Jak tylko usiedli w dużym pokoju mieszkania Dar’runona, Ma’pugolon stwierdził. – Dobrze. Wygląda na to, że będziemy musieli tu zamieszkać na dłuższą chwilę. Ja i agent Tropiciel w tym mieszkaniu a agentka Dziesiątka w mieszkaniu tajemniczej Ili’maji.

Ili’maja, która też była w pomieszczeniu bowiem czekała z zaniepokojeniem na ich powrót stwierdziła.

– Dobrze. Jak akcja?

Ma’pugolon odrzekł.

– I dobrze i źle. Udało się nam przejąć sprzęt wojskowych przeznaczony dla rozłamowców. Problem w tym, że wśród zabezpieczonego sprzętu znalazło się kilka sztuk broni na których użycie musi wydać osobiste zezwolenie sam król. To oznacza, że siatka rozłamowców sięga baz wojskowych o najwyższym stopniu tajności i zabezpieczeń.

Ili’maja wysłuchawszy tych słów to rzekła.

– To, że ich siatka sięga bardzo wysoko podejrzewałam już wcześniej. Teraz jak słyszę mamy tego potwierdzenie. Jak wy byliście na akcji odbyłam rozmowę z Bibliotekarzem. Stwierdził, że nikt nie złożył wniosku o dostęp do Czarnej Wieży. Podał mi też wskazówkę jak wykluczyć inne źródło potrzebnych do przeprowadzenia rytuału przywołania Krwawego Topora informacji. Wszystkie opisy rytuałów Mrocznej Sztuki zgromadzone w Czarnej Wieży są w pewien sposób uszkodzone tak iż przeprowadzenie ich tylko według wskazówek w nich zawartych może być całkowicie lub częściowo nieskuteczne.

Dar’runon odrzekł.

– To jak udaję się wam poprawnie określić rodzaj rytuału?

Ili’maja odpowiedziała.

– Błąd jest na tyle mały, że dla naszych celów jest nieistotny.

Ma’pugolon podsumował to tak.

– Podwójny system zabezpieczeń. Ciekawe. W każdym bądź razie musimy już kłaść się spać. O tej porze raczej nie należy się spodziewać jakiś istotnych wyników zleconej obserwacji. Jutro zaś powinniśmy być wyspani. Istnieje poważna możliwość, że dojdzie do „realizacji”

Następnego dnia rano Ili’maja wstała jako pierwsza wstała aby przygotować innym śniadanie, które zjedli u Dar’runona. Podczas śniadania Dar’runon zapytał agentkę Dziesiątkę widząc jej jakby wiecznie zmrużone oczy.

– Agentko Dziesiątko, skąd pochodzisz?

Dziesiątka odpowiedziało.

– Mów mi Aiko. Pochodzę z rodu Tokugawa z Księstwa Wysp Miecza w Regolonacie Wschodzącego Słońca. Jak pewnie już zauważyłeś jestem jak większość obecnych hipolonów pół-elfką. Osobiście zgodnie z zwyczajem mojego księstwa wolę mówić o samurajach niż o hipolonach.

Agent Tropiciel stwierdził.

– Skoro już mamy być po imieniu to ja jestem Włodzimierz Kieł. A co do Aiko to bardzo dobra partnerka. Nie trzeba jej zbytnio pilnować. Umie sama o siebie zadbać. Pamiętam, że raz podczas odpoczynku zaczął się do niej przystawiać jakiś ork. Niezbyt inteligentny ale silny i uparty. Ja akurat po coś wcześniej wyszedłem. Ona zaś z typową dla tamtejszego obszaru grzecznością zaczęła mu tłumaczyć, że nie jest zainteresowana znajomością z nim. Ten w końcu się zdenerwował i zamachną się. Ja byłem już z powrotem. Sytuacja wyglądała niezbyt ciekawie tym bardziej, że ja miałem obie ręce zajęte a Ai jest dość lekko zbudowana. Ta jednak pokazała mu. Ten typek zaraz leżał na ziemi próbując dojść jak się na niej znalazł. Ja położywszy rzeczy na stoliku i też chciałem mu coś od siebie dorzucić. Nie było potrzeby, ale ja byłem nieco zdenerwowany. Ai zaraz rzuciło jedno z tych ich powiedzonek dając mi do zrozumienia żebym odpuścił.

