Przyszła stacja metra. Bo każde miasto, nawet najmniejsze – zasługuje na nie, choćby na trzy stacje:
Marynin Airport>Central Bus Station>Railway Station Bedlno
Prześlizgnąwszy się między oboma sfinksami lingwistycznymi i przeciąwszy asfalt oś miasta wpada na Groblę Paradną, mijając po lewej niewyraźny prostokąt odbity w miękkiej ziemi. Odcisk dawno nieistniejącej budki, w której kiedyś sprzedawano mięso. Tania Jatka. Drewnianego Dawida u stóp murowanego Goliata.
Południowe podejście do pałacu to elegancka alejka, obustronnie obsadzona kasztanowcami i rzędem ławek, które niczym pajęcza sieć łowią samotnych, zdrożonych lub zakochanych; upojonych miłością, majowym powietrzem lub tanim winem.
Po bokach szachownica czterech stawów – jedne z łabędziami i rzęsą na powierzchni płytkiej toni, inne bezwodne, bezrybne.
Pod mostkiem okolonym niebiesko-białą balustradą prześlizguje się rzeczka. W gładkiej toni odbijają się białe cumulusy i błękit nieba.
Barwy Pilawy, herbu fundatora pałacu: Eustachego Potockiego – cześnika koronnego, generała artylerii litewskiej, generała-lejtnanta wojsk koronnych, starosty lwowskiego, grabowieckiego, urzędowskiego tłumackiego i dubieńskiego, magnata z królewskimi ambicjami.
Niespełnionymi… Ich ślad zachował się w zwieńczonych koronami kartuszach, zdobiących gzymsy budowli, podczas gdy Rzeczpospolita Obojga Narodów rozpadła się niczym drogocenna waza na trzy części. Na długie 123 lata.
Dwukondygnacyjny budynek zasiedlany był potem przez zmieniających się lokatorów a od czasu, gdy ostatni właściciel przekazał w 1920 roku pałac państwu polskiemu, mieszczą się tu instytucje użyteczności publicznej. Sąd, urzędy, szkoła muzyczna, archiwum państwowe a przyszłości w przestronnych komnatach ma zagościć Muzeum Kultury Sarmackiej. Tymczasem obszerne pałacowe podziemia to idealna lokalizacja nieistniejącego Muzeum Wsi Pańszczyźnianej.
Ciemny rewers złotej monety.
Wstępu na pałacowy dziedziniec broni żelazna (z reguły zamknięta) brama.
Latem 1944 roku otworzył ją – bez użycia klucza – radziecki czołg. Tank parł ku najokazalszej budowli w mieście, na której szczycie przez pięć lat powiewał hitlerowski sztandar. A jeszcze wcześniej z pałacowego balkonu łopotał sztandar biało-czerwony. Zachowała się fotografia z epoki, na której biel jest pożółkła a czerwień rdzawa. Pod sztandarem pozuje roześmiana grupa strzelców. Ostatni z lewej, z karabinem przy nodze – dziadek Edek. Sierpniowi strzelcy patrzą ufnie w przyszłość. Beztroska pryśnie za rok, jak szkło okien pękających od wybuchów bomb, lecących na pałac z wrześniowego nieba.
Szczęśliwie odbudowany – dziś pałac dumnie pozuje do zdjęć. Młode pary, turyści i rodzimi artyści-fotograficy, w jakich miasto obfituje. Z pewnością lubi pozować do zdjęć. Bo choć gramatycznie „pałac” jest rodzaju męskiego to nie ulega wątpliwości, że to kobieta. Fotogeniczna, zgrabna, zdobna w suknię białych ścian, skrojonych przez Jakuba Fontanę i w kamienną biżuterię spod dłuta Jana Chryzostoma Redlera.
Wielka dama: dumna, blada i samotna Dalecy kuzyni – Wilanów, Sans Soussi, Wersal – nietowarzyscy – nie odwiedzają. Miejscowy sąsiad z Guberni – miły ale drobnica; wiejskie dworki – uroczy prowincjusze.
Drewniane pounickie kościółki trzymają się razem i coś tam szepczą w swoim starym, cerkiewnym, słowiańskim języku, podczas gdy ona cicho żali się w języku Moliera „Je suis une âme solitaire”. Godnego towarzystwa dotrzymuje tylko pobliski kościół Trójcy Świętej.
Odziany w renesans lubelski i przepasany wstęgą firlejowską; solidny, stateczny towarzysz. Zna łacinę i choć starszy o dobre sto lat, to wciąż krzepki.
A nieopodal przycupnęły skromne kamieniczki. I tak trwa bezgłośny dialog pani, mieszczek i plebana.
zdj.: Jarosław Matuszewski