Minął kolejny beztroski rok dla Augusta i Barbary, którzy spotykali się bez przeszkód, spędzając ze sobą piękne chwile. Następny rok 1547 miał być przełomowym w życiu wielkiego księcia Litwy i jego poddanki.

Oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie, lecz mimo to starali się o tym nie myśleć i cieszyli się z każdego dnia spędzonego ze sobą.

Wielki książę litewski wybierał się na sejm koronny do Krakowa, który wyznaczono na wiosnę tego roku. Jako przyszły władca Polski miał już teraz, za życia ojca, przejąć część obowiązków monarszych. Z drugiej strony wiedział, że wszyscy, a zwłaszcza matka i ojciec, będą go nakłaniali do nowego małżeństwa. Z tego też powodu odkładał swój wyjazd jak tylko mógł, nie chcąc opuszczać swojej ukochanej.

Był pierwszy dzień kwietnia i August załatwiał swoje ostatnie sprawy przed wyjazdem do Polski. Nazajutrz miał opuścić Wilno i udać się do Krakowa. Tymczasem obaj Radziwiłłowie szykowali mu niespodziankę.

-Bracie, nie wiem już sam, czy nie lepiej tego zaniechać – zaczął Rudy.

-Albo teraz, albo nigdy – odparł z uporem Czarny.

-Tylko, że jak mu to powiedzieć?

-Zostaw to mnie, a jakbym stracił mowę, to wtedy ty zaczniesz mówić.

-Może poczekajmy jeszcze do powrotu? – wahał się wciąż Rudy.

-Nie, bo wtedy może być za późno. Jedzie na sejm i wszyscy się dopominają, aby się żenił. Niech tedy myśli tam o Barbarze, a nie o jakiejś Francuzicy – dodał ze złością Czarny.

-A jak ją porzuci?

-Wierz mi, że tak łatwo jej nie porzuci! To nie taka prosta sprawa. Sam tego doświadczyłem, tak samo jak ty, to wiem co mówię.

-Ale Barbara! Ona nam tego nie wybaczy.

-Czyś ty chłop czy baba? – zdenerwował się Czarny. – Tu o Radziwiłłów chwałę idzie, a nie o twoją – i zaraz się poprawił – naszą siostrę. Zobaczysz, że jeszcze nam będzie dziękować.

-Już nie jeden miał ci dziękować, tylko jeszcze ani razu nie słyszałem, żeby ktoś był ci wdzięczny. – Zakpił Rudy, a Czarny tylko na niego popatrzył i rzekł stanowczo.

-A chcesz, aby o nas mówili jako o królewskich szwagrach?

-Mniemam, że do tego jest dalej niżeli do gwiazd – studził zapędy Czarnego Rudy.

-A to ci powiem, że kniaź i król Jagiełło podzielił się tronem z niezamożną szlachcianką polską!

-Ja w to bracie nie wierzę!

-A to ci jeszcze powiem, że pytałem się tego Wszelakusa co w gwiazdach zapisane i ten mi rzekł, że będzie to najlepszy rok dla Radziwiłłowego domu w tym stuleciu.

-Żeby tylko nie był taki dobry, że wszyscy stracimy łaskę u kniazia, bo cała Litwa na to czeka.

-Poczekaj to zobaczysz. Kniaź jest młody, to mocno miłuje, a spróbować warto. Chodźmy bracie.

-Niech nas Bóg ma w swej opiece – i przeżegnawszy się bojaźliwie, podążył za Czarnym, odmawiając cicho pacierz. Po krótkiej chwili Czarny odwrócił się do niego i zdenerwowany oznajmił.

-Na miły Bóg! Przecież kat cię nie będzie ścinał. To jest Litwa, a nie Moskwa.
Zaraz też Radziwiłłowie stanęli przed komnatą wielkiego księcia. On zaś siedział w towarzystwie Barbary i miło spędzał z nią czas.

-Wasza książęca mość nam wybaczy – i obaj pokłonili się nisko – ale chcielibyśmy się rozmówić z tobą panie na osobności – zaczął niepewnie Czarny.

-Macie jakieś sekrety przed siostrą? – zapytał wesoło władca.

-To panie rzecz niezwykle poważna – kontynuował marszałek litewski.

-Jak chcecie. Barbaro, chcę jeszcze pomówić z tobą przed wyjazdem – i po tych słowach wojewodzina trocka skierowała się do swej komnaty, mając złe przeczucia.

