Już na drugi dzień małżonkowie się pogodzili, bo przecież kochali się bardzo i wreszcie dane im było być razem. W sielankowej atmosferze upływały im dni spędzane w Radomiu, który coraz bardziej podobał się Barbarze, chociaż nie było to miasto wielkiego formatu. August zaś sprowadzał dla swojej ukochanej kapele i śpiewaków, które umilały im czas.


W czwartkowe, deszczowe popołudnie małżonkowie grali w szachy z Radziwiłłami w towarzystwie Lasoty i Dowojny. Barbara wprawdzie nie przepadała za tą grą, ale szczerze dopingowała Augusta, który grał przeciwko marszałkowi litewskiemu Mikołajowi Czarnemu. Tego zaś wspierał radą jego stryjeczny brat Mikołaj Rudy.

-Twój ruch panie marszałku – przypomniał zadowolony August i uśmiechnął się do Barbary. Z gry wynikało jasno, że Radziwiłłowie są o krok od przegranej.

-No i co panie bracie? – rzekł poddenerwowany Czarny. – Doradzałeś mi i coś doradził?

-Przecież nie musiałeś się słuchać – odparł mu Rudy.

-A gdzie jest twoja druga siostra, panie podczaszy? – zapytał August, chcąc zapobiec większej sprzeczce stryjecznych braci.

-Portretu jej się zachciało. Już drugi dzień ją malują.

-Postanowiłem za waszą wolą, panowie, wydać ją za marszałka wołyńskiego Piotra Kiszkę. Dobry to człowiek i zamożny, więc źle jej z nim nie będzie.

-Panie – zaczął Czarny – chcemy ją odesłać na Litwę, bo ostatnimi czasy kapryśna się robi i głupie rzeczy jej przychodzą do głowy.

-A w dodatku – włączył się Rudy – moja pani matka domaga się, aby powróciła do niej na Litwę, bo została sama i choruje nieco.

-Taki to już los matek, że je córki opuszczają, ale nie ma potrzeby zatrzymywać tu kasztelanki. Umowę przedślubną się ułoży i w przyszłym roku wyprawi się weselisko. – Po tych słowach August spojrzał na szachownicę dodał. – I co z tym ruchem?

-To chyba będzie koniec.

-Słabo się starasz panie marszałku. W grze ci nie wychodzi, a w małżeństwie też chyba nie lepiej? – zażartował Jagiellon.

-Mylisz się panie, bo moja małżonka jest brzemienna i już niedługo będę miał syna. A ty miłościwy panie wcześniej się ożeniłeś ode mnie i nic – zagalopował się Czarny. Na te słowa Barbara od razu posmutniała, a August stracił dobry humor. Czarny szybko zrozumiał swój błąd i zaczął żałować, że nie ugryzł się w język, ale teraz było już za późno. Nastała chwila dłuższego milczenia, którą przerwał w końcu Rudy.

-Wasza królewska mość ma jeszcze czas, bo jest młody, a ty już do czterdziestki dochodzisz.

-Głupoty wygadujesz panie bracie, bo ledwie mi trzydzieści trzy lata minęło – rzekł oburzony Czarny.

-To prawie czterdzieści – nie ustępował Rudy, chcąc rozładować przykrą sytuację, ale ani Augustowi, ani Barbarze nie było do śmiechu.

-Auguście, przyjdź do mnie później, bo chcę trochę wypocząć – odezwała się Barbara i wyszła z pomieszczenia, kierując się do swojej komnaty. Ku swojemu zaskoczeniu w środku zastała siostrę Annę, która przymierzała jej perły.

-Ładne cacka. Dałabyś mi ich trochę. Po co ci ich tyle?

-Nie mogę dawać komuś czegoś, co mi ktoś ofiarował – odparła chłodno Barbara. – I nie lubię jak ktoś szpera w moich rzeczach bez pytania.

-Nic ci nie ruszałam.

-Brakuje mi jednego pierścienia i myślę, że to ty go wzięłaś?

-Pożyczyłam sobie.

-Możesz go zatrzymać, ale już nie bierz nic więcej. – Tu Barbara usiadła na brzegu łoża i dodała. – Będziesz musiała wyjść, bo zamierzam trochę odpocząć.

-Wiesz co mi powiedział ten malarz? – zaczęła Anna, nie zważając na słowa siostry.

-Pewnie to, że mu się podobasz.

-To też. Powiedział mi, że malował nagie niewiasty – rzekła z przejęciem Anna.

-A ty pewnie też byś tak chciała?

-Zapytałam go, jak to jest, gdy się maluje nagą niewiastę? A on mi odrzekł, że to niezwykłe uczucie i trzeba to samemu przeżyć. I wiesz co zrobiłam?

