
Historia, jak wiadomo, pisana jest przez zwycięzców. Ale powojenna była pisana na kolanie. Przywleczeni ze Wschodu w 1944 roku „demokraci” mieli być rzekomo forpocztą nowego, ludowego porządku. Sęk w tym, że nikt ich tu nie chciał.
Gdy czyta się, ogląda i słucha ówczesnej propagandy, można by odnieść wrażenie, że Polska Ludowa rodziła się w euforii, a tłumy robotników i chłopów wyrywały sobie z rąk deklaracje wstąpienia do PPR. Gdy jednak dotrzemy do dokumentów, to przekonamy się, że – tak jak w powiecie radzyńskim – komuniści mogli się cieszyć, jeśli na całą gminę udało im się zebrać kilkunastu zwolenników. I to mimo sowieckiego wsparcia. Opozycja? Tysiące byłych żołnierzy AK, BCh, NSZ, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i innych, w tym tych, którzy wciąż trwali w podziemiu. Społeczeństwo? Nieprzychylne, klerykalne i konserwatywne. Krótko mówiąc – towarzysze musieli oglądać się za siebie, a najlepiej mieć pod ręką służbowy pistolet.
To właśnie na tej scenie rozgrywał się dramat pionierów „władzy ludowej”. Nawet w latach 50., gdy terror sięgał szczytów, układy sił w terenie pozostawały dla nich brutalnie niekorzystne – tu jeden komunistyczny towarzysz, a tam kilku byłych żołnierzy AK, NSZ czy BCh oraz członkowie – jak to pisano o kółkach różańcowych czy przyparafialnych stowarzyszeniach katolickich – „organizacji klerykalnych”.
Przetrwali. Ale nie dzięki poparciu społecznemu, a promotorom ze wschodu i metodom systemowego terroru. „Władzy ludowej” nie zbudowano na społecznym poparciu, ale na pepeszach Armii Czerwonej, pałkach UB, lochach więzień i gułagach. Ankieta przeprowadzona w latach 80. wśród pracowników KW PZPR w Białej Podlaskiej wykazała, że większość z nich w dalszym ciągu (po 40 latach sprawowania nad Polakami władzy!), czuła się w polskim społeczeństwie obco kulturowo, religijnie i ideologicznie. Komuniści nie tylko bali się własnego cienia, ale i nauczyli się z tego strachu czerpać korzyści – im więcej zagrożeń, tym więcej przywilejów dla narażonych na życie wśród reakcyjnej większości. Może to stąd genetyczny imperatyw obrony „prześladowanej mniejszości” do dziś stanowi jeden z głównych kierunków lewicowej propagandy?