Ach, ileż byśmy w Radzyniu zrobili,gdyby nie te lub inne przeszkody, gdyby nie ci lub inni ludzie. Jakżeż smutną będzie wizja miasta, pozostającego ośrodkiem miejskim takim, jaki jest obecnie. Począwszy od pałacu Szlubowskich.

Nie ma dzisiaj chyba mody na pałace, na co wskazuje choćby przykład prezydenta Komorowskiego, a mówiąc ironicznie: lud przeszkadzał hrabiemu oraz zasłaniał piękny widok gmachu Ministerstwa Kultury,widzianego z pałacu namiestnikowskiego. Z jednej więc strony nazwa budynku właściwa – w końcu namiestnika kondominium. Z drugiej zaś prezydentowi brakowało kultury, dlatego musiał odsłonić ministerstwo związane z tym fragmentem życia ludzkiego i społecznego.

Wróćmy jednak do Radzynia i tamtejszego pałacu. Już moda na odstawianie gajowych minęła, jednak o ile w Polszcze należy udawać nowoczesnego, to na Podlasiu, chcąc się przypodobać wyborcom, należy niezwykle starannie i bardzo ostrożnie ważyć słowa i stąpać po tym, jakże niepewnym gruncie. Polska, a kraj to długi i szeroki, została okrojona i dlatego elektorat prawicowy jest taki słaby. Wszyscy wiemy, jak przebiega granica, a kto, jak i gdzie głosuje. Zresztą, Stalin, dzieląc Polskę,pozostawiwszy jej granicę na Bugu świetnie zaprojektował nowy kraj, jakim był PRL. Z Jednej strony wytłuczono tych „faszystów” z AK i NSZ, a z drugiej pozostawiono na tyle mało ludzi o postawie patriotycznej, iż uczyniono ich niegroźnymi dla nowego systemu. Ponadto cały plan był zakrojony na szeroką skalę, zarówno terytorialną, ideową, jak i czasową. I, niestety, do tej pory płacimy cenę za tamte wydarzenia.

Ale w Radzyniu, leżącym w przedwojennej Polsce centralnej, było zupełnie inaczej. Mniemam zresztą, że do tej pory wyborca tu srogi, obyty z dzikim zwierzem – niedźwiedziem lub dzikiem, a w dodatku eurosceptyczny i zdeklarowany katolik. Lepiej niech lewactwo nie wjeżdża, bo psem poszczują, a może nawet psem wybornym, jeśli trzeba będzie. Taki to gryźć potrafi i kąsać. Lecz właścicielom swym z przekonania wiernie służy.Tedy więc każdy kandydat Lewactwa Polskiego, a to zajdzie do kościoła, a to gdzieś wystąpi. Zaprzeczy nawet sam sobie, aby tylko utrzymać głos, a jeśli trzeba, użyje metod nie mieszczących się nawet w granicach bezprawia.

A lud tu prosty, lecz nie ciemny. Ja to wiem, bom z Mazowsza. Tam na takich jak ja patrzą z góry i śmieją się pod nosem. Taki już los odmieńca. W końcu to już prawie Warszawa. Wierzę głęboko w ten lud złowrogi, któremu źle z oczu patrzy, który, gdy potrzeba, obroni Radzyń przed wojskami „ks.” Komorowskiego oraz przed zieloną koniczynką, która – choć pięknie wygląda – nie przynosi szczęścia, a jedynie rozczarowanie. Uważajcie zawczasu bracia radzynianie, gdyż piękno tej krainy zależy od was, a nie farbowanych lisów. Ja jednak wierzę w was i w waszą intuicję, która ma swoje korzenie w przedwojennym ludzie Podlasia. Może wreszcie Naród zagrzmi i pokaże farbowanym lisom, gdzie ich miejsce, a sam waleczny i rycerski przejmie władze nad ukrytą pod lodem Narnią i zasiądzie w niechcianym dziś pałacu.

Wasz głos, wasz wybór. Do następnej razy!

Canis Egregius