-Skąd mogę wiedzieć co ci przyjdzie do głowy, ale pewnie nic mądrego – odparła zniecierpliwiona już nieco Barbara.

-Powiedziałam mu, że też chcę to przeżyć i stanęłam na jego miejscu.

-Nie mów, że się przed tobą rozebrał?

-Nie miał wyjścia – oznajmiła Anna i zaczęła się śmiać. – Gdy się wzbraniał to mu powiedziałam, że mu nie zapłacę za obraz. A on ze łzami w oczach powiedział, że już prawie skończył mój portret. Wtedy mu zapowiedziałam, że jeśli się nie rozbierze, to ja się nieco rozbiorę i będę krzyczeć, że chciał mnie wziąć gwałtem.

-Ależ ty wymyślasz głupoty Anno.

-Posłuchaj mnie, bo to jeszcze nie był koniec. – Na te słowa Barbara pokręciła niedowierzająco głową.

-Skąd takie głupoty przychodzą ci do głowy?

-Gdy już był nagi – kontynuowała Anna – to wzięłam jego farby i zaczęłam mu malować to, co najbardziej zakrywał rękami. Wiesz chyba Barbaro o co mi chodzi? – zapytała z uśmieszkiem, a Barbara tylko kręciła głową. – Początkowo nie chciał, żeby go pomalować, ale ustąpił, gdy go zastraszyłam. Powiedziałam mu, że jak go zobaczą nagiego, a mnie trochę rozebraną, to pójdzie do wieży na pół roku. No i od tej pory już nie protestował.

-A jeśli o tym rozpowie? Co sobie ludzie pomyślą o tobie i o mnie.

-Brzuch mu pomalowałam – śmiała się Anna – na czarno, nogi na żółto, a genitalia na kolorowo – i roześmiała się na dobre. W tym czasie

Barbara pomyślała o tym co przed chwilą powiedział Czarny i oznajmiła.

-Wkrótce pojedziesz na Litwę do pani matki, a później wyjdziesz za mąż.

-Za kogo? – rzekła już całkiem przytomnie Anna.

-Tego nie wiem.

-Odechce mu się małżeństwa. Spać mu nie dam. Zobaczysz, że z płaczem będzie do ciebie jeździł i prosił o wstawiennictwo.

-Nie wygłupiaj się Anno, bo ludzie już o tobie za dużo gadają.

-Widzieliście ją! Święta się znalazła. Szkoda, że nie wiesz, ile o tobie gadają! Byłam wczoraj w karczmie i sama słyszałam, jak ludzie szydzą z ciebie niemiłosiernie. Uśmiałam się jak mało kiedy.

-To ja ci szukam kogoś dobrego na męża, żebyś nie została starą panną, a ty się ze mnie śmiejesz! Coś ty za siostra?

-A jaka ty jesteś siostra? – zaperzyła się Anna. – Masz tyle kosztowności, a nie chcesz się nimi ze mną podzielić.

-One nie są moje.

-A czyje? Może moje? – zadrwiła.

-Ja ich nie kupiłam, tylko dostałam wszystko od Augusta. Co on by sobie pomyślał, gdyby dowiedział się, że rozdaję prezenty, które mi ofiarował?

-A skąd by się miał dowiedzieć?

-Stąd, że ty stroisz się jak mało kto, a August pamięta co mi dawał. Wyjdź Anno i daj mi odpocząć.

-Jak sobie chcesz – i z obrażoną miną wyszła z komnaty.

***

W tym samym czasie król w obecności Radziwiłłów przyjmował niecodziennego gościa, którym był wojewoda sieradzki Stanisław Łaski. Od przeszło roku przebywał on w Rzeszy Niemieckiej i bronił spraw polskich na Reichstagu w Augsburgu. Na samym początku wizyty Lasota napełnił puchary winem i zaczął je podawać, poczynając od władcy.

-Wznoszę toast za przybycie naszego niezwykłego posła – rzekł August.

-A ja pragnę wypić za twoje zdrowie, miłościwy panie – zaproponował Łaski i wszyscy przechylili pucharki, które od razu stały się lżejsze.

-Opowiadaj panie wojewodo co w Niemczech słychać?

-Wrze tam jak w ulu, panie. Za dużo tam heretyków, którzy porzucili naszą wiarę i przeszli na wiarę Lutra. Nawet sam cesarz Karol niewiele może zrobić.

-U nas te nowinki też coraz większą sławę sobie zdobywają. Pisał mi biskup poznański Izdbieński i prosił mnie, abym wygnał z Wielkopolski tych Czechów, którzy zbiegli do nas, a których nazywają braćmi czeskimi.

-Co zamyślasz panie czynić w tej sprawie? – zapytał Łaski.

-Nie chcę być panem ludzkich sumień. Nich każdy w swej wierze robi co mu się podoba, byle tylko nie siał zamętu w kraju.