Aiko zareagowała.

– Włodi chciałeś wtedy mnie przekonać do picia jak ty to nazywasz „normalnego” piwa. Przecież wiesz, że jeśli mam wypić coś mocniejszego to zawszę wybiorę sake.

Włodzimierz stwierdził.

– Cała Ai. Zawsze kocha swoje strony ojczyste. Pamiętam jak z ledwością powstrzymała wzruszenia kiedy zobaczyła ich książkę. Do tej pory uparcie próbuje mnie nauczyć jeść pałeczkami.

Aiko odrzekła.

– Wtedy się nie wzruszyłam.

Włodzimierz z kolei rzekł.

– Ai. Znamy się trochę i wiem, że jak u ciebie lecą sany i kuny to jesteś wzruszona. Nie próbuj mnie oszukiwać. Zresztą nie mówię, że to źle. Nawet to dobrze. Każdy kocha swoją małą ojczyznę

Ili’maja odrzekła trochę ze smutkiem.

– Kto ma ten kocha.

Włodzimierz widząc, że uderzył w czułą i bolesną strunę rzekł.

– Przepraszam bardzo jeślim jakąś przykrość bolesną uczynił pannie. Moja matka była z raderos. Ciężko mi uwierzyć, że spora część orków do tej pory rozróżnia plemiona i rody keneros i raderos. Przecież już całe stulecia minęły od tamtych czasów. Orkowie przy tej płodności zmieszali się już chyba całkiem.

Ili’maja widząc, że ma przerwę wmieszała się.

– Keneros i Raderos wymieszali się w stopniu o wiele mniejszym niż to mogłoby na pierwszy rzut oka się wydawać. Raderos do tej pory skupiają się głównie na zawodach związanych z końmi i wędrówką. To kupcy, wędrowni artyści. Czytałem, że wielu jak to nazywają „czystymi raderos” źle znosi bywanie w miejscach które mają zbyt stabilne ściany. Inni skarżą się, że jak zbyt długo gdzieś przebywają to cierpią na chorobę, którą nazywają Zew Wiatru.

Włodzimierz rzekł.

– Prawda. Pamiętam jak mój ojciec Aleksandr Kieł kilka razy jak wyszliśmy na spacer z mamą to jak wróciliśmy to właśnie miał dzwonić do Straży Miejskiej bo już całkiem się o nas zaniepokoił. Widać to było na jego twarzy. Mama jak tylko byłem dość duży zaczęła startować w biegach jak to się dawniej mawiało „na dystans”.

Dar’runon rzekł.

– Słyszałem o biegach na dystans, ale nie wiele. Mógłbyś mi coś więcej o tym powiedzieć.

Włodzimierz, odrzekł.

– Biegi na dystans to stary orkijski sport. Zasady są proste. Nie liczy się czas, ale odległość jaką się przebiegnie nim całkiem się podda zmęczeniu. Najsłynniejszymi zawodnikami w tej dziedzinie są pochodzący z tak zwanych nowych plemion Żelaznonodzy. Właściwie to pół-orkowie. Składnik ludzki pochodzi z terenów pogranicza między regolonatami Orła i Kondora. Jeśli ktoś kiedyś w tej sprawie wygra z jakimś Żelaznonogim to będzie rzecz niezwykła. Swego czasu pamiętam, że jakieś dziesięć lub dwanaście lat temu jeden z tego plemienia biegł z niewielkimi dopuszczalnymi przerwami dobry miesiąc.

Aiko stwierdziła.

– Włodi to było dokładnie dwanaście lat temu. Ten bieg trwał tylko dwadzieścia osiem dni. Zresztą tego biegacza później z ledwością odratowali tak miał wymęczony organizm.

