„Mijał ósmy miesiąc, odkąd Rudek zaczął pracę w Gestapo. 21 czerwca miał mieć służbę w centrali telefonicznej od rana. Zachorował jeden z funkcjonariuszy i przesunięto go na popołudnie. Było spokojnie. Rzadko ktoś dzwonił , bo większość gestapowców skończyła już tego dnia pracę. Toteż służba wyjątkowo mu się dłużyła. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Rudek odebrał i zameldował się przepisowo.

– Dzwonię z więzienia – w głosie rozmówcy słychać było napięcie. – Jest szef?

– Nie ma go już. Wyszedł godzinę temu. Czy coś przekazać? – Rudek niczego jeszcze nie podejrzewał.

– No, nie wiem, Wolałbym osobiście – ten po drugiej stronie wyraźnie się wahał. Niecodzienne zachowanie wzbudziło w Rudku niepokój. Dotychczas bez problemu przekazywano informacje, wydobyte od więźniów. Dyżurni zapisywali je do specjalnego zeszytu i rano oficerowie Gestapo mieli je na swoich biurkach.

– Jutro rano szef wyjeżdża do Tarnowa. Możecie go nie zastać. To może jednak przekażę, jeśli to coś ważnego?

– To przekaż, ale jeszcze dziś. Macie w Gestapo wtykę. Przed chwilą skończyłem przesłuchiwanie więźnia. Mówił, że jest donosiciel, ale nie znał jego nazwiska (…) Probst zbladł jak papier.

To fragment książki „Pesudonim Weksler”. Opowieść o Rudolfie Probście.

Ławeczka

W ostatnich dniach marca 2023 r. obchodziliśmy 100 rocznicę urodzin człowieka, którego życiorys mógłby stanowić fabułę pełnokrwistego filmu sensacyjnego. Przed budynkiem I Liceum Ogólnokształcącego stanęła ławeczka wieloletniego nauczyciela i dyrektora: Rudolfa Probsta. Jego wnuczka, Laura Barszczewicz wraz z Lidią Zielonką napisały książkę o bohaterze Armii Krajowej, który długo musiał walczyć z piętnem zdrajcy: „Pesudonim Weksler”. Opowieść o Rudolfie Probście.

Lidia Zielonka pochodzi z Zarszyna, miejsca gdzie przez 12 lat mieszkał bohater naszej opowieści. Urodził się 23 marca 1923 w Jaśliskach, niewielkiej miejscowości w województwie podkarpackim.

Autorki książki, Laura Barszczewicz oraz Lidia Zielonka

 Zdolny, ambitny i dobrze rokuje

Jego rodzicami byli Józefa i Alojzy Probstowie. Dziadkowie Rudolfa przybyli na te ziemie z Mołdawii. W 1932 rodzina Probstów znajduje się na wschodnich rubieżach ówczesnej RP, w Zarszynie (obecnie Ukraina). Alojzy był trakowym. Trak to maszyna do przecinania kloców drewna. W momencie zamknięcia tartaku w Jaśliskach, musieli się przenieść. Nie mieli własnego pola, gospodarstwa, domu, te ostatnie wynajmowali. Byli w Smorzu, okolicach Ustrzyk, wreszcie przeprowadzili się do Zarszyna. Wynajęli dom, który stoi do dziś.
Rudolf ukończył Szkołę Powszechną. Dobrze się uczył i dyrektor Sandecki zaproponował Probstom, żeby syn kontynuował naukę w Gimnazjum im. Królowej Zofii w Sanoku. Za szkołę trzeba było wtedy płacić. Sandecki napisał pismo do Kuratorium Oświaty we Lwowie z prośbą o obniżenie czesnego. „Chłopak jest zdolny, ambitny i dobrze rokuje” – uzasadniał. Uzyskał akceptację: opłatę obniżono ze 120 zł na 35. Taką sumę Probstowie mogli zapłacić. Warunek był jeden: nie można było powtarzać klasy. Rudek musiał podciągnąć się z niemieckiego; na początku edukacji w gimnazjum zbierał z tego przedmiotu same dwójki. Tak podciągnął się w mowie Goethego, że został potem nauczycielem tego języka. Uczył go doktor Melnyk, doktorant z Wiednia.

– Tak ich wszystkich męczył, że cała klasa perfekcyjnie znała niemiecki – wspomina Lidia Zielonka.
W męskim gimnazjum w Sanoku, jak i w Zarszynie przyjaźnił się ze Stanisławem Ryszem. „Był moim najwierniejszym przyjacielem” – powtarzał Probst.

Folksdojcz partyzantem

W 1939 zdaje tzw. małą maturę. Chce dalej uczyć się w liceum, ale wojna niweczy te plany. Do Polski, i do Zarszyna (10-11 września) wkraczają Niemcy.
Bardzo szybko w okolicznych miejscowościach rodzi się ruch oporu. Zarszyn znajdował się w Generalnym Gubernatorstwie. W 1940 roku powstaje Związek Walki Zbