„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Tak, muszę przyznać, że mi go jednak brakuje. Tego połamanego, powiązanego sznurkiem i starymi trytytkami języka naszego codziennego, który lepiej niż wszelkie analizy socjologiczne pokazywał, jacy byliśmy naprawdę… Szukałem w pamięci tych fraz, tych zwrotów, tych myśli.

Zawsze mówiłeś “Stara bida”, albo po miejscowemu “O tak o”, gdy ktoś cię spytał, co słychać czy jak leci, a ty w ogóle nie miałeś ochoty z nim gadać. On zresztą też, ale wypadało spytać na odczepnego.

Albo “Tak że tego” (z ciekawą wersją “Tak że tak”) i “Tak to jest…” – występujące najczęściej jako swoiste syntezy najwznioślejszych przemyśleń.

Stosunki międzyludzkie, prawdy życiowe, ekonomia: „Nie chcę się wtrącać, ale…”, „Da radę za flaszkę?”, „A gdzie matka była…?”, „ruchy, ruchy!”, „Ta to za grosz wstydu nie ma…”, „Krów z tobą nie pasałem”, „Na stary czas już by było po szóstej”, „Oj tam, oj tam”, „Wspomnisz moje słowa”, “Co ja mogę, kochany…”, „Dobry ten tort, taki nie za słodki”, „A bez faktury to ile?”, „Się zrobi się”, „Jak książka pisze”, „Do wójta nie pójdziemy”, „Aby zdrowie było, bo to najważniejsze”, „Na umowie najniższa, wiadomo…” czy „Bynajmniej ja wiem jak jest…”.

I te “pieniążki”, „rabacik”, “obiadek”, “wódeczka” czy “piątunio” – spieszczone nazwy tego, co nam najbardziej na sercu. „Niby słoneczko, ale jak zawieje to zimno”.

W teorii i zamiarze dowcipne, a prymitywne, głupie, albo po prostu tak banalne i wyświechtane, że okropnie denerwujące: “Ile? I dlaczego tak drogo?”, “O kant dupy potłuc” (z dupą jest jeszcze bardziej beznadziejne “Nie da się – to parasola w dupie otworzyć!”), „Kto bogatemu zabroni?”, „Więcej was matka nie miała?”, “Albo rybki, albo akwarium”,”O co chodzi? O ten tramwaj co nie chodzi.”, “Co ty, śniadania nie jadłeś?”.

Ale najlepsze były podsumowujące wszystko i powalające rywala riposty w stylu „Nie zesraj się!”.

* * *

„A, nawet mi nie mów…”

 

CDN…

 

zdj.: Jarosław Matuszewski