Kieł stwierdził.

– Ai ile razy twoja pamięć mi tak dobrze służyła. Jeszcze raz dziękuję ci. Mówię wam, że bez ciebie Ai już dawno bym umarł.

Aiko zaraz stwierdziła z dość wyraźnym rumieńcem na twarzy.

– Włodi-kun nie przesadzaj. Po prostu staram się ci pomagać.

Nagle wszyscy wybuchli śmiechem co jeszcze bardziej zawstydziło Aiko tak iż ta nie wiedziała co zrobić zarówno z oczami jak i z dłońmi. Zaraz po chwili wybiegła. Włodzimierz stwierdził wstając.

-Przepraszam was, ale…

Dar’runon stwierdził.

– Rozumiem.

Włodzimierz rzekł.

– Ty też chyba chciałbyś zostać sam ze swoją sikorką.

Dar’runon momentalnie stwierdził.

– Ona nie jest moją sikorką.

Agent Tropiciel stwierdził.

– Dobra ty wiesz swoje ja wiem swoje.

Dar’runon starał się najspokojniej jak tylko mógł dokończyć śniadanie. Ręce jednak mu cały czas lekko drżały. W końcu skończył posiłek a agent Wilk stwierdził.

– Pójdę zobaczyć co z bagażami. Powinny już przybyć na dworzec. Co prawda agent Biały Kapelusz ma na nie oko, ale nikt nie ma oka na Białego Kapelusza.

Dar’runon zapytał

– Czy ktoś mu zagraża?

Ma’pugolon odpowiedział.

– Nie. Chyba, że Mistrz Cieni okaże się większym głupcem niż myślałem. Zresztą jeśli nie popełniliście jakiegoś błędu na wcześniejszym etapie śledztwa to już się okazał.

Dar’runon stwierdził.

– Nie rozumiem. Mógłbyś wyrazić się jaśniej.

– Oczywiście, że mógłby. Mistrz Cieni do tej pory nie ruszał Białego Kapelusza bo wiedział, że jeśli zaginie to jego kariera a prawdopodobniej również życie będzie skończone. Teraz zaś popełnił poważny błąd podczas wspierania tej organizacji rozłamowej.

– Jaki?

– Otóż jak wiesz z własnego doświadczenia każdy przestępca wybiera jedną z dwóch ścieżek zacierania śladów. Albo stylizuje swoje przestępstwo na wypadek albo starannie zaciera ślady.

Dar’runon rzekł.

– Teraz rozumiem. Mistrz Cieni zrobił coś co dość jednoznacznie wskazuje na jego winę. To poważny błąd. Od jakiegoś czasu muszę się przyznać, że mam dziwne i uparte wrażenie, że ten cały planowany bunt ma jakieś trzecie dno.

Ma’pugolon stwierdził.

– Teraz to ty mówisz niejasno.

– Po prostu to wszystko wydaję mi się zbyt skomplikowane aby do tej pory nie zostało wykryte. Dwie duże i kilkanaście mniejszy organizacji zjednoczyły się jakby w jednej sprawie i współpracują ze sobą. To duża struktura. Ciężko coś takiego ukryć i zabezpieczyć przed penetracją. Nawet ta pojedyncza organizacja wykazuje całkiem niezwykłą strukturę. Co najmniej dwa rodzaje komórek. Prawdopodobnie nawet cztery albo pięć. Wszystko mimo licznych prób penetracji jest właściwie niezbadanym obszarem. Sam przyznałeś, że nawet o „naszej” organizacji rozłamowej wiemy bardzo mało. Pracujecie zaś jak śmiem sądzić już dłuższy czas nad rozpracowaniem tego wszystkiego. Istnieje możliwość, że ktoś poza Mistrzem Cieni pomaga rozłamowcom.

Ma’pugolon stwierdził.

– Problem jest w tym, że nie mam zbytnio pomysłu kto to może być. W każdym bądź razie idziesz ze mną na dworzec.

Dar’runon nawet nie próbował protestować. Wiedział, że to był rozkaz.