Mapa północnej części województwa lubelskiego w latach 1621-1626.

I
Mieszkam w Łukowie, na ulicy, której nazywa nic nie mówi wielu rodowitym Łukowianom. Orientację poprawia dopiero jej zakotwiczenie o kilka sąsiadujących, większych i bardziej znanych ulic.

-W bok od Domaszewskiej, między Świderską, Radzyńską a nową obwodnicą.

Ale najlepszym i najszybszym sposobem na określenie lokalizacji naszego domu, jest krótkie wskazanie kierunku:

-Na Kirkut.
Choć właściwy bejt ohel łukowskich Żydow znajdował się w miejscu obecnego szpitala miejskiego a symboliczny, zbiorowy grób zbudowano z macew przy Warszawskiej, to jednak cmentarz tutejszych Żydów, zgładzonych podczas hitlerowskiej okupacji, zlokalizowany w Lesie Malcanowskim nadał nieoficjalną nazwę tej okolicy, zlokalizowanej na jego północnym skraju a zarazem na południowych przedmieściach Łukowa.
„Na Kirkut”. Jeden z lokalnych toponimów. Określenie łukowskich miejscówek, zrozumiałe jedynie miejscowym, podobnie jak

-Cieszkowizna (wymawiana jako: „Cięszkowizna”),

–Wójtostwo ( zmieniające w wymowie „o” z kreską w „u” otwarte-„Wojtustwo”),

—Poważe (rodzaju nijakiego, „mężniejące”w deklinacji („na Poważym”) czy

-Farfak, ulica biegnąca -jak sama nazwa wskazuje-obok nieistniejącego tartaku.

A także dwa osiedla, w których zdarzało się mieszkać: „Chącina” i „Klima”, biorące swe nazwy od dwóch miejscowych lekarzy- społeczników: doktora Chącinskiego i doktora Klimeckiego. Oraz nigdy nie pomieszkiwanie ale świetnie znane inne blokowiska: „SNK” (od nazwiska noblisty z Woli Okrzejskiej) i Unitów (Podlaskich), nazywane przez pamiętających słusznie miniony system osiedlem XXX- lecia (PRL-u). Po ćwierć wieku mieszkania znam miasto jak przysłowiową własna kieszeń. A także- dzięki dyżurom w karetce tutejszego pogotowia ratunkowego- cały powiat: od Kienkówki po Leszczankę, od Biardów po Charlejów i Wólkę Domaszewską. Zanim tak się stało-w kwietniu 1998, po przybyciu z nieodległego przecież Radzynia Podlaskiego skierowałem pierwsze kroki-niepewnie niczym Neil Armstrong na Srebrnym Globie-do łukowskiego oddziału PTTK, aby zakupić plan miasta….

II
Zarówno na mapie, jak i podczas obserwacji terenowych w mieście nad Krzną uderza symetria i regularność jego układu. Zapewne wielu mieszkańców popuka się ze zdziwieniem w głowę.

-Symetria w miejscu bez starówki i rynku; gdzie ulice nie krzyżują się pod kątem prostym jak w NYC ani nie rozchodzą się promieniście jak spod paryskiego Łuku Triumfalnego? Gdzie najdłuższa ulica (Międzyrzecka) nie biegnie prosto jak łódzka Pietryna lecz zagina się i faluje?

-Ano tak!

Ład i geometria. Wprawdzie nazwa „Łuków” wywodzi się od „ługu” czyli „łęgu” a nie „łuku” to jednak ów ukryty w mieście łuk wyznacza jego plan.
Parabola linii kolejowej Lublin-Dęblin opasuje miasto od wschodu i zachodu ze szczytem, zwróconym ku północny, przebita strzałą drogi krajowej „63”. Nieregularna cięciwa rzeki Krzny o korycie tak równym, jakby była sztucznie wykopanym rowem lub kanałem (skojarzenie uprawdopodobnione biegnącą nieopodal ulicą Kanałową); dzieli obszar dwu najstarszych parafii. Których to kościoły- Przemienienia Pańskiego i Podwyższenia Krzyża Świętego-nazywane są przez miejscowych odpowiednio „białym” i „czerwonym”- jak barwy flagi narodowej. I nazwy ulic. Pomijając wspomniane na wstępie-niepojęte dla przybysza lokalne dziwolągi lingwistyczne- ich nazwy są w większości logicznie przyporządkowane kierunkowi, ku któremu prowadzą. „Żelechowska” . „Świderska”. „Radzyńska”. „Domaszewska”. „Międzyrzecka”.”Siedlecka”. Tylko z nieznanego dla przybysza powodów ulica Warszawska biegnie gdzieś na południowy-zachód zamiast na północ, na Siedlce. I skąd ten dziwny zwyczaj tubylców do udawania się do Warszawy nie przez stolicę (istniejącego jeszcze wtedy województwa) lecz przez Stoczek? Czy dlatego, że „Łukowski”?

