ciąg dalszy rozdziału Rebe powraca!
Wieść o rychłym przybyciu cadyka przyjmowana jest z największym zadowoleniem w bet ha-midraszu Radzyner rebe, który stoi naprzeciw dworu. Od kiedy bowiem cadyk opuścił miasto, Żydzi mieszkający w okolicznych wioskach niechętnie odwiedzają dom modlitwy na popołudniową i wieczorną modlitwę. O dziwo nawet jego stali bywalcy odmawiają modły naprędce, a wszyscy są jakby pogrążeni w półśnie. Doskwiera im brak obecności ich cadik hador[1].
Nawet specjalna pół-ławka pół-krzesło – kise szel Elijahu[2] – na którym w Radzyniu dokonywano rytualnego obrzezania całych pokoleń Żydów, stoi teraz opuszczona i jakby porzucona. Gdy nie ma rebego w roli kwatera[3], nikt nie przynosi dzieci do obrzezania, bo cała ceremonia odbywa się w domu.
Dynastia, czyli rebe z córkami i zięciowie, jak co roku rozkłada się wygodnie w pomieszczeniach rozrzuconych na całej szerokości zabudowań dworskich, w miejscu, które skrywa się za białym, wysokim murem. Przez otwarte okna po długiej nieobecności nareszcie na pokoje dotrą złote promienie słoneczne, a w raz z nimi świeże powietrze. I naraz z impetem odsłaniane są grube kotary i otwierane okna, w których pojawiają się zaróżowione z wysiłku twarze służących. Ich silne ręce i muskularne ramiona zabierają się do mycia, czyszczenia i polerowania wszystkiego co znajduje się w pokojach, których ozdobą są masywne, białe meble.
Przybywają już też pierwsi chasydzi, którzy mieszkają w Radzyniu. Mają nosy i wąsy ubrudzone tabaką i tytoniem z fajki. Nieustannie nabijają cybuch – zasysają i spluwają, zasysają i spluwają… Przyszli wcześniej, bo pierwsi chcą zobaczyć promienną twarz cadyka i dostąpić zaszczytu uściśnięcia mu dłoni.
I tylko studenci Gemary czują się nieswojo. To ci, którzy są bladzi jak ściana, mają pejsy zwisające przy uszach i czapki na głowach, a do tego długie chałaty i spodnie wsunięte w buty. Całe lato delektowali się soczystymi, słodkimi czereśniami, które podkradali z cadykowego ogrodu rozciągającego się aż do rzeki. Teraz nadszedł kres tych rozkoszy. Choć rzucają jeszcze ukradkiem szelmowskie spojrzenia, ale naraz markotnieją. Jak teraz spojrzą w oczy rebemu? Czy dowie się o ich wybrykach i psotach?
I oto w szary i mglisty poranek stangret cadyka Zalmanke rusza do dworu, w którym wszyscy oczekują go z niecierpliwością. Wyprowadza za lejce dwie kasztanki ze stajni i będzie zaprzęgał je do karety, która powiezie go na stację kolejową. Tam poczeka na przyjazd pociągu, w którym jedzie rebe. Gdy jeszcze nie dość rozbudzeni Żydzi z szalami modlitewnymi na ramionach, idąc na modły powoli, jakby odmierzali każdy krok, dostrzegają Zalmanke, prostują się nagle i zaczynają natarczywie skubać brody. Myślą już o tym, jak powitają świątobliwego cadyka.
cdn.
Przypisy tłumacza:
[1] Cadik hador (hebr.) – dosł. „sprawiedliwy”, określenie oznaczające wybitną postać żyjącą w danym pokoleniu.
[2] Kise szel Elijahu (hebr.) – dosł. „krzesło Eliasza”, najczęściej ozdobny fotel, na który kładzie się dziecko podczas ceremonii obrzezania. Nikt na nim nie zasiada, gdyż jest przeznaczone dla Proroka Eliasza.
[3] Kwater (jid.) – odpowiednik ojca chrzestnego w kulturze chrześcijańskiej.
Tłumaczenie z jidysz Alicja Gontarek na podstawie: Abe Danilak, Dem rabejnim hojf. Der rebe kumt! [w:] Sefer Radzin; izker –buch = Radziner izker buch, red. I. Zigelman, Tel Awiw 1957, s. 86-102.