Mijają Sowińskiego.
Ta ulica jest fajna. Dlaczego? Nie wie. Ma coś w sobie. Wspina się pod górę od Głębokiej do Racławickich.
Coś jest w tej ulicy – ma nadzieję, że nie bomby z września ’39 – kiedy to Lublin był bardzo bombardowany. E, chyba nie. Wtedy – tutaj – to pewnie żyto i zboże rosło.
Coś ma ta ulica w sobie – rzadko która ma.
Ta droga – jest – jasna, nie za długa, prosta – być może i ideał drogi życia.

Biorąc jeszcze pod uwagę – ukryty dla większości – kawałek przy Glinianej…
Wskazanie ukryty?

Po lewej Skwer Akademicki.
Idealny przystanek – na odsapnięcie, i papierosa – na trasie – wiosennego lub letniego – spaceru – Miasto Dom.

Po prawej Park Akademicki.
Podobno miejsce spotkań studentów.
Ech, Panie kiedyś – wie Pan – jeszcze w Starej Łącznościówce – to było.

Filaretów – wije się lekkim wężem ku górze – ku dwóm wieżowcom.
Po drodze – osiedle – tych domków – Ktoś mówił tzw. złodziejówka. Piastowskie. Globus.
Z drugiej strony – też osiedle domków – może nie złodziejówka – a może milicyjne (podobne).

Kościół św. Józefa – zaraz obok wieżowce małe – we mszy można uczestniczyć w kapciach, na fotelu – i nie z radia, telewizji, Internetu.
Dwa wieżowce – jakiś Sąd – sklepy – parkingi. Te rejony dość szybko zmieniły się w centrum różnych usług – wiele biur, banki, markety, przychodnie – i wszystko co do życia potrzebne. Dość szybko. Dość tanim kosztem. Ktoś miał bardzo wartościową wizję.

Przystanek.
Prawie nikt nie wysiada. Prawie nikt nie wsiada. Przystanek może tylko dla wytchnienia kierowcy.
Chociaż teraz – te trolejbusy – się prowadzi – jak piękna kobieta o nagim brzasku.

Mijają pas zieleni z średnio gęstym zalesieniem po lewej – za zalesieniem bloki LSM-owskie – chyba Mickiewicza.

Po prawej ciągnie się Park Akademicki – duży, długi – sporo studentów w mieście.
Za drzewami budynki sportowe UMCS – skwerek – miejsce grillów studenckich?

Przystanek.
Nikt praktycznie nie wysiada. No chyba, że Świetlicki – którego widuje czasami w tym autobusie.
-A palił? – Pyta Michaś w Dwóch Kroplach.
-No nie, przecież autobus.
-E, to na pewno nie był Świetlicki.

Gdzieś gubi Świetlickiego – miejska legenda głosi, i terkocze się po umyśle, że wysiada na Pana Tadeusza. To właśnie ten przystanek. Na skraju LSM-u – osiedla Mickiewicza. To na pewno był i jest on. Pan Świetlicki.

Wsiada paru studentów – pojedyncze raczej sztuki. Większa stacja prądotwórcza.
Za nią nowe, ładne budynki – wieść głosi, że prywatne akademiki.
A, to tam Świetlicki zmierzał – bardzo na serio i, prawdopodobne.

Skręcają w lewo w Wileńską.
Po prawej – jeszcze przy Głębokiej – Pomnik Ofiar Katynia.
Ten Kaczorowski to nie miał szczęścia.
O nim dopiero głośno zrobiło się, gdy zmarł w kata- strofie.
Wcześniej raczej cicho – niewiele.
A po Katastrofie – że ostatni Prezydent na Uchodźstwie.
Że harcerstwo, że księgowy – że całym szlakiem bojowym – ruskie – Iran – Palestyna – Afryka Północna – Włochy – Monte Cassino.
W Londynie osiadł – i tam znalazł, i poznał żonę.

Do tej pory – cicho sza – nikogo to nie obchodzi – kropka – a po – tablice, sale pamięci, w mediach.
I cóż by rzec?

Autobus robi skręt w lewo – po prawej w oddali bliższej widać stawiają bloki – w oddali dalszej można dostrzec teren UMCS – Wydział Artystyczny – Muzyczny i Plastyczny. W ogóle się nie pyta sam siebie – dlaczego tutaj –
w Lublinie – nie ma ASP.
No ale macie – wasz Nałęczów, Kazimierz, Roztocze. Słabe to – słabe – tłumaczenie.

Jest już trochę znużony.
Kawa zdążyła wyparować z jego żył. Niestety już.
Być może słoneczna Dominikana byłaby jakimś roz- wiązaniem.
Ożywia się wtedy, gdy myśli o sobie w tobie.

W tej wąskiej ulicy Wileńskiej – ledwo się mieści – auto przy aucie – prawie się o siebie ocierają – w autobusie na szczęście luzy – nie ma ścisku.
Przeważnie o tej porze – gdy siedzi z przodu – zasadniczo teoretycznie jego twarz, oczy patrzą wprost zza przedniej szyby autobusu – tam – pod górkę Wileńskiej – jest słońce.