
W połowie września 1544 roku osiemnastoletnia Elżbieta Habsburżanka wyruszyła do Wilna. Wszędzie witano ją z należytym królowej i wielkiej księżnej Litwy szacunkiem i entuzjazmem, co łączyło się też z powszechnym wobec niej oczekiwaniem, że da obu państwom kolejnego przedstawiciela jagiellońskiej dynastii.
August, chcąc pokazać jak bardzo zmienił swój stosunek do małżonki, robił wszystko, aby jej wjazd do Wilna odbył się jak najbardziej okazale. Teraz miał już, gdzie zamieszkać z Elżbietą, gdyż na Wawelu było za ciasno dla dwóch monarszych par.
Królową i wielką księżną Elżbietę, a prywatnie swoją rywalkę, witała także Barbara. Przeczuwała jednak, że piękne dla niej chwile powoli się kończą, i że być może już wkrótce straci swego ukochanego na zawsze. August spełniając jej prośbę, zachowywał się jak oddany i kochający mąż i zmienił się dla Elżbiety nie do poznania. Nie przeszkadzało mu to jednak w tajnych spotkaniach z Barbarą i miłosnych z nią schadzkach. Sama Elżbieta z chwilą przyjazdu do stolicy Litwy odetchnęła z prawdziwą ulgą. Jej położenie stało się bez porównania lepsze niż dotychczas, gdyż dzieliło ją kilkaset kilometrów od znienawidzonej teściowej. Wreszcie mogła poczuć się jak wielka księżna i królowa.
Na drugi dzień po uroczystym wjeździe Elżbiety do Wilna para książęca, tak jak niegdyś w Krakowie, spożywała wspólnie obiad.
-Doprawdy, drugi dzień widzę cię pani, a jakoś nie mogę się napatrzeć. – Zaczął rozmowę August, łgając straszliwie swej małżonce. – Widzę, że Litwa służy ci pani, bo rumieńców nabrałaś i jako widzę jesteś pani radośniejsza.
-Bo cię ujrzałam, mój panie i to z tej przyczyny. Już się nie mogłam doczekać, kiedy cię panie ujrzę.
-Ja też już nie mogłem sobie znaleźć miejsca, bez ciebie pani. Wszak od naszego rozstania minął przecież rok.
-Rok i czterdzieści osiem dni! – August tylko uśmiechnął się na taką arytmetykę i zebrało mu się na żarty.
-Widzę, że umiesz, pani dobrze rachować, a ja się przyznam, że nigdy w tym nie byłem biegły. Ale to bardzo dobrze, bo Litwa potrzebuje gospodarnej wielkiej księżnej, tak jak Polska królowej. – Elżbieta aż poczerwieniała z radości na taką pochwałę i zaraz wyraziła swą wdzięczność.
-Jesteś ostatnio mój panie małżonku niezwykle dobry dla mnie. Teraz przyznaję, że warto było czekać tak długo. – Tu August znów uśmiechnął się do niej, a przy tym zauważył, że jego małżonka nie jest jeszcze taka ostania. Mimo to znowu zaczął jej łgać.
-Pewnie masz mi pani za złe, że cię zostawiłem na tak długo. Ale uwierz mi, że musiałem tak uczynić, bo należało pokazać wszystkim, że jesteśmy małżeństwem, a nie mamy gdzie ze sobą zamieszkać. Czekałaś pani długo, tak jak i ja, ale dzięki temu Litwa jest teraz nasza, nasza pani. – Elżbieta poczuła się teraz tak, jakby była jedyną panią na Litwie i z uśmiechem na ustach słuchała słów Augusta. – Tam w Krakowie przy mojej pani matce ciężki byłby dla ciebie żywot, zresztą sama tego doświadczyłaś pani. A tutaj w Wilnie, to ty pani będziesz rządzić. Wprawdzie skarb litewski będzie kontrolowany przez mego czcigodnego ojca, ale będzie do naszej dyspozycji.
-Pisałam do Wiednia, rozkazując niejako, aby mi wreszcie wysłano ten posag. Mniemam, że teraz, gdy już jestem panią Litwy, pieniądze zostaną szybko wysłane. – Wtrąciła Elżbieta poruszając ten drażliwy temat. August tylko spojrzał na nią z politowaniem, bo wiedział, że Elżbieta może najwyżej rozkazywać swojej dwórce Katarzynie, ale nie swojemu ojcu. Powszechnie wiadomo było bowiem, że Habsburżanki wychowywane były w bezwzględnym posłuszeństwie wobec rodziców.
-Nie frasuj się tym, pani. – I napiwszy się nieco wina dodał. – Czas też pomyśleć o oprawie dla ciebie pani, wszak jesteś od przeszło roku moją małżonką, a jeszcze nie masz zapisanych żadnych dóbr ani w Polszcze, ani tu na Litwie. Nie może tak być, bo gdybyś czasem została pani wdową, to zostałabyś bez niczego?
