Oleńko, zacznijmy od Twojego projektu Kołysenne. Co to za przestrzeń?
To przestrzeń, w której żyją swoim życiem i w symbiozie ze sobą wszystkie moje artystyczne pasje. Twórczość literacka i muzyczna przeplatają się ze sobą, a czarno-białe grafiki powstają w tle, jako ilustracje. Na początku, kiedy jeszcze działała moja strona internetowa (później skradziono mi adres), zaaranżowałam ją jako wirtualną kawiarenkę dla tych, którzy wieczorami szukają ciepła i spokoju w artystycznym otoczeniu. Pojawiały się tam trochę dłuższe historie pisane prozą poetycką z zachętą do dyskusji. Teraz ta przestrzeń ograniczona jest do profilu Kołysenne na Facebooku, a wpisy na przestrzeni lat zmieniły swoją formułę wraz z ewolucją mojej twórczości. Może z czasem pomyślę o nowej witrynie. A może nawet spełni się mój sen o własnej kawiarni artystycznej… Kto wie?
Co jest Twoją silniejszą pasją: muzyka czy poezja?
Nie potrafię dokonać takiego wyboru. Obydwie wynikają z silnej potrzeby tworzenia i zajmują ważne miejsce zarówno w mojej twórczości, jak i w życiu, bo w dużej mierze pełnią funkcję katharsis. Co ważne – nie tylko dla mnie. Często spotykam się z opiniami moich Czytelników i Słuchaczy, że te teksty i piosenki niosą ukojenie. Utulenie. To pewna miękkość, czułość, która ujawnia się w słowach albo snuje się między słowami. I dźwiękami. Otula.
To porozmawiajmy o muzyce. Skąd ta pasja? Jak się zaczęła Twoja przygoda z muzyką?
Swoją relację z muzyką mogę podsumować słowami: wiecznie na kocią łapę, ale z największą miłością. Nie ukończyłam żadnych szkół muzycznych, moja twórczość opiera się na intuicji i głębokim czuciu. Zawsze snuły mi się po głowie jakieś melodie „znikąd”. Wtedy nie miałam świadomości, że te samoistne improwizacje mogą stanowić unikatowy materiał twórczy. Myślę, że na wczesnym etapie mojej fascynacji muzyką zabrakło kogoś, kto by ją właściwie ukierunkował. Ale odkąd pamiętam, zawsze silnie oddziaływała na moje emocje. Coś mnie do niej hipnotycznie przyciągało.
Pamiętam taką scenę z wczesnego dzieciństwa: w przedszkolu na rytmice dzieci ustawione w rzędach, obok pianina, miały stać prosto i czekać, aż nauczycielka zacznie grać. Nie wolno było tego pianina dotykać. A mnie ten instrument fascynował, bardzo chciałam go poznać, poczuć pod palcami, sprawić, by wydobył się dźwięk. Doszłam do tego po swojemu, kocimi krętymi drogami, bo dopiero w wieku 13 lat zaczęłam się uczyć gry na pianinie. Z wdzięcznością wspominam pana Andrzeja Kisiela, który w krótkim czasie nauczył mnie kilku utworów. Miałam wtedy keyboard marki Yamaha, ale marzyłam o prawdziwym pianinie. To marzenie dotąd się nie spełniło, a po ukończeniu szkoły porzuciłam naukę gry, jednak pozostała miłość do tego instrumentu.
Dzisiaj fortepian stanowi podstawę w aranżacjach do moich utworów w mistrzowskim wykonaniu Rafała Balickiego, który jest kluczową postacią w opowieści o mojej relacji z muzyką. Siedem lat temu szukałam kogoś, kto nagra kilka dźwięków do kołysanki, którą napisałam dla córeczki. Nie sądziłam wtedy, że ten osobisty utwór opublikuję i że komuś się spodoba. Wtedy spotkałam na swojej drodze Rafała, co stało się punktem zwrotnym na mojej ścieżce twórczej. Po nagraniu „Kołysanki dla Amelki” Rafał powiedział, żebym przyszła z kolejnym utworem. No więc przyszłam. Tak zaczęła się nasza współpraca i późniejsza przyjaźń. To współdziałanie oparte na połączeniu dwóch zbieżnych i komplementarnych wrażliwości, co daje efekt „utworów z serca”. Tak odbierają je nasi Słuchacze. Tamten moment był także impulsem do stworzenia projektu Kołysenne.
