Idą sobie – Atena czasami śpiewa.
Tak – to odkrycie w przedszkolu – jej odkrycie? – śpiew. Przed przedszkolem raczej nie śpiewała – a od momentu, jak poszła – w domu śpiewa na okrągło – na szczęście z każ-
dym miesiącem – jej repertuar się powiększa.
Dochodzą do etapu drogi, skąd widać już Kościół. W tym momencie padają zawsze słowa – piciu, piciu.
– A poprosisz sama? Pójdziemy – powiesz Dzień Dobry – poproszę piciu, piciu?
-Nie.
-A czemu nie?
-Bo tata, tata, tylko tata.
I tak jest zazwyczaj – zawsze.
-Powiesz? – Stoją w małym kiosku. – Nie? Powiedź – Dzień Dobry, poproszę piciu, piciu. Nie? Wstydziuszek Mały. Tak jak zawsze – prosimy butelkę wody – ciepłą, niegazowaną, małą, najlepiej z dziubkiem.
-Proszę. Pan patrzy – na te książki. Wie Pan, ile kosztują?
-Pewnie dużo, 30–40 złotych? Wcale się nie dziwię, że ludzie nie czytają. To masa pieniędzy. A i tytuły niezachęcające. Wcale się nie dziwię, że ludzie nie czytają.
Pani w kiosku jest jego wierną czytelniczką. Zawsze Jej zanosi – gdy coś się ukaże.
A i „Akcent” zawsze można u Niej kupić.
Być może jeśli – teraz go słucha – pozdrawia Ją serdecznie.
Za tym pasażem – pomiędzy ulicą a już lasem – a raczej małym wąwozem, gdzie zaczyna się las – zaczynając wchodzić lekko, a później ostro pod górę – mieszkał. Za linią lasu są tory – do których da się przyzwyczaić – a raczej w ogóle się na to nie zwraca uwagi – a dalej to już duża połać lasu.
Przechodząc przez tory – idąc wzdłuż wschodniej ściany lasu – przy ogródkach działkowych – można dojść już całkiem blisko Zalewu – ok. 1,5 godziny spacerkiem do wody.
Tam mieszkał. Na początku jako kawaler – zbliżający się do starego. A później przez jakiś czas – 4 lata – ze swoją wtedy jeszcze nie żoną Penelopą.
Ostatnie cztery lata studiów.
Poznali się, gdy kończyła I rok, i miała jeszcze lat 19naście.
Po przyjeździe na II – od razu ze sobą zamieszkali. To w takim szybkim skrócie.
Później już raczej szybko – połowa lipca obrona – z Kundery – co było wyczynem – bo studia po linii nauczycielskiej – Filologia Romańska z Włoskim – na początku sierpnia ślub – w połowie września przenosiny na swoje – nieopodal – lecz po drugiej stronie – październik lub przełom października i listopada przyszła do Biura – i już tak została. Umysł stricte humanistyczny – bez żadnych konotacji ekonomicznych – i zaczęła od księgowej – zwykłej – uczącej się – podyplomówka z Handlu Zagranicznego – a gdy już wiedziała i była pewna, że zostaje – podyplomówka z Rachunkowości i Finansów – i po około niecałych 10 latach – zbierania szlifów, ale i cięgów – i radości sukcesów, i smaku nauczki porażek – jest Szefową.
Wszyscy się cieszą. Ludzie cenią. I szanują.
Tam mieszkał – przez 10 lat. Sprzedali małżeństwu z małym dzieckiem zza ściany. Powiększyli sobie o drugie tyle. On i tak nie przepadał za tym osiedlem. Niby prestiżowe – że prezesi, politycy… ech. Przenieśli się, gdzie im się teraz całkiem dobrze mieszka. Może i by mieli możliwość zmiany – na domek pod miastem – ale – mi się tu dobrze mieszka, nie chcę się wyprowadzać – powiedziała któregoś razu Penelopa – dobrze – nie przytaknął tylko.
Tamte mieszkanie mu się dość często śni. I cała klatka schodowa. Blok.
Jakieś totalne przebudowy wewnątrz. Łączenie miesz- kań – jakieś schody, klatki – pomiędzy mieszkaniami. Wewnętrznie przerabiane.
Może nie potrafi – może jeszcze nie umie – albo po pro- stu – śni mu się poprzedni etap życia. No w sumie dość trudny. Chociaż jego wszystkie etapy życia są trudne, cóż… taki typ człowieka. Kto ma szczęście w miłości, ten nie ma szczęścia w budowlance.
Poza tym tylko Idioci są zawsze zadowoleni. Nieważne. Śni mu się – tamto życie (?).
Przychodzi mu w myśl piosenka Iggiego Popa – bodajże z albumu „Avenue B”.