-Ależ panie! – rzekła przerażona. – Nie mów panie takich rzeczy.
-Wybacz mi pani. Jakoś mnie poniosło – i wychylił swój puchar. Po nim to samo zrobiła Elżbieta, tyle tylko, że zachłysnęła się przy piciu i wielki książę musiał wzywać dwórkę Katarzynę do pomocy.
***
Po południu w zamku wileńskim pojawiła się delegacja Radziwiłłów na czele z Czarnym i Rudym. Wszyscy oddali uniżony pokłon parze wielkoksiążęcej po czym jako pierwszy przemówił marszałek litewski, Mikołaj Czarny.
-Miłościwa pani. Wielce jesteśmy radzi ujrzeć siostrzenicę cesarza rzymskiego i cieszymy się niezmiernie, że jesteś panią naszej Litwy. Jako słudzy waszej książęcej mości chcemy ofiarować ci pani te skromne dary, abyś wiedziała, jak bardzo jesteśmy radzi z tego, że miłościwa pani przybyła wreszcie do Wilna. – Następnie Rudy otworzył dużą szkatułę z mnóstwem pereł i innych kosztowności, którą złożył u stóp Elżbiety. August spoglądał przez chwilę na przybyłą także Barbarę, której smutne oblicze zdradzało, że myślami jest zupełnie gdzie indziej. Zaraz jednak popatrzył na Elżbietę, która zabrała głos.
-Wielce mnie cieszy, że tak radośnie witacie mnie tu w Wilnie i czynicie to jako pierwsi z całej Litwy. Wychowując się na dworze w Wiedniu słyszałam o zacnym rodzie Radziwiłłów, którym stryj mój Karol nadał tytuły książąt Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Gdy przed rokiem jechałam do Polski mówiono mi, że mogę liczyć na wasz ród Radziwiłłów. Teraz widzę, że to prawda i sama napiszę do Wiednia o przychylności, jaka mnie od was spotkała. – Wypowiedź ta zaskoczyła Augusta, który nie poznawał Elżbiety. Była teraz pewna siebie i opanowana, zupełnie inna niż przed rokiem na Wawelu. Świadomość tego, że była teraz na Litwie, dodawała jej pewności, której nie miała w Polsce. Po chwili książę znów spojrzał na ubraną na niebiesko Barbarę, tyle tylko, że tym razem pochwyciła to spojrzenie także Elżbieta. August niewiele myśląc od razu się do niej uśmiechnął i zabrał głos.
-Wielce mnie cieszy tak miłe powitanie mojej umiłowanej małżonki. Widzę teraz, że w godne ręce powierzyłem wakujące urzędy na Litwie. – Radziwiłłowie z dumą spojrzeli na władcę i pokłoniwszy się na znak wdzięczności, słuchali go dalej. Ten zaś po kilku zdaniach wypowiedzianych na ich temat, zwrócił się ponownie do Elżbiety. – Wybacz mi pani, ale pragnę pomówić z panem marszałkiem o wielce ważnych sprawach. Niedługo pani powrócę – i ucałowawszy jej dłoń wyszedł razem z Mikołajem Czarnym.
Przez chwilę nikt nie wiedział co powiedzieć, aż wreszcie Rudy zebrał się na odwagę i niepewnie przemówił.
-Miłościwa pani. Przyznam się, że kilka lat temu, gdy byłem w objeździe po Europie, miałem przyjemność widzieć cię pani.
-Ja cię panie podczaszy nie pamiętam – oznajmiła wesoło, po czym dodała. – A to zapewne dlatego, że byłam jeszcze dziecięciem.
-Ja od dawna wiedziałem, że wedle umowy zawartej przez naszego miłościwego pana Zygmunta z ojcem waszej książęcej mości, miałaś pani zostać małżonką naszego młodego kniazia. Z tej to przyczyny będąc we Wiedniu baczyłem na ciebie pani. – Teraz podczaszy litewski zauważył, że młoda księżna zamiast na niego, spogląda na Barbarę. Zaraz też, gdy tylko skończył mówić, Elżbieta zwróciła się do wojewodziny.
-Od Grodna aż do samego Wilna towarzyszył mi dzielnie pan wojewoda nowogródzki Ościkiewicz. Wiele mi mówił o tobie pani i oznajmił, że chce cię poślubić. Chciałabym zatem pomówić z tobą pani na osobności. – Na te słowa Mikołaj Rudy wraz z matką Barbarą Radziwiłłową i siostrą Anną pokłonili się i wyszli z sali. Tymczasem Elżbieta spojrzała z pogardą na Barbarę i od razu przeszła do rzeczy. – Nie oddałaś mi pani należnego mi pokłonu – rzekła wyniośle.
