“Pokłon Trzech Króli”
Rogier van der Weyden,
około 1455 r. olej
„…oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę* na Wschodzie…”
(MT 2.1-2)
„Ilu ich było, kim byli?” -to nie będzie dziś, w dniu Objawienia Pańskiego, zwanego potocznie świętem Trzech Króli przedmiotem rozważań. Światło na tę tajemnicę rzuca trzecia choć chronologicznie pierwsza część trylogii Josepha Ratzingera „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo” (2012).
*) „Ewangelia ma na myśli nadzwyczajne jakieś zjawisko, dlatego daremne są wszystkie próby naturalnego wytłumaczenia”
(przypis do wyżej przytoczonego fragmentu Pisma Świętego)
Tak. Z pewnością nie była to gwiazda, konstelacja gwiazd ani planeta, kometa, meteoryt czy wybuch supernowej ani też inne zjawisko fizyczne, jakie mogłoby być zaobserwowane na nocnym niebie przed lub w czasie Narodzenia. Pozwala to wykluczyć podstawowa wiedza z zakresu mechaniki nieba i geonawigacji.
„Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę* na Wschodzie…”
1. Każda „gwiazda” (w szerokim, opisanym wyżej rozumieniu), ujrzana na wschodnim nieboskłonie z pewnością wschodzi a następnie-zgodnie z pozornym ruchem ciał niebieskich, wywołanym ruchem obrotowym kuli ziemskiej z zachodu na wschód-przemieszcza się na południe, gdzie szczytuje by zajść za horyzontem zachodnim. O ile wcześniej nie przyćmi jej blasku wschodzące Słońce i stanie się niewidoczna przed zajściem. W dużym uproszczeniu wyglądałoby to tak, że podróżni, ścisłe podążający w kierunku tak przemieszczającej się „gwiazdy”, znaczyliby na powierzchni ziemi tor ruchu w kształcie litery „U”, zwróconej wypukłością w kierunku wschodnim a ramionami zachodnim, gdyż początkowo kierowaliby się na wschód, zakrzywiając drogę ku południu a potem zachodowi. Po całej nocy wędrówki przemieściliby się więc po łuku na południe. Następnej nocy byłoby podobnie-wyruszając o zmroku z nowego obozowiska, w ślad za „gwiazdą” podążaliby na wschód, południowy wschód, południe, południowy zachód i zachód. I tak dalej i tak do celu. Może i dotarliby w ten sposób do Jerozolimy a następnie, za wskazówką króla Heroda i jego doradców do oddalonego o kilka kilometrów na południe Betlejem. Tylko wtedy nie mogliby być nazwani mędrcami ze Wschodu, lecz z Północy. (Ryc. 1.)
2. Sytuacja z pozoru wraca do normy, gdy cytowany wyżej werset odczyta się z małym domyślnikiem:
„Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę*[będąc] na Wschodzie…”.
Wtedy mędrcy znów mogą założyć przypisywane im przez tradycję szaty perskich magów a i ich wędrówka staje się (prawie) prostolinijna. „Gwiazda” widziana jest ze wschodu nad zachodnim nieboskłonem więc wędrówka w ślad za nią odbywa się po torze linijno-półkolistym- „zachód>północny zachód” , aż do zachodu gwiazdy, który to zachód następuje szybko, jako, że „gwiazda” już jest na zachodzie i niechybnie zachodzi więc wędrówka mogłaby trwać tylko kilka godzin po zmierzchu. (Ryc. 2.)
Czas nie gra roli, ważne, że „gwiazda” wykonałaby swoje zadanie doprowadzając wędrowców z Wyżyny Irańskiej do ziemi judzkiej. Tylko co począć z wiedzą, przekazana przez Ewangelistę w wersecie 9?
„A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię.”
Żadna gwiazda nie wykonuje takich zwrotów. Tak. Z pewnością nie była to gwiazda, konstelacja gwiazd ani planeta, kometa, meteoryt czy wybuch supernowej ani też inne zjawisko fizyczne, lecz nadprzyrodzone źródło światła, oświetlające betlejemską stajenkę w noc Narodzenia:„Światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi (J 1.9)”.
Dużo Światła w Święto Epifanii!
+C+M+B