Rozdział XIX

Trzy dni później Michał w towarzystwie dwóch żołnierzy udał się do Niemieży, aby zawieść ciało ojca Azeji, Witolda Sękowicza. Gdy już dojeżdżali do tej miejscowości, nagle rozpadał się deszcz i przemoczył do szczętu całą trójkę. W takim też stanie pojawili się oni opodal zabudowań należących do Sękowiczów, a następnie wóz ciągnący trumnę zmarłego znalazł się na podwórzu. Michał nie zdążył jeszcze zejść z konia, gdy z domu wybiegła matka Azeji, która domyśliła się, że chodzi o jej męża. Wolnym krokiem zbliżyła się do wozu i uklęknąwszy przy nim, spojrzała w niebo. Po chwili straciła jednak przytomność i osunęła się na ziemię. Michał pospiesznie zeskoczył z konia i dostrzegł w drzwiach domu zapłakaną Azeję. Szybko podbiegł do jej matki i uniósł jej głowę. W tym samym momencie Sękowiczowa odzyskała przytomność i zbolałym wzrokiem spojrzała na Michała.

-Niestety, ale jeden z nas zginął. – Matka Azeji jednak nic nie odpowiedziała, tylko oparła się o trumnę i zaczęła cichutko płakać.

-Mój Boże. Dobrze, że tobie nic się nie stało – oznajmiła Azeja i mocno objęła Michała. Stali tak w uścisku i zapomnieli o padającym nieustannie gęstym deszczu. Po pewnym czasie Azeja zbliżyła się do matki i cichutko przemówiła.

-Miałaś matulu rację, że jeden z nich nie wróci. – Matka jednak nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała wymownie na córkę i ponownie zemdlała.

-Wnieście ją do domu – rozkazał Michał i od razu dwaj towarzyszący mu żołnierze spełnili ten rozkaz. Gdy podnieśli Sękowiczową i zaczęli ją nieść do domu, Michał zbliżył się do Azeji i raz jeszcze przycisnął ją do siebie z całych sił. Trwali tak przez dłuższy czas, aż w końcu Azeja przemówiła.

-Jak ja się o ciebie bałam. O ojca też się bałam, ale o ciebie bardziej.

-Ja też się bałem – odparł Michał. – Może to nie jest stosowana chwila, ale muszę cię pocałować – i pospiesznie zrobił to co zapowiedział. Trwali tak w pocałunku do czasu, aż obok nich znaleźli się dwaj żołnierze.

-Położyliśmy ją na łóżku – odparł jeden z żołnierzy.

-Wnieście trumnę do środka i połóżcie na podłodze – rzekł Michał i ruszył w stronę drzwi, aby je otworzyć. Po chwili trumna z ciałem Sękowicza znalazła się na środku pokoju, w którym na łóżku leżała wciąż nieprzytomna matka Azeji. Następnie Michał sięgnął do sakiewki i podał po jednej monecie każdemu z żołnierzy. – Dziękuję wam za pomoc. Teraz możecie już wracać. – Ci zaś skłonili się przed Michałem i opuścili dom Sękowiczów. W tym samym czasie Azeja znalazła się przy matce, która odzyskała przytomność. Michał zaś usiadł na krześle i wpatrywał się w swoją narzeczoną, która wycierała łzy płaczącej matce. Po kilku minutach Sękowiczowa usiadła na łóżku i zwróciła się do Michała.

-Kiedy zginął?

-Pięć dni temu. W przedostatnim dniu wojny – odparł Michał i spojrzał na trumnę Sękowicza.

-Ty przeżyłeś kasztelanicu – zwrócił się do niego łamiącym się głosem.

-Ja w tej bitwie nie walczyłem – oświadczył.

-Wiadomo. Przecież panów z senatorskich rodów nie wysyła się na bój – rzekła pretensjonalnym tonem Sękowiczowa.

-Pani matko, co ty mówisz. Chciałabyś, żeby obaj zginęli? – zapytała Azeja.

-Nie, tylko, że teraz zostałyśmy same.

-Nie jesteście same – przemówił nieśmiało Michał.

-Przecież ty kasztelanicu nie jesteś naszym krewnym, który nam pomoże.

-Nie musisz się pani martwić – dodał niepewnie Michał.

-A cóż to waszmość obchodzi, co z nami będzie.

-Pani matko, co ty mówisz? – włączyła się ponownie Azeja.

-Narzekałaś na ojca, to teraz zobaczysz jak to będzie, i ciekawe z czego będziemy żyć.

-Ty też pani matko narzekałaś – przypomniała jej córka.