-Dobrze mówisz panie, ale tam, gdzie wiara nie jest jedna, tam spokoju nigdy nie będzie.

-Ale w Polszcze za moich rządów musi być spokój – rzekł stanowczo król i nikt z zebranych nie ośmielił się temu zaprzeczyć. W końcu August ponownie zabrał głos. – Pisałem ci wojewodo, abyś na Reichstagu dobrze mówił o mojej małżonce, a jeśli by zaszła potrzeba, to miałeś zapłacić każdemu, komu będzie trzeba.

-Robiłem panie tak jak chciałeś. Książę pruski Albert może spać spokojnie, bo żadnego najazdu z Rzeszy na jego księstwo nie będzie. Sprawa szczęśliwie ucichła.

-A co o moim małżeństwie mówią w Niemczech?

-Wolałbym panie o tym nie mówić – wzbraniał się wojewoda sieradzki.

-Nikt mi nie powie prawdy, jeśli ty jej nie powiesz, wojewodo!

-Robiłem co mogłem, ale wielu naszych, którzy do Niemiec jeżdżą, opowiada tam same najgorsze rzeczy o twej panie małżonce.

-A czy o Radziwiłłach też źle mówią? – wtrącił się Czarny.

-Mówią, że Radziwiłłowie nie powinni mieć w herbie trąby, tylko lisa. Twój ród panie marszałku przyrównują do Habsburgów, którzy niewiele w Rzeszy znaczyli, a potem zawładnęli tronem cesarskim i nie chcą go oddać.

-Mów panie wojewodo, ale całą prawdę, o tym co tam widziałeś i słyszałeś – nalegał król.

-Niemcy mają zabawę z powodu twego panie małżeństwa, a zwłaszcza z tego, że poddani waszej królewskiej mości tak otwarcie z tego szydzą. Poseł bawarski zapytał mnie, dlaczego na to pozwalasz panie i nie karzesz buntowników? Odrzekłem mu, że w naszym kraju jest żałoba po zmarłym królu i dlatego nie chcesz panie czynić większego smutku w Polszcze.

-Wiem panie wojewodo, że świeciłeś tam za mnie oczami, ale nagroda będzie duża – zapewnił Jagiellon i uśmiechnął się do Łaskiego.

-Przydałoby się tam dłużej zostać panie, aby wszystko do końca doprowadzić.

-Wiem wojewodo, ale potrzebuję twego głosu i wsparcia na sejmie, bo teraz większe niebezpieczeństwo grozi mi w Polszcze niż z zachodu.

-Najgorsze jest to, że Polacy nie mają szacunku do świętej pamięci twego panie ojca, króla Zygmunta, który był tak dobrym władcą. Jeden zapijaczony dworzanin kasztelana poznańskiego Górki miał czelność powiedzieć, że twoja panie małżonka jest nieprawym dzieckiem ojca waszej królewskiej mości. Huknąłem mu za to w gębę, bo nie wytrzymałem.

-Mogą śmiać się ze mnie, mogą nawet pisać paszkwile, ale na oczernianie mojego świętej pamięci ojca nie pozwolę. Król Zygmunt nie był hulaką, tak jak kasztelan Górka, tylko był przykładnym i dobrym człowiekiem. Widzicie panowie jak w tym kraju odwdzięczają się zmarłemu za czterdzieści lat rządów i oddania. Ze mną tak pogrywać nie będą i nauczę ich rozumu – przemówił August, a gorycz biła z każdego jego słowa.

-Widziałem u Niemców wiele paszkwili – westchnął wojewoda – ale też wiele sprośnych rycin. Na jednej rycinie widziałem wizerunek twej panie małżonki, która na szyi i ramionach miała naszyjnik z męskich członków. Śmieją się z nas Niemcy i tyle.

-Panie wojewodo, pragnę jeszcze pomówić z tobą jutro w cztery oczy. – Po tych słowach August powstał z miejsca i dodał – A dziś jeszcze zapraszam cię na wieczerzę. Za miesiąc zacznie się sejm i okaże się, kto niszczy majestat królewski i swój kraj, w którym nikomu niczego nie brakuje.

-Ja panie – włączył się Czarny – też muszę udać się w jedno miejsce i załatwić niecierpiącą zwłoki sprawę.

-Zatem do wieczerzy – rzekł August, a wtedy trzej dostojnicy pokłonili się przed nim i opuścili komnatę. Pozostał jedynie Lasota.

-Coś tak zamilkł?

-Przyznam się panie, że boję się tego sejmu. Myślę, że posłowie będą chcieli jednej rzeczy.

-Jakiej?

-Wiesz panie, co mam na myśli!

-Wiem Lasota, ale ja jej nie odstąpię, choćby mnie na kolanach błagali.