Szlak dziecięcych i młodzieńczych podróży do miasta stołecznego- czy to z wycieczką szkolną czy autobusem PKS relacji „Włodawa-Warszawa Wschodnia” -wiódł przez Łuków. Uniesione ku górze, jakby salutujące biało czerwone szlabany przejazdu na Siedleckiej stanowiły otwartą bramę do wielkiego świata. . Stukot kół autobusu na przejeździe kolejowym (jedyne mijane po drodze tory) oznajmiał , że za godzinę-półtorej na zachodnim horyzoncie zamajaczy zwieńczony strzelistą iglicą kształt Pałacu Kultury i Nauki. A w drodze powrotnej- o ile nie będzie za późno i kierowca zrobi krótki postój na łukowskim dworcu PKS-można będzie się tam posilić. W ceglanej ścianie budynku, zamykającego od wschodu plac manewrowy było wówczas niewielkie okienko, z którego-po uprzednim zainkasowaniu kilku aluminiowych monet- czyjaś tajemnicza ręka wydawała gofra. Gorącego, chrupkiego, złocistobrązowego, posypanego cukrem pudrem. Tak więc pierwsze łukowskie wspomnienia mają jego słodki smak. Cóż-jaki pisarz, taka magdalenka…

Wspomnienia te maja też specyficzny zapach, wręcz odór, wydawany przez samochody ciężarowe, których karawany ciągnęły z hukiem hen od Parczewa, Włodawy a może i Chełma, wioząc do Łukowa na swych naczepach świnie i krowy, zostawiając za sobą woń spalin oraz zwierzęcego potu, nawozu i lęku przed rychłą śmiercią. A także przyjemną woń nowych, skórzanych butów i słony smak wędliny; wyprodukowanych dzięki zwierzęcej ofierze życia i trudowi pracowników „Łukbutu” i Zakładów Mięsnych. Bo zaopatrzenie w Łukowie zawsze było lepsze, zarówno w sklepach „złotówkowych” jak również w tamtejszym dolarowym PeWeXie.

III

Niedaleko mego rodzinnego domu, w podradzyńskim lesie między Branicą Suchowolską a Wohyniem leży kamień. Duży, płaski, pewnie granit, przyniesiony ze Skandynawii przez plejstoceński lodowiec. Narzutowy głaz, jakich wiele, odróżnia się od innych kształtem podków, wykutych na jego powierzchni. To dawny kamień graniczny, oznaczenie południowo-zachodniego kresu Wielkiego Księstwa Litewskiego a zarazem północno wschodniego krańca Królestwa Polskiego. Dziedziny gnieźnieńskich i krakowskich Piastów, czasem praskich Przemyślidów i węgierskich Andegawenów. Dzielnicy sandomierskiej, województwa lubelskiego i wchodzącej w ich skład Ziemi Łukowskiej. Ziemi obejmującej nie tylko lasy, bagna, ługi i orne lany ale też liczne wsie i nieliczne miasteczka: Lukow, Siedlcze, Cocsk i Budzin.

Jeśli prawdą jest, że historia kołem się toczy to kołem krzywym, po mocno zwichrowanych koleinach. Znikają królestwa, ludne niegdyś miasta podupadają a tam, gdzie niegdyś ściernisko lub ugór wyrosły nowe metropolie. I tak też z Lukowem – niegdyś kasztel a przez pół roku (1257) siedziba biskupstwa-po zaborach w cieniu gubernialnych Siedlec (zwanych złośliwie Irkuckiem), za okupacji administracyjnie podległy Radzyniowi, by w latach 1975-1998 wejść w skład województwa siedleckiego. Granica między ziemią bialskopodlaską a siedlecką wyznaczała nie tylko tabliczka przy drodze , tuż za Ulanem lecz także poprzeczny uskok w asfaltowej nawierzchni drogi krajowej 63. I tak podskakując na owym wyboju z zamkniętymi oczami wiedziało się, ze za kwadrans autobus osiągnie cel i zatrzyma się na łukowskim dworcu PKS, skąd po zjedzeniu gofra, kupieniu wędliny i butów można wrócić do domu. Lub skierować kroki do miejscowego oddziału PTTK po mapę miasta aby w nim pozostać i uznać za własne.

IV

Mieszkam w Łukowie od bez mała dwudziestu pięciu lat. Ćwierć wieku to moment dla ziemi o tysiącletniej historii i miasta przygotowującego się do swego osiemsetlecia. Ćwierć wieku to szmat czasu dla człowieka, na tyle długi by wrosnąć w obce niegdyś miejsce i odczuć potrzebę poznania i opisania jego historii. A historia to nie tylko wojny, rewolucje i wielkie odkrycia, dokonywane przez wielkie jednostki ale także codzienne trwanie i działania „zwykłych” ludzi w „zwykłych” miastach, miasteczkach i wsiach, tworzących „małą ojczyznę”, w której żyjemy.
„(…) chęci poznania swego środowiska, własnego otoczenia, tych małych, najczęściej bezimiennych w literaturze opisowej,miejscowosci, które jednakże stanowiąc żywe cząstki wielkiego organizmu państwowego, są nie mniej ważne jak cały organizm (…)”- napisał Jan Stanisław Majewski (1899-1941) we wstępie do wydanej w 1930 roku książki swego autorstwa pod tytułem: „Łuków – miasto powiatowe w woj. lubelskim : monografia z 26 ilustracjami, jedną tablicą i 3 planami miasta” Po blisko stu latach słowa zasłużonego dla regionu i miasta społecznika nie tracą swej aktualności. To właśnie z powodu owej „chęci poznania” oraz potrzeby działania na rzecz tej ziemi, w sierpniu 2021 roku, w dniu odpustu św. Rocha, zawiązała się niezależna inicjatywa społeczno-kulturalna dla Ziemi Łukowskiej „Terra Lucoviensis”.

Obok konta na Twitterze @terralucov od niedawna istnieje też strona internetowa (w ciągłej budowie): www.terralucoviensis.pl
Zapraszam tam serdecznie osoby zainteresowane historią i teraźniejszością sąsiedniego regionu i odległego o dwadzieścia kilka kilometrów miasta. Czasem warto zobaczyć co piszczy u zaprzyjaźnionych sąsiadów. Nawet jeśli- jak to między sąsiadami bywa (vide Toruń i Bydgoszcz, Radom i Kielce, Rzym i Neapol, Sydney i Melbourne) jest to czasem „szorstka przyjaźń” 😉