-Miłościwa pani, pokłoniłam się tak jak wszyscy.
-Tamci owszem, należycie oddali mi pokłon, ale nie ty pani! – zaakcentowała mocno na koniec. Wówczas Barbara pokłoniła się tak nisko, jak tylko mogła.
-Harda jesteś pani! Rozkazuję ci klęknąć przede mną jako przed swoją wielką księżną i królową! – Barbara natychmiast uklękła przed Elżbietą i ze spuszczoną głową czekała na dalsze słowa. – Właśnie tak. Tak jak teraz – i usadawiając się wygodnie na tronie dodała. – Teraz możemy mówić. – Widząc jednak opuszczoną głowę wojewodziny wydała jej kolejne polecenie. – Patrz na mnie pani, gdy do ciebie mówię! – I Barbara podniosła głowę, dostrzegając pyszny uśmiech na twarzy Elżbiety. – Bynajmniej nie zamierzam mówić z tobą pani o wojewodzie Ościkiewiczu, bo to twoja sprawa i nie będę się wtrącać. Nie myśl jednak, że nie doniesiono mi o tobie i o twoich łajdackich schadzkach z wielkim księciem! Cóż nic nie mówisz, pani?
-A co ja mogę powiedzieć, miłościwa pani – odpowiedziała cicho Barbara, patrząc na pyszniącą się Elżbietę i widoczną u niej zarozumiałość, typową dla Habsburgów.
-Radzę ci pani, abyś poślubiła wojewodę Ościkiewicza, a podarek dostaniesz ode mnie sowity. W przeciwnym razie żałosny będzie twój żywot i niech ci się pani nie wydaje, że możesz ze mną wygrać. Wszak jesteś tylko wojewodziną, a ja jestem królową w Polszcze i wielką księżną tu na Litwie! – Tu Elżbieta powstała z tronu i zbliżyła się do upokorzonej i klęczącej Barbary. – Powinnam być ci wdzięczna pani, bo dzięki tobie wielki książę odesłał tę nierządnicę Dianę i inne nałożnice. Wolę, żeby mój małżonek miał jedną rozpustną nałożnicę, niźli dziesięć innych. Wiem też, że mój małżonek hojnie cię pani obdarował za twoje usługi, zatem ode mnie nic już nie dostaniesz! Chyba, że poślubisz wojewodę Ościkiewicza. – Następnie znów usiadła na tronie i czekała na odpowiedź Barbary. Ta jednak milczała. – Pamiętaj pani, że czas każdej nałożnicy wcześniej czy później przeminie, a królowej nigdy. Jeśli jeszcze nie znudziłaś się pani wielkiemu księciu, to rychło się to stanie. A już z pewnością to nastąpi, gdy narodzi się jego syn i następca. Teraz zejdź mi pani z oczu, bo przez ciebie muszę się wyspowiadać z tego, że skalałam się rozmową z taką nierządnicą! – Barbara wyszła więc z sali i poszła do swoich bliskich. Była zupełnie załamana i wydawało jej się, że nadszedł koniec pięknego romansu z Augustem.
Niedługo potem wielki książę zakończył poufną rozmowę z Czarnym i wraz z nim udał się do czekających na dziedzińcu zamkowym pozostałych Radziwiłłów.
-Panie marszałku, masz strzec pani wojewodziny jak oka w głowie – przykazał mu August.
-Nie zostawię jej samej nawet na chwilę.
-Nie aż tak, ale miej baczenie na wszystko, zwłaszcza na Dianę, skoro widziałeś ją w Wilnie. Ona nie przyjechała tu bez powodu.
-Ja też tak myślę, panie – odparł Czarny. Tu August zatrzymał się na chwilę i cicho mu oznajmił.
-Pani matce nie ufam, a to przecież jej dwórka, która zapewne chce się zemścić na pani wojewodzinie. Pamiętaj marszałku, aby razem z Rudym czuwać przy siostrze. Jeśli zaś zajdzie jakaś nagła potrzeba, to przyjeżdżajcie. Z Gieranonów do Wilna droga niedaleka. – I teraz obaj zbliżyli się pozostałych Radziwiłłów, którzy chcieli pożegnać wielkiego księcia i wracać do siebie. – Audiencja zapewne skończona?
-Tak, panie – odparł Rudy. – Pożegnaliśmy małżonkę waszej książęcej mości, gdyż chciała zamienić parę słów z siostrą Barbarą. – Tu August, który zauważył smutek na twarzy Barbary, zbliżył się do niej i oboje odeszli na bok, aby ich nie słyszano.
-Co ci ,Barbaro? Taka jesteś smutna. Czyżby Elżbieta rzekła ci coś przykrego? – zapytał podejrzewając, że stało się coś złego.
-Wielka księżna radziła mi tylko, abym poszła za wojewodę Ościkiewicza, bo on przez całą drogę prosił twą małżonkę Auguście, aby mu w tym dopomogła.
-To nie jej sprawa. Zapewne cię usilnie namawiała do ożenku?
-Nie. Mówiła tylko, że to dobry człowiek, jakich teraz mało.
-I nic więcej Elżbieta ci nie rzekła?
-Nie, Auguście – odpowiedziała smutno.
-To czemu jesteś taka markotna?
-Bo widzę, że to już mój koniec.
-Głupoty mówisz i tyle – zdenerwował się książę. – Jaki tam koniec! Wcale nie zamierzam się zmieniać dla Elżbiety. To tylko pozory, tylko tak udaję!
-Urodzi ci panie syna….
-Czemuż to nie mówisz mi Auguście? – przerwał jej. Barbara zaś popatrzyła mu w oczy i dokończyła.
-Urodzi ci Auguście syna i wszystko się zmieni. Zobaczysz.
-Nic się nie zmieni! A pojutrze chcę cię zobaczyć o północy w pałacu twego brata Rudego.
-Wybacz mi, ale ja wracam do siebie, do Gieranonów. Nie chcę ci Auguście utrudniać życia. Zawsze wiedziałam, że kiedyś to się stanie.
-Cóż ty mówisz? Przecież cię miłuję, Barbaro! – rzekł wzburzony.
-To przyjedź do mnie do Gieranonów. Będę na ciebie czekać, bo tu w Wilnie, tak blisko twej małżonki, nie mogę.
-Zatem wyjeżdżasz z Wilna? – pytał wyraźnie zdenerwowany.
-Tak, Auguście. Tu nie ma dla mnie miejsca i ostatnio źle się czuję.
-Jeśli chcesz, to możesz jechać. Nawet użyczę ci swojej karocy. Dobrej drogi! – I obrażony odszedł do zamku.
Jeszcze tego samego dnia kareta z Barbarą i Anną ruszyła w stronę Gieranonów. Droga była fatalna z powodu dużej ilości dziur oraz niezwykle mecząca, gdyż obie panie co chwila podskakiwały do góry, w kołyszącej się na wybojach karocy. Z przodu na koniach jechali zaś dwaj Radziwiłłowie, Rudy i Czarny.
-Widzę, że wielki kniaź dba jeszcze o ciebie – zaczęła Anna. – Chociaż widziałam, że odszedł wielce wzburzony. – Barbara jednak milczała, a Anna ciągnęła dalej. – Taką karocą jeszcze nigdy nie jechałam! – zachwycała się i rozglądała po jej wnętrzu. Zaraz jednak znów zwróciła się do smutnej i zamyślonej Barbary. – Szkoda siostro, że twój czas tak szybko przeminął. Ale to przecież było wiadome, bo po tym jak przybyła do Wilna małżonka kniazia, nie starczyło dla ciebie miejsca. No, ale cóż począć. Wszak byłaś tylko książęcą, no i królewską dziwką! – zaakcentowała na koniec Anna.
-Jak tak możesz, siostro? – rzekła Barbara, prawie płacząc.
-Siostro? Teraz siostro! Jaka z ciebie siostra, że mi odebrałaś męża, bo Gasztołd miał być mój! A ostatnio podebrałaś mi kniazia, chociaż to ja pierwsza z nim tańczyłam, a nie ty!
-To nie moja wina, że ciebie Stanisław nie chciał za żonę, tylko mnie. Gdybyś się lepiej prowadziła, to by się pewnie z tobą ożenił. A co do kniazia, to nic nie straciłaś.
-Ty mi mówisz o prowadzeniu się? – i z drwiącym uśmiechem ciągnęła dalej. – Udawałaś cnotliwą wdowę, a ty jesteś taką samą rozpustnicą jak ja, tylko że królewską! – Tu łzy zaczęły spływać po policzkach Barbary, a widząc to Anna, wyżywała się na niej coraz bardziej. – Cóż tak płaczesz? Wiedziałaś co robić, siostruniu, wszakże taki kochanek się opłaca. Przyznaj, że nieźle się obłowiłaś, bo kniaź hojnie obdarzał cię podarkami i dobrze płacił. Szkoda, że wtedy o mnie nie pomyślałaś, tylko dbałaś o siebie, cwana rozpustnico. Zatem i ja teraz nie myślę cię pocieszać. – Po tej wypowiedzi Barbara krzyknęła na cały głos.
-Zatrzymać się! Stójcie! – I po chwili, gdy tylko kareta zatrzymała się, wojewodzina trocka szybko z niej wyszła i pobiegła parę kroków do tyłu. Następnie pochyliła się i zaczęła wymiotować. Nieszczęścia bynajmniej się dla niej nie skończyły, a cena jaką płaciła za miłość do Augusta, stawała się coraz większa.