Na jedno kopyto
Matka stale łkała, gdy nie pracowałem,
to ja, kiedy tkała, pospołu z nią tkałem.
Tak jak my tkał tatko – tak troje nas tkało.
Tkalim my nierzadko, tkalim my niemało.
Jednak tak się stało, że zbankrutowalim,
choć tkalim niemało i nierzadko tkalim.
Znowu matka łkała. Pytam „Tatko…” tatka
„…czym ja jej zakała, że tak znów łka matka?”
„Nie ma rady na to, że łkają kobiety.”
– szeptem odparł tato. „Tak to jest, niestety.
Matkę trza ugłaskać- to miną kłopoty.
Nie ma co tu tak stać. Goń szukać roboty!”
To ja na to tacie: „Ciutkę się przyuczę
u szewca w warsztacie i wkrótce tu wrócę
dać radę nieszczęściu.” Lecz nie wyszło mi to.
było nas dziesięciu na jedno kopyto.