W końcu kwietnia 1942 r. Niemcy wywieźli wielu Żydów z Kocka, między innymi piszącego, do obozu w Ossowie, który był położony niedaleko Radzynia. Pilnie go strzegli i otoczyli cały teren kolczastym drutem.

Więźniów podzielono na dwie grupy, które na noc schodziły się do dwóch znajdujących się na terenie obozu stodół. Leżeli w nich po 20 osób w jednym rzędzie, każdy mniej więcej w odstępie 60 cm. 

Był też „plac do relaksacji”, na którym codziennie pracowaliśmy. A robota polegała na osuszaniu pól bagiennych . Dawniej przez wiele lat płynął w tym miejscu strumyk Białka, ale wysechł i zmienił się w bagno.

Codziennie, aby tam dojść, pokonywaliśmy 7 km, przechodząc między innymi przez błota i gdy docieraliśmy na miejsce, zanurzaliśmy się w nich na głębokość jednego metra. Zwykle dziennie każdy z nas dostawał 20 m2 do obróbki. Na 10 ludzi przypadał jeden nadzorca. Kiedy się nie wrobiło normy dziennej, dostawało się około 50 batów. Truizmem będzie jeśli powiem, że  dzień pracy nigdy się nie kończył.

Po takim dniu katorżniczej pracy, ponownym przejściu w drodze powrotnej przez błota, w obozie dostawało się 200 gram chleba i pół litra zupy, w której rzadko pływał kartofel. Głód był więc tak wielki, że ludzie zlizywali rozlaną zupę z ziemi. Z dnia na dzień pomniejszała się liczba więźniów. Nie każdy mógł znieść te straszne warunki. Ale praca szła dalej – w końcu 1942 r. więźniowie nadal osuszali bagna.

Spokojna i piękna rzeczka płynie sobie dziś tam, gdzie dawniej były bagna – rzeczka, która pochłonęła wiele istnień żydowskich.


Israel Rojtafel, In lager Osowa, [w:] Sejfer Kock= Sefer zikaron li-kehilat Kock, red. E. Porat, Tel Awiw 1961, s. 273-274. Tłumaczenie z jidysz Alicja Gontarek.