-Słucham – zwrócił się do Radziwiłłów i wygodnie się rozsiadł. Zapanowała chwilowa cisza, aż w końcu zirytowany nieco Jagiellon zwrócił się do drugiego z Radziwiłłów. – Chcesz mi coś rzec, panie podczaszy?

-Nie, panie – przestraszył się Rudy. W tym jednak momencie Czarny zebrał się na odwagę i przemówił.

-Wasza książęca mość, sprawa jest niełatwa, ale czas już najwyższy, aby o tym pomówić. – Tu przerwał na chwilę, po czym z zakłopotaniem pogłaskał się po brodzie i kończył wypowiedź. – Otrzymaliśmy od waszej książęcej mość wiele łask i nadal je otrzymujemy, pamiętając, że od żadnego pana Litwy tak dużo nigdyśmy nie otrzymali. Chcemy nadal służyć waszej książęcej mości pomocą, jak to tylko będzie możliwe. Mniemamy też razem z panem podczaszym, iż nic nie zmieni się w naszej dotychczasowej komitywie.

-Ja też tak myślę, tylko nie wiem o co wam chodzi? – Zapytał August, nie rozumiejąc intencji przemowy Czarnego.

-Wasza książęca mość chodzi o naszą siostrę! – Przemówił i przerwał od razu Czarny, ale z pomocą od razu przyszedł mu Rudy.

-O naszą siostrę, wojewodzinę trocką Barbarę z Radziwiłłów.

-Prosimy cię panie, abyś przestał odwiedzać naszą siostrę Barbarę! – I tu Czarny przerwał, ale widząc, że zaskoczony książę nic nie mówi, kontynuował dalej wypowiedź. – Miłościwy panie, już trzy lata minęło, jak spotykasz się z naszą siostrą. Wiemy przecież, jako i ty panie, że niedługo poślubisz jakąś królewnę lub księżniczkę z obcego kraju, a wtedy nie będzie ci panie godziło się spotykać naszą siostrą. Wasza książęca mość nie ma żadnych poważnych zamiarów względem naszej siostry Barbary, więc lepiej będzie, jeśli to wszystko teraz się zakończy.

– Tu Czarny spojrzał na milczącego Augusta i po chwili mówił dalej. – Wasza książęca mość powinien nas zrozumieć i przez wzgląd na nas, jako i na Barbarę, powinien to uczynić. Tu o honor i dobre imię naszej siostry chodzi, bo już cała Litwa, a i w Koronie wszyscy nas noszą na językach, że siostra nasza nie ma wstydu żadnego, a my na to przyzwalamy. Chcemy też z panem podczaszym, aby ktoś zechciał poślubić naszą siostrę, która już podchodzi pod trzydziestkę, a kandydatów do jej ręki coraz mniej.
August przez chwilę patrzył przenikliwie na Czarnego, jakby szukał jakiegoś podstępu, ale nie znalazłszy nic, oprócz zatroskanej twarzy stryjecznego brata Barbary, oznajmił.

-Rozumiem was, tylko to mnie zastanawia, dlaczego dopiero teraz wam to przeszkadza, a przez trzy i pół roku było wam z tym dobrze?

-Ludzkie gadanie nigdy nas nie obchodziło, panie – odparł szybko Czarny i sięgnął po dodatkowy argument, ku wielkiemu zdumieniu Rudego. – Otrzymaliśmy list od twej panie matki, królowej Bony, która jak rozumiemy, pisze do nas także w imieniu naszego miłościwego pana, króla Zygmunta. Królowa chce, abyśmy przez wzgląd na honor i przeszłość domu Radziwiłłowego, zakończyli to wszystko. Miłościwa pani napisała też, żebyśmy mieli na względzie dobro tak Polski, jako i Litwy.

-Widzę, że mocno chcą mnie żenić, więc długo będą czekać – rzekł zły na matkę.

-Widzisz zatem panie, że są przyczyny, aby to się skończyło.

-Kiedyś to musiało się stać i wierzcie mi panowie, że nie żywię do was żalu, bo długo przecież pozwalaliście na to. Liczę też, że nadal będę miał w was oparcie na Litwie.

-Wasza książęca mość, o każdej porze dnia i nocy – zawołał z zapałem Czarny.

