt. „Walka” – tego dawno nie graliśmy, a to super brzmi z takim dużym składem. Parę utworów z naszej ostatniej płyty i parę kawałków, po które sięgnęliśmy z okazji wielkanocnego, telewizyjnego koncertu.

Zawsze staram się wybierać takie utwory, które mają szanse sprawdzić się z dużym chórem. Będą wykonalne, jeśli chodzi o przyswojenie, ale i poniesie siła ich brzmienia.

J. H. : Co Piotr Nazaruk lubi posłuchać po godzinach?

Parę lat temu, kiedy bardzo dużo komponowałem – głównie teatralnej muzyki – to na to pytanie od razu odpowiadałem: Piotr Nazaruk najbardziej lubi słuchać ciszy. Codziennie otoczony dźwiękami to coś przy czym odpoczywam. Szum liści, wody – to jest najpiękniejsza muzyka.

Teraz mam mniej tych rzeczy, postanowiłem skupić się na TGD, na Małym TGD, szkółką – bo ta działalność też nam się mocno rozszerza. Z tego, co słucham ostatnio niektóre kawałki podpowiada mi moja córka. Jestem wielkim fanem grupy „Imagine Dragons” i płytę „Evolve” znam już na pamięć – znakomity materiał, bardzo mi się to podoba.

Moi ulubieńcy – ostatnia płyta Kirka Franklina – bardzo smakowita. Z Nadią słuchaliśmy ostatnio w samochodzie płytę Lauren Daigle – bardzo polecam. Byliśmy nawet na koncercie w Berlinie. Poznałem ją podczas wyszukiwania kolęd, oryginalnie śpiewa utwór „Noel” i to z jej nagrania korzystaliśmy, ja robiłem tłumaczenie.

Pięknie śpiewa, piękne serce, jest coś szczególnego w jej głosie, także w interpretacji tekstów. Od czasu do czwasu wracam do swoich ulubieńców – Sting.

J. H.: Najciekawszy głos polskiej sceny muzycznej?

Mam swoich ulubieńców niezmiennie – Mietek Szcześniak, Piotr Cugowski. To są głosy, które mnie poruszają. To piękna sytuacja, gdy np. przy okazji kolędowania mieliśmy okazję razem pośpiewać, pokolędować. To spełniające się marzenie. To oczywiście Kasia Cerekiwcka. Jest parę fajnie śpiewających dziewczyn – Ania Karwan.