Pewna szara eminencja z ulubionej klasy Belfra wprowadziła na jego lekcjach nowy zwyczaj, a mianowicie – prowadzenie lekcji. Nie wiedzieć co i dlaczego strzeliło temu dziewczęciu do głowy, ale poprosiła historyka o pozwolenie na poprowadzenie za niego lekcji.
Naturalnie ów nie dał się długo prosić i zgodził się na takową opcję. Było to dla niego szczególnie wygodne, iż akurat wchodzili w nudne tematy z XIX wieku, typu: „życie codzienne”, „demokratyzacja życia publicznego” itd. itd.
Kiedy już nadszedł wielki dzień młodziutkiej nauczycielki, Belfer sprawdził listę i usunął się do pierwszej ławki. Naturalnie nie byłby sobą gdyby jej nie poprzeszkadzał, wtrącając jakieś ciekawostki przemądrzałym tonem kujona. Niektórzy go nawet za to upominali, lecz prowadząca lekcję uczennica strofowała ich za to i pozwalała swemu nauczycielowi na tego typu występy; szczególnie, że uprzednio podnosił rękę i pytał, czy może coś wtrącić. Jednak mimo przygotowania i pomocy nauczyciela, pionierka prowadzenia lekcji miała problem z przekazaniem wiedzy swym koleżankom i kolegom. Gównie ze względu na niedostateczną ich uwagę i konieczność ciągłego powtarzania kwestii, które mieli notować. W pewnym momencie skryła twarz w dłoniach i zniechęcona zwróciła się do Belfra:
– Proszę pana, ja panu współczuję; pracować z tymi debilami!…
– Ej! Julka – odezwały się głosy protestu w klasie – ty nie zapominaj, że jesteś z tych samych debili.
– Wiem – odparła znana ze swej szczerości (szczególnie względem siebie) prowadząca lekcję – dlatego tym bardziej współczuję.
O dziwo – mimo tego typu perypetii – jeszcze kilkoro uczniów z tej (i tylko tej) klasy podejmowało się tego typu wyczynów. Chyba nie trzeba wspominać, iż zazwyczaj dochodzili do wniosku, że nie będą nauczycielami.