Raz w życiu byłem z pijanym ojcem w cyrku. Nie polecam. Nie, żeby tam coś tego, nie, nie. Prawdę mówiąc ojciec był tylko lekko zawiany, tak jak mnie się zdarza po flaszce wina. Cyrk był daleko od naszego domu więc jest prawdopodobne, że jechaliśmy tam samochodem. Zasadniczo było jak zwykle, dopóki nie wyszły na arenę akrobatki i nie zaczęły śmigać z trapezu na trapez. Największe brawa dostały od mego starego a ja sobie poprzysiągłem, że więcej już ze mną do cyrku nie pójdzie.

Ojciec po pijaku wywijał gorsze numery (zwykle w lokalu „Smakosz”) o czym nazajutrz w szkole dowiadywała się moja siostra, bo matka jej koleżanki była tam kierowniczką. Pod tym względem cyrk był jednak bezpieczniejszy, czego do tej pory nie brałem pod uwagę…