słuchając brazylijskiego radia, nie mogę, oczywiście, uwolnić się od przytłaczającego nastroju i przytłaczających myśli, w tym wspomnień zimy z 1998 na 1999. wtedy też ktoś słuchał samb i bossa nów w mieszkaniu wyklejonym plakatami filmowymi, a ja, już wtedy, przeżywałem to samo, co teraz, i to samo, co wcześniej: nieśmiałość, skrępowanie, niecierpliwość, poczucie straconego czasu, w ogóle i w przedziale zbyt długiego oczekiwania, który sam, z rzeczonej niecierpliwości, sobie narzuciłem. zapewne to skończy się, niebawem, wizytą w jakimś holenderskim ośrodku eutanazji lub samobójstwa medycznie wspomaganego. nie stać mnie, pod względem odwagi, by załatwić sprawę samodzielnie. a „dignitas”, w szwajcarii, podobno strasznie kantuje, biorąc masę pieniędzy, a potem, nijak, nie szanując zwłok i prochów, co, w zasadzie, jest bez większego znaczenia…