-Zawsze, wasza książęca mość – zapewnił także Rudy.

-Czynię to tylko przez wzgląd na Barbarę i na was panowie. Nie chcę, żeby ją dłużej szarpano, bo nie zasłużyła sobie na to. Pójdę ją pożegnać i wracam na zamek, bo jutro wyjeżdżam do Krakowa.

-Wasza książęca mość, obiecujesz nie spotykać się więcej, nawet w ukryciu, z naszą siostrą Barbarą? – Tu August popatrzył na nich i z dziwnym wyrazem oczu odpowiedział.

-Obiecuję, tak jakobym wam przysięgał.

-Dziękujemy waszej książęcej mości za wyrozumienie i życzymy szczęśliwej podróży do Polski – rzekł Czarny i pokłoniwszy się głęboko wraz z Rudym, wyszli z książęcej komnaty.

Będąc na dziedzińcu zamkowym Rudy rozejrzał się wokoło i upewniwszy się, że nikt ich nie słyszy, zasypał Czarnego wymówkami.

-Na Boga! Chcesz nas zgubić? O jakim ty liście od królowej Bony mówisz? Przecież ona od roku już nie pisała do ciebie!

-To co miałem odrzec kniaziowi? Może mi powiesz, panie bracie? – I wtedy tamten uspokoił się na chwilę. – Mniemam, że kniaź nie będzie pytał matki o list, bo wie dobrze, że ona dąży do tego, aby go znowu ożenić. Sam dobrze wiesz bracie, że kniaź z królową żyją ostatnio jak pies z kotem.

-A jeśli kniaź zapyta królową o list, to będziemy zgubieni – zatrwożył się znowu Rudy.

-Teraz już tego nie cofniemy. Trzeba nam czekać i być dobrej myśli – odrzekł niepewnie Czarny, zaś Rudy zaczął się cicho modlić.

-Zdrowaś Maryjo, łaski pełna. – Następnie obaj wsiedli na koń i pospiesznie odjechali do pałacu Radziwiłłów.
W tym samym czasie wojewodzina trocka powróciła do komnaty wielkiego księcia Litwy i widząc jego smutną twarz, zapytała zaniepokojona.

-Co chcieli bracia? Auguście, co się stało?

-Twoi bracia chcą, abym cię już nie odwiedzał.

-Oni mogą sobie co najwyżej w brodzie pogrzebać – i zaczęła się śmiać. Po chwili jednak spoważniała i uśmiechając się do ukochanego, oznajmiła. – Ale ja chcę widywać się z tobą, Auguście.

-Oni mają rację – odrzekł głucho.

-Auguście! Co ty mówisz? – przerwała mu szybko i płaczliwie dokończyła. – Pewnie chcą dostać jakiś urząd i zapewne to dlatego.

-Nie Barbaro! Tu nie o urząd chodzi, tylko o twą reputację. Ja ciebie nie poślubię, a nie mogę cały czas się zniesławiać i marnować ci życia.

-Auguście – zawołała z rozpaczą – jest mi z tobą jak w raju i nic mnie nie obchodzi ludzkie gadanie. Chcę tylko, żebyś mnie czasem odwiedzał, tylko tyle.

-Barbaro! Nie zasługujesz na takie życie, bo jesteś warta więcej niż nie jedna królowa. Nie możemy całe życie się ukrywać, a mnie przecież kiedyś znowu ożenią.

-Mnie to nie wadzi i chcę się tobą ukrywać nawet do końca mego życia.

-Nie mogę na to pozwolić. Dałaś mi tyle szczęścia, ile dotąd nikt mi nie dał. Miłuje cię nad życie i chociaż niełatwo przyjdzie mi cię zostawić, to jednak nie mogę żądać, abyś się przy mnie zmarnowała.

-Auguście – i uklękła przed nim – mnie jest tak dobrze.

-Powstań! – Tu zerwał się, aby ją podnieść, ale ona objęła go za kolana i zdławionym głosem pytała.

-Auguście! Jakże to tak. Mam cię już nie widywać? Nie zasłużyłam na to.

-Barbaro – i teraz klęknął obok niej. – Każda niewiasta, tak samo jak mężczyzna, chce mieć kogoś tylko dla siebie i cały czas być przy nim. Wierz mi, że kiedyś i ty tego zapragniesz, a ja nie będę ci mógł tego obiecać.