W ciągu tych kilku lat wiele się nauczyłam. Dużo zawdzięczam także Patrycji Kawęckiej-Czerskiej, dyrektor International School of Music Muzofilia, mojej obecnej instruktorce od emisji głosu, z którą mam świetne flow. Myślę, że w ogóle mam szczęście do ludzi. Tak, jak do niespodziewanych zwrotów akcji, których było kilka na mojej muzycznej drodze. Na przykład przy powstawaniu „Kołysanki dla Tadzia”, która ma niezwykłą historię. Ale to temat na osobną opowieść.
A poezja?
Twórczość literacka rozwijała się we mnie, odkąd nauczyłam się pisać. Ważną rolę odegrały na pewno lekcje języka polskiego, które – szczególnie na początkowym etapie edukacji – pozwalały wykorzystywać inwencję twórczą. Dodatkowo fakt, że w szkole podstawowej należałam do klasy o profilu teatralnym, umożliwiał spojrzenie na literaturę z szerszej perspektywy. Myślę, że to były okoliczności sprzyjające, ale źródeł potrzeby tworzenia w szerokim znaczeniu szukałabym raczej w genach i środowisku domowym. Od dziecka wychowywałam się w artystycznej atmosferze wernisaży, muzeów, domów kultury, z racji tego, że moja mama jest artystą plastykiem. Dziadek ze strony mamy potrafił tworzyć przepiękne meble. U taty z kolei zawsze dostrzegałam niewykorzystany potencjał literacki wynikający z wyobraźni i nieprawdopodobnej zdolności do błyskawicznych skojarzeń. Wydaje mi się, że te wszystkie rodzinne inklinacje artystyczne się we mnie skumulowały. Nie wiem tylko, skąd się wzięła muzyka. To zagadka. W każdym razie przez lata towarzyszył mi wewnętrzny chaos twórczy, który zaczął przybierać konkretną i uporządkowaną formę w projekcie Kołysenne.
Wracając do mojej poezji – z biegiem lat kształtowała się gdzieś na marginesie codzienności, w interakcji z rosnącą fascynacją literaturą. Pierwszą nagrodę literacką zdobyłam w wieku 19 lat w konkursie „O wstęgę Orzyca. Herbertem inspirowane Cogito” za wiersze nawiązujące do twórczości Zbigniewa Herberta. Później, zaabsorbowana codziennością studencką, przez długi czas nie brałam udziału w konkursach, ale uczestniczyłam m.in. w warsztatach literackich prowadzonych w warszawskim Staromiejskim Domu Kultury przez współczesnych poetów, m.in. Jacka Dehnela czy Adama Wiedemanna. Po tych warsztatach przestałam pisać – myślę, że potrzebowałam czasu, by różne tematy się we mnie przetworzyły.
Po studiach na Wydziale Polonistyki i po kilku latach pracy na stanowisku redaktora językowego na jakiś czas w ogóle porzuciłam literaturę, by powrócić do niej, bardziej świadomie, w myśl motta: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”. Po latach, wiosną 2024 roku, kiedy miałam już pewien zasób tekstów zgromadzonych wokół projektu Kołysenne, pod wpływem impulsu wysłałam kilka wierszy w odpowiedzi na aktualne konkursy, w wyniku czego od czerwca wstąpiłam na szlak podróży literackich.
Jesteś laureatką wielu konkursów poetyckich i muzycznych. Ostatnio z Rafałem Balickim zostaliście nagrodzeni w 17. Ogólnopolskim Konkursie Twórców i Wykonawców Piosenkarnia w Krakowie. Który z sukcesów uważasz za swój najważniejszy?
Serce podpowiada, że najważniejsza jest właśnie nagroda z Piosenkarni za utwór „Otulę cię”, który ma dla mnie szczególne znaczenie. Stanowi spełnienie kilku szczególnych marzeń, między innymi o nagraniu prawdziwego teledysku. Jest także najbardziej dopracowany pod względem muzycznym i wizualnym. Za sukces uważam już samą realizację tego klipu, jak również poprzedniego, do „Kołysanki dla Tadzia”. Te utwory nagraliśmy w nowej jakości w porównaniu do poprzednich. One również wywołały najsilniejsze reakcje emocjonalne wśród odbiorców. Przy „Kołysance dla Tadzia” podobno płakali nawet starzy rockandrollowcy.
Spośród nagród literackich najbardziej dumna jestem z II miejsca w jubileuszowej 40. edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. J.I. Kraszewskiego w Romanowie za wiersz zatytułowany „pół”. W tym konkursie przyznano bardzo mało nagród w stosunku do dużej liczby zgłoszeń, a na podium stanęłam obok mojego przyjaciela z podróży literackich, Piotra Zemanka, laureata I miejsca, niezwykle utalentowanego i doświadczonego poety.
