Orlęta – klub na pewno nie obojętny. Mnóstwo czasu spędziłeś na stadionie w niedzielne popołudnia. Przeklinałeś w duchu indolencję strzelecką napastników, nieudolność defensywy. Czasem aż podrywało cię w zachwycie. Zrywałeś się z twardej, drewnianej ławki, potem z wygodniejszego krzesełka.

W pamięci kibica tkwią jednak okołofutbolowe obrazy:
-pokonywanie z grupką przyjaciół betonowego płotu
– pocięte gazety przez kolegę Jędrusia, który w chwilach tryumfu miały zastępować nam argentyńskie konfetti
– zbiórka do czapeczki na telewizor dla kontuzjowanego gracza, który musiał skończyć przygodę z piłką
– przenośny mini-bar z przekąskami w starym autobusie – ogórku

***

Koniec przegranego w fatalnym stylu spotkania. Któregoś z rzędu. Spiker z budki zaprasza na kolejny domowy mecz. Jakiś kibic, pełen rozczarowania i żalu, wykrzykuje coś w stylu: „A po co?”

Nasz zawodnik marnuje typową „setkę”. Jakiś rozsierdzony fan rzuca wiązankę podwórkowej łaciny. Siedząca obok dama strofuje go pytaniem: „Kto cię tak przeklinać nauczył?”. Chwila ciszy. Odpowiada za niego facet w średnim wieku: „Życie”.

***
Jubileuszowe spotkanie oldboyów Legii z zasłużonymi Orlęciakami. Wujasowi przypadła w udziale rola „plastra” Dziekanowskiego. -Nie powąchałem w ogóle piłki – wyznał potem. Kolega Jacek kręcił się koło szatni po meczu, żeby wydębić koszulkę od Kucharskiego, właśnie odsuniętego z Legii w związku z jakąś absurdalną „aferą koszulkową.”

***

W jakimś meczu kompletnie nam nie idzie (ta, nowość). Jeden z zawodników tuż przed spotkaniem siada na trybunach, w przerwie idzie do szatni, przebiera się, (pal licho rozgrzewkę) i od początku drugiej wchodzi na plac gry. Ziaba?

***

Oglądam w niedzielę męki „drużyny bez właściwości” Milanu, potem bezzębną Herthę Berlin. Zastanawiam się nad fenomenem ich kibiców. Co prawda na San Siro widać pustki, jednak Olympiastadion zapełnia się prawie w połowie. Mediolańczycy czy berlińczycy chcą nadać jakiś sens weekendowi, przychodzą z przyzwyczajenia, czy może wierzą, że „ a nuż odpalą”. Z jakim nastawieniem przychodzi na Warszawską przeciętny radzyniak? Spotkanie będzie pretekstem do rozmowy z kumplem po 2 tygodniach niewidzenia?