Nie lubimy meczów o wszystko. Zwykle kończą się zawodem. A jeszcze im mocniej napompowany balon oczekiwań, tym serca kibiców bardziej złamane po niepowodzeniu. Najświeższy przypadek był jednak dość nietypowy. Facet (polscy fani) nie robił sobie wielkich nadziei, ale kobieta (reprezentacja) dała mu szansę. Jedziemy na mistrzostwa świata!

Po słabym meczu ze Szkocją, Czesław Michniewicz dokonał zmian taktyczno-personalnych. Przede wszystkim ustawił czteroosobowy blok defensywny, choć boczni obrońcy pełnili w zasadzie role wahadłowych, bo w składzie nie było skrzydłowych. W związku z tym środek pola był zagęszczony obecnością pięciu pomocników o różnych rolach. Bielik miał w fazie defensywnej wnikać między Glika i Bednarka. W miejsce Krychowiaka selekcjoner desygnował Jacka Góralskiego, spodziewając się zapewne twardej walki ze szwedzkimi pomocnikami. Nieco niżej, niż w Glasgow, operował Moder. Za plecami Lewandowskiego biegali Zieliński i Szymański, wspomagając niekiedy Casha i Bereszyńskiego (zastąpił na lewej stronie słabiutkiego Recę) w bocznych sektorach. W bramce stanął Szczęsny i wybronił nam mecz.

Golkiper Juventusu był pewny w swoich poczynaniach. Dwukrotnie był górą w starciach z Forsbergiem (dużo ważyła zwłaszcza interwencja po strzale Szweda w pierwszej połowie). Panował w polu karnym niepodzielnie, łapiąc większość dośrodkowań. Miał również wsparcie w świetnie spisujących się Gliku i Bednarku. Był taki moment, kiedy Szwedzi zamknęli Polaków w ich polu karnym, ale nasi stoperzy blokowali strzały Kulusevskiego i Karlstroema. Bednarek zagrał wczoraj swój najlepszy mecz w reprezentacji, bez dwóch zdań. Glik natomiast doznał urazu jeszcze w pierwszej połowie. Wydawało się, że po przerwie nie wróci już na boisko, kiedy przy linii stał przygotowany do wejścia Krychowiak. Obrońca Benevento dokończył jednak ten mecz i spisał się po profesorsku.

A Krychowiak zmienił Góralskiego, który tradycyjnie otarł się o czerwoną kartkę, ale sędzia Orsato go oszczędził. Brawa dla Michniewicza za reakcję, bo mogliśmy tego meczu w komplecie nie dokończyć. Krychowiak, daleki przecież od dobrej formy, już trzy minuty po wejściu na plac dał konkret, którego nikt się po nim nie spodziewał. Wywalczył „jedenastkę”, przechytrzywszy Karlstroema, który wparował w zastawiającego się Polaka ze zbyt dużym impetem. Lewy po meczu powiedział, że to rzut karny o jednym z największych ciężarów gatunkowych, spośród przezeń wykonywanych. Ale strzelił pewnie, w swoim stylu, mierząc wzrokiem bramkarza tuż przed uderzeniem.

Po stracie gola Szwedzi przejęli inicjatywę, ale widać było po nich wzrastającą nerwowość. Nie operowali piłką tak dokładnie, jak w pierwszej połowie. Mieli wspomnianą sytuację Forsberga, a poza tym kilka strzałów niecelnych lub wyłapanych przez Szczęsnego. I nagle popełnili błąd. Danielson źle przyjął piłkę, zabrał mu ją Zieliński. Pomocnik Napoli pognał na bramkę Szwedów, jakby jutra miało nie być, podniósł głowę i pewnie pokonał Olsena strzałem w krótki róg. Było już naprawdę blisko!

Po podwyższeniu prowadzenia Polacy zaczęli sobie poczynać, jak… nie Polacy. Jedynie świetnym interwencjom Olsena po strzałach głową Lewandowskiego i Bednarka Szwedzi zawdzięczają tylko dwubramkowy deficyt. Nie udało się co prawda dobić rywala, który był już bezradny, ale Polacy w końcówce mieli pełną kontrolę, a Szwedzi mogli już tylko faulować, wrzucać piłki w pole karne…

…i ratować się Zlatanem. Ibra wszedł na kilkanaście minut, ale nie był w stanie nic zrobić. Ten anonimowy występ może okazać się ostatnim meczem o stawkę wielkiego Szweda w reprezentacji.

To już nie nasz problem. My czekamy na losowanie grup turnieju finałowego. To był najlepszy od dawna mecz reprezentacji Polski. Nie było pięknej porażki, a zasłużone zwycięstwo w arcyważnym meczu. Szwedzka klątwa przełamana!