Wczoraj, w I LO odbyło się spotkanie z autorkami książki „Pseudonim Weksler” -Lidią Zielonką z Zarszyna oraz wnuczką Rudolfa Probsta- Laurą Barszczewicz, znaną z naszych łamów. W ponad godzinnym spotkaniu przybliżyły młodzieży postać budowniczego i dyrektora ich placówki. „Jakim ja jestem bohaterem? Takie były czasy” – zwykł powtarzać.

Probst urodził się w 1923 r.  Jaśliskach, urokliwym miejscu. To tam kręcono m.in. „Wino truskawkowe” czy „Boże Ciało”. Następnie z rodziną przeniósł się do Zarszyna.

W 1939 r. zdaje maturę. Wojna przerywa mu dalszą naukę. Przez całe życie będzie pamiętał tupot nóg wkraczających do miasteczka Niemców.

Aby uniknąć wywózki na roboty przymusowe do Rzeszy, urzędnik patrząc na niemieckie brzmienie nazwiska, proponuje rodzinie podpisanie volsklisty. Akt, traktowany jako zdrada był jedynym sposobem, żeby zostać w Polsce.

Probst zaczyna działać w ruchu oporu. W małym majątku ziemskim w Besku, którego zarządcą był Austriak  dr Oskar Schmidt (przed wojna właściciel imperium gumy w Sanoku, zatrudniający 1500 pracowników) twierdząco odpowiada na pytanie Adama Winogrodzkiego „Korwina”, które zdeterminuje jego całe życie. Zgadza się być wtyką w sanockim Gestapo.

Jako tłumacz pracuje tam od listopada 1943 r. do czerwca ’44.

24 godziny na dobę przebywał w budynku Gestapo. Wszelkie informacje przekazywał przez łącznika, Stanisława Rysza – kolegę z dzieciństwa, pełniącego wówczas funkcję zaopatrzeniowca w majątku Besko. Rysz raz w tygodniu przyjeżdżał z zaopatrzeniem. Mijając się z nim na korytarzach, wymieniał nazwę restauracji, gdzie wcześniej ukrywał grypsy z ważnymi informacjami, nie rzadko ratującymi życie. Chował je m.in. za spłuczką w toalecie.

21 czerwca ’44 odbiera najważniejszy w życiu telefon.

Naczelnik więzienia każe mu przekazać informację, że w wyniku śledztwa jeden z przesłuchiwanych przyznaje, że w sanockim gestapo jest wtyka.

Wychodząc, z kasy pancernej zabiera listę konfidentów z całej okolicy.

Później bierze m.in. udział w Akcji Burza.

Chcąc wyzwolić się z piętna folksdojcza (widziano go w mundurze hitlerowskim)  oczyszcza swoje imię. Gminna Rada Narodowa wystawia mu swoiste świadectwo patriotyzmu. A wielu świadków (2 strony podpisów mieszkańców Zarszyna) potwierdza, że rodzina Probstów pomagała Polakom.

Następnie Rudolf Probst pod zmienioną tożsamością jako Zygmunt Panek został przeniesiony do Rymanowa. W późniejszym czasie działał we Lwowie, na obszarze Węgier oraz Rumunii[15]. Był uczestnikiem akcji „Burza” w powiecie sanockim w plutonie Wojciecha Rosolskiego ps. „Skalny”; wskutek choroby został zwolniony z oddziału w sierpniu 1944 roku, pełnił wówczas funkcję łącznika.

Po wkroczeniu wojsk radzieckich tymczasowo był tłumaczem między miejscową ludnością a rosyjskimi urzędnikami. Po nadejściu NKWD i fali aresztowań żołnierzy AK zdecydował się wyjechać, uprzednio składając w sądzie wojewódzkim w Jaśle oskarżenie-donos na siebie, iż podczas wojny służył w Gestapo na rozkaz AK. Po roku wydano mu zaświadczenie z sądu w Rzeszowie, że nie pracował dla Niemców, po czym w 1945 roku wyjechał do Siedlec, gdzie odnalazł rodziców. W 1946 roku zamieszkał w Lublinie, zdał maturę i w 1947 roku rozpoczął studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Podczas studiów i po nich był stale kontrolowany i inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Po wojnie w okresie PRL, w obliczu wystąpień przeciwko Probstowi, w jego obronie stanęli inni działacze konspiracji w Sanoku: Mieczysław Granatowski, Władysław Pruchniak i Piotr Dudycz, którzy w tej sprawie ogłosili oświadczenie[2].

W 1949 roku podjął pracę w liceum w Tarnogórze jako nauczyciel biologii i chemii. W 1951 roku został przeniesiony do liceum ogólnokształcącego w Grabowcu, gdzie był nauczycielem biologii do 1955 roku, w tym od 1954 roku dyrektorem. Następnie przeniósł się do Radzynia Podlaskiego, gdzie rozpoczął pracę w liceum. Był nauczycielem biologii, języka niemieckiego i pełnił funkcję dyrektora (1959-1963) został także szefem Szkolnego Koła Krajoznawczo-Turystycznego PTTK. W 1983 r. przeszedł na emeryturę.

W latach 90. XX wieku wstąpił to Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i został wiceprezesem oddziału tej organizacji w Radzyniu Podlaskim.

Jego żoną została Krystyna z domu Samsonowicz. Mieli dwie córki: Grażynę i Małgorzatę, także nauczycielki biologii. Zmarł 13 lutego 2015 r., pogrzeb odbył się na cmentarzu w Radzyniu Podlaskim, po mszy św. w  Kościele Trójcy Świętej.

Laura Barszewicz: był dla mnie przede wszystkim dziadkiem. Nigdy nie czuł się bohaterem

Wnuczka profesora znała go jako kochającego dziadka, który z jej babcią, Krystyną (uszła z życiem z rzezi wołyńskiej) przeżył wspólnie 60 lat.

Wciąż musiał tłumaczyć się z przeszłości. Nękany przez UB, był zmuszony zmieniać miejsce pracy i zamieszkania.

Po incydencie na Radzie Pedagogicznej w radzyńskim liceum (ówczesny nauczyciel, zarazem sekretarz partii, Paluch przerwał ją i wskazując na Probsta, zapytał zgromadzonych: „czy wy wiecie, kim jest wasz dyrektor? To zdrajca Polski Ludowej”) poprosił kolegów z AK o wydanie oświadczenia, które jednoznacznie potwierdziło jego bohaterską i patriotyczną postawę w czasie wojny.

Lubiany przez uczniów (pieszczotliwie nazywał ich „słoniami” i czytał ich nazwiska od końca) i nauczycieli. W Grabowcu Hrubieszowskim założył z uczniami plantację mięty, zysk z jej sprzedaży przeznaczając na wyposażenie sal lekcyjnych.

Co roku, 17 kwietnia- w dniu imienin –  był odwiedzany przez swoich uczniów.

Przez długie lata otrzymywał listy wdzięczności od rodzin tych, którym pomógł.

Książka to efekt spotkania sprzed 8 lat działającej w Stowarzyszeniu „Inicjatywa” w Zarszynie, Lidii Zielonki oraz wnuczki pedagoga, Laury Barszczewicz.

Puentą obchodów 100-lecia urodzin było wieczorne spotkanie autorek książki z mieszkańcami Radzynia w Miejskiej Bibliotece Publicznej.