-Nie zostawiaj mnie Auguście, nie zostawiaj. – I zaczęła błagalnie łkać, aż w oczach Augusta pojawiły się łzy.

-Boże miłosierny! – zawołał. – Dlaczego jest księciem?

-Auguście, niech zostanie tak jak jest, tylko mnie nie zostawiaj – prosiła.

-Barbaro – i tu podniósł ją z klęczek – po co mi korona, jeśli nie będę mógł ciebie widywać.

-To mnie odwiedzaj – łkała nadal.

-Gdybym nie był księciem i królem to bylibyśmy razem. – Tu August przypomniał sobie słowa Czarnego, a wtedy jego głos zabrzmiał złowrogo. – Tak łatwo mnie ożenią, a tej, którą mi wybiorą, pokażę, jakim potrafię być.

-Auguście, nie czyń tego, bo co ona temu winna. Może i ona też będzie musiała kogoś zostawić i wyjść za ciebie.

-Pani matka chce żebym ożenił się z córką księcia Albrechta lub z jakowąś Francuzeczką, ale żadnej z nich nie poślubię.

-Wiedziałam, że kiedyś to się stanie. Taki już mój los, że to co miłuję, to szybko muszę stracić.

-Nigdy nikogo nie miłowałem, dopiero ciebie Barbaro, i mam teraz cię zostawić?

-Auguście, spotkajmy się za pół roku, chociaż na chwilę.

-Barbaro, ale ja obiecałem twoim braciom!

-Auguście, błagam cię! Tylko jeden raz, żebym mogła cię ujrzeć przez chwilę, a potem… to choćby i umrzeć przyszło.

-Barbaro – i przylgnął do niej ustami, a następnie zaczęli gwałtownie wymieniać ostatnie pocałunki. Tak objęci trwali przez dłuższą chwilę, gdy w końcu Barbara złamanym głosem znów poprosiła.

-Obiecaj mi Auguście, tylko ten jeden raz – i ten widząc jej cierpienie, odrzekł.

-Obiecuję Barbaro, obiecuję, tylko nie płacz – i zaczął całować jej zapłakane oczy. – Nie płacz, bo nie mogę patrzeć jako płaczesz. – Następnie otarł jej oczy z łez i dodał – To najgorszy dzień mego żywota, Barbaro – i ucałował jej dłoń. – Żegnaj Barbaro. Wolałbym życie postradać niż stracić ciebie.

-Auguście, będę czekała, choćby i latami, tylko przyjedź kiedyś. – Wówczas on otarł łzy płynące po jej policzkach i przycisnął ją do siebie.

Ucałowali się jeszcze raz, po czym Jagiellon skłonił się i podszedł do drzwi.

-Auguście! – krzyknęła Barbara i podbiegła do niego, raz jeszcze całując go w usta.

-Nigdy cię nie zapomnę – oznajmił łamiącym się głosem i wolnym krokiem odchodził. Po kilku jednak krokach zatrzymał się i spojrzał na ukochaną. – Nie mogę. Na miły Bóg, nie mogę! – Teraz dostrzegł Barbarę całą zapłakaną, z rękami przy twarzy. Nie wytrzymał. Podbiegł do niej i zaczął całować jej łzy, i znów ich usta spotkały się na chwilę.

-Auguście, idź – rzekła z wysiłkiem. – Tak trzeba. – On zaś popatrzył na nią jeszcze przez chwilę, ucałował w czoło i wyszedł. Tym razem Barbara już nie wybiegła za nim. Usłyszała tylko jak drzwi od jej komnaty zamknęły się cicho, na dobre.

-Nieee! – krzyknęła. – Auguście. Auguście – łkała – nie zostawiaj mnie – i upadła na podłogę. W tej samej chwili do komnaty wbiegła wyrośnięta dziewczyna.

-Pani! Co ci jest? – zawołała troskliwie siostra Jurgielisa.

-Zostałam sama, sama Katarzyno! – Nagle Barbara poderwała się i szybko podeszła do okna. Zobaczyła, jak August wsiada na konia, patrzy jeszcze w jej okno i powoli odjeżdża. Pomachała mu, a on uśmiechnął się do niej, choć już nie tak, jak dawniej. Potem opuścił głowę i w końcu odjechał. – Miłuję cię Auguście, tak bardzo cię miłuję. – Mówiła sama do siebie, jednak jej ukochanego nie było już widać.