Kiedy nowa płyta? Kiedy nowy tomik?
Płyta jest jednym z moich szczególnych marzeń i myślę, że jego realizacja jest coraz bliższa, ale uważam, że brakuje jeszcze 2-3 utworów, na co potrzebujemy jeszcze trochę czasu. Nowe utwory będą zbudowane na tej samej nastrojowości, co poprzednie, ale wzbogacone pewną świeżością brzmień. Myślę, że będzie to płyta odzwierciedlająca rozwój projektu. Jeżeli chodzi o tomik, chciałabym go wydać w tym roku. Mam już ogólną koncepcję, zaczynam pracę nad doborem i układem wierszy.
Jaki był dla Ciebie miniony rok 2024?
Pod wieloma względami był bardzo trudny, a jednocześnie niezwykle twórczy. Wydarzyło się wiele niespodziewanego w nieprawdopodobnym ciągu przyczynowo-skutkowym. Na przykład to, że od czerwca do grudnia przynajmniej raz w miesiącu uczestniczyłam jako laureatka w galach konkursowych w różnych zakątkach Polski. Miałam przyjemność także wystąpić gościnnie ze swoją twórczością w krakowskiej Efemerii i zakopiańskiej Astorii na zaproszenie Jarka Kąkola, wokalisty i gitarzysty zespołu Małe Kino.
Jaki byś chciała, by był ten nowy 2025?
Chciałabym, by był dobry i spokojny dla tych, którzy są dla mnie ważni. I dla świata, który bardzo tego potrzebuje. Sobie życzę niegasnącej weny, by rozwinąć to, co do tej pory do mnie przyszło. A przyszło wiele dobrego. 9 stycznia na antenie Radia Głos Literacki odbyła się audycja prezentująca moją dotychczasową twórczość literacką i muzyczną. Myślę, że to podsumowanie to moment graniczny, który pokazuje mi, którędy droga. Życzę sobie także wytrwałości w nauce gry na skrzypcach elektrycznych, które są moją nową miłością i które chciałabym z czasem wykorzystać w swoich kompozycjach.
Gdzie w najbliższym czasie można Cię będzie zobaczyć? Usłyszeć?
Już 31 stycznia w Kawiarni Literackiej w Krakowie na zaproszenie Pani Violetty Zygmunt z Teatru Stygmator będę miała przyjemność wystąpić z utworem nagrodzonym w Piosenkarni. Co dalej, czas pokaże. To, co najlepsze, zwykle zdarza mi się niespodziewanie. Będę informować na bieżąco.
Występowałaś kiedyś w Radzyniu Podlaskim? Masz jakieś skojarzenia z tym miastem? Tu wychodzi portal, dla którego rozmawiamy. A Radom – nasze wspólne miasto w Twoim życiu?
W Radzyniu Podlaskim nigdy nie byłam i prawdę mówiąc, nic o nim nie wiem, natomiast w ostatnim czasie na moich drogach twórczych coś mnie znosi na wschód, w kierunku historycznego Podlasia. Kto wie, może i do Radzynia kiedyś zawitam? Bardzo mi miło znaleźć się na łamach portalu Kozirynek, na razie wirtualnie.
A Radom – to moje miasto. Z pochodzenia i z serca. Kolebka mojego istnienia i mojej muzyki. Mam tutaj rodzinę, przyjaciół i swoje miejsca. Jednym z nich jest kawiarnia Puszczyk, w której nagrywaliśmy klip do „Otulę cię”. Było to możliwe dzięki uprzejmości pani Karoliny Jaczyńskiej, właścicielki lokalu, która po wysłuchaniu naszych utworów zgodziła się udostępnić nam kawiarnię, idealnie wpisującą się w koncepcję teledysku. Klip nagrywaliśmy jesienną nocą, dzięki czemu zyskał niepowtarzalny klimat.
Na mojej mapie sentymentalnej ważne miejsce zajmuje oczywiście XV-lecie, skąd pochodzę, a także VI LO im. J. Kochanowskiego, którego jestem absolwentką. Pamiętam taki moment, kiedy przed maturą siedziałam z przyjaciółką w szkolnym oknie i rozmawiałyśmy o tym, że chcemy stąd wyjechać. Poznać inny świat. Teraz myślę o tamtej chwili z czułością. Nie wiedziałam wtedy, że rzeczywiście trzeba wyjechać… między innymi po to, by móc zatęsknić i powracać. I odkrywać na nowo, już z innej perspektywy.
Autor zdjęć i klipów– Radosław Czajor