-I co z tego, że narzekałam. Narzekałam, bo byłam głupia – i po tych słowach zbliżyła się do trumny męża. – Jak się narzeka na to co się ma, to później się to traci. – Po tych słowach Sękowiczowa próbowała zdjąć wieko trumny, ale zorientowała się, że jest zabite gwoździami. – Pomóż mi waszmość zdjąć wieko trumny.

-Lepiej będzie, żeby nie otwierać trumny.

-A to czemu?

-Ciało może być już nadpsute, bo minęło pięć dni, a jest gorąco.

-I co z tego. Muszę obmyć jego ciało i przygotować je do pogrzebu – oznajmiła podniesionym tonem Sękowiczowa.

-Jak chcesz pani – rzekł Michał i sięgnąwszy po bagnet, zaczął podważać wieko trumny i odciągać gwoździe. Po dłuższej chwili był już w stanie zdjąć wieko, a wtedy cała trójka poczuła nieprzyjemny zapach, który roznosił się po pomieszczeniu. Po chwili Azeja odwróciła głowę i zaczęła wymiotować.

-Nie żygaj, tylko przynieść miskę z wodą, bo trzeba obmyć ciało. – Słysząc to Azeja zakryła sobie usta i pospiesznie poszło do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie znajdowały się naczynia. – Ależ go pocięli. Żegnam cię panie kasztelanicu.

-Ale ja muszę z wami porozmawiać.

-Widzisz przecież panie, że to nie jest dobry czas. A zresztą o czym chcesz z nami mówić?

-Chcę pomówić o ślubie z Azeją – dodał niepewnie Michał.

-Chcesz teraz przy trumnie mówić o ślubie? – zaszydziła Sękowiczowa.

-Później. Poczekam, aż przygotujecie ciało na pogrzeb.

-Tylko, że to trochę potrwa.

-Wiem. Ale ja już nie muszę się spieszyć – oparł Michał i ruszył do wyjścia. Po chwili spojrzał na Azeję i cicho przemówił. – Poczekam na ciebie na dworze.

-Przecież leje niemiłosiernie – zauważyła Azeja.

-Od tego nie umrze – włączyła się Sękowiczowa.

-Pani matko, czemu go tak traktujesz? Przecież gdyby nie on, to nawet nie wiedziałybyśmy, że ojciec zginął. I pewnie by go pochowali w pierwszym lepszym dole.

-Wybacz mi panie kasztelanicu – odparła matka Azeji – ale ja już nie wiem co mówię.

-Tym się pani nie przejmuj. Poczekam, aż skończycie.

-Idź kasztelanicu i poczekaj w spiżarce – zaproponowała Sękowiczowa.

-Muszę konia napić, bo zmordowany drogą – i powiedziawszy to wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Gdy je otworzył dostrzegł zapłakaną Helenkę Kryczyńską, która cichutko zapytała.

-Pan Witold zginął?

-Zginął.

-Ale to dobrze, że zginął pan Witold, a nie ty panie.

-Ty mnie chyba trochę lubisz? – zapytał Michał i uśmiechnął się do Helenki.

-Tak trochę to pana lubię, ale Azeja to pana bardzo lubi.

-Nie wiem czy mnie lubi – zażartował Michał.

-Bardzo pana lubi i coś mi się wydaje, że ona to chyba pana miłuje – dodała wyraźnie zawstydzona.

-Żeby tak było – zażartował znowu Michał.

-Ale tak jest. Gdy do niej przychodzę, to ona cały czas o tobie panie mówi i dwa razy mi się przyznała, że jej się panie bardzo podobasz.

-Naprawdę się jej podobam? – zapytał z uśmiechem.

-Mnie też się panie podobasz. – Tu Helenka zniżyła głos i zawstydzona dodała. – Ale mnie tylko trochę.

-Masz, kup sobie coś – rzekł Michał i podał jej złotówkę.

-Nie mogę wziąć panie.

-Nic ci nie kupiłem, bo nawet nie miałem gdzie co kupić, ale ty najlepiej wiesz, co byś chciała mieć.

-Od pana nic nie wezmę.

-Czemu? Tak mnie nie lubisz? – zażartował.

-Nie mogę, bo pan obronił mamę, gdy ją bił tata.

-A twój tata bije jeszcze mamę?

-Od tamtej pory jeszcze jej nie bił.

-To dobrze Helenko. Jak nie chcesz pieniędzy to mi powiedz, co byś chciała dostać.

-Ja to bym najbardziej chciała – i tu uśmiechnął się do Michała.

-Mnie chyba możesz powiedzieć.

 

ciąg dalszy za tydzień.