-Na kolanach prosić raczej nie będą, bo nigdy tak nie bywało. Tym bardziej, że na ostatnich sejmach za rządów twego panie ojca robili co chcieli.

-To teraz czas im pokazać, że tamto bezpowrotnie odeszło.

-Przyszły też listy z Gdańska – oznajmił królewski sekretarz.

-Nie dzisiaj. Jutro je zobaczę. Teraz idę do Barbary, bo bardzo zmartwiła się tym co nagadał po południu ten rosnący w pychę marszałek. Za jakiś czas będziesz mi potrzebny – rzekł król, a następnie skierował się do komnaty żony.

***

Barbara spała w bielutkiej haftowanej misternie koszuli i była tak zmęczona, że nie obudziło jej wejście do komnaty Augusta. Ten zbliżył się do niej powoli i patrzył na jej śliczną twarz, ale nie chciał jej obudzić. Postanowił więc, że trochę na nią popatrzy, bo chociaż obcował z nią od kilku dni, to nadal mu jej brakowało. Wkrótce jednak nie wytrzymał i zapragnął ją pocałować, a wtedy księżna otworzyła oczy. Niebawem Jagiellon dostrzegł, że jej oczy są zaczerwienione i trochę spuchnięte.

-Barbaro, ty płakałaś? – zapytał August, lecz ona nic nie odrzekła. – Czemu płakałaś, moja miła? Ktoś ci dokuczył? – pytał troskliwie, ale Barbara milczała i widać było, że myślami jest gdzie indziej. – Skarbie mój najdroższy – mówił z czułością – to przez Czarnego?

-Nie tylko to – odparła cicho.

-Co się stało?

-Kasieńka była dziś w mieście i powiedziała, że znalazła tam jakieś paszkwile. Myślałam, że to już się skończyło, a oni dalej mnie nienawidzą.

-Barbaro, nie przejmuj się tym. Niech sobie piszą, a piszą, bo ci zazdroszczą, a właściwie to nam zazdroszczą, że jesteśmy tacy szczęśliwi.

-Na Litwie słyszałam o sobie takie straszne rzeczy, jakich nie chcę ci nawet powtarzać Auguście – i przytuliła się do niego. – Za co oni mnie tak oczerniają i wymyślają takie niestworzone rzeczy.

-Zawiść ludzka nie zna granic.

-Co ty sobie o mnie myślisz Auguście, gdy słyszysz te plugawe opowieści?

-Barbaro, nie myślę o tym co mówią i piszą, bo musiałbym zwątpić w naszą miłość. – Teraz ucałował ją w usta i wesoło dokończył. – A jaka jesteś, to ja wiem najlepiej.

-Jaką byłam dobrze wiedziałam, a jaką nie byłam, taką zostałam.

-Barbaro, ludzie pogadają i zapomną. Nie warto się przejmować ludzką gadaniną. Co byś nie zrobiła, moja najdroższa, to i tak jakimś ludziom coś by się nie spodobało.

-W jednym paszkwilu napisali, że jestem niepłodna, a przecie to nieprawda, Auguście.

-Wiem Barbaro. Wiem – i tulił ją mocno do siebie.

-Gdybyś mi nie kazał zabić płodu w Gieranonach, a później, gdybym nie potknęła się w Dubinkach, to miałbyś już Auguście następcę.

-I będę go miał, Barbaro. – Tu uśmiechnął się do niej i zażartował. – Będę miał z tobą tuzin dzieci. Sześciu synów i sześć córek.

-Tyle to ja nie chcę mieć – rzekła z uśmiechem Barbara.

-Ale ja chcę.

-A kto je będzie rodził? – zapytała już rozweselona.

-Jedno albo dwoje to mogę urodzić.

-Dobrze by było, bo poród podobno bardzo boli, ale dla ciebie Auguście mogę nawet umrzeć przy połogu.

-Broń cię Panie Boże od takich myśli, Barbaro! Wolałbym już nie mieć dzieci niż utracić ciebie.

-Kiedyś będziesz chciał mieć Auguście syna i ja też chcę go mieć.

-Barbaro – i ucałował ją w czoło – będziemy mieć syna, tylko jeszcze nie teraz, bo mogliby go uznać za nieprawego.

-Ale przecież jesteśmy po ślubie!

-Tak, ale szlachta jeszcze tego nie uznała. To się zmieni po sejmie, gdy uznają cię za moją prawą małżonkę. Wtedy wyjedziemy do Niepołomic i wrócimy do Krakowa dopiero z dzieckiem.

-Oj, Auguście, Auguście – westchnęła i przytuliła się do niego.

-Oj, Barbaro – westchnął Jagiellon i przycisnął ją mocno do siebie. Następnie trwali tak w uścisku dłuższy czas, aż w końcu poczuli się głodni i udali się na wieczerzę.