
Nie ma bluesa bez Roberta Johnsona. Nie miejsce tu na wykłady, kto zechce sobie poczyta, ale dla bluesrockowców to ktoś na kształt świętego patrona, choć facet zmarł jeszcze przed II wojną światową i świętym bynajmniej nie był. Zostało po nim coś około 30 piosenek, po większość z nich sięgały największe gwiazdy.
Dziś „Love In Vain” w wykonaniu jednego z moich ulubionych bluesowych zespołów o bluesowej nazwie The Rolling Stones. Wydali to na płycie „Led It Bleed” w 1969, ale dziś wersja z płyty „Stripped” – cudowne nagranie ze studia w Tokio z 1995 roku (zwróćcie uwagę na tę pomyłkę Richardsa na początku). Dokładam też oryginał Roberta Johnsona, żebyście wiedzieli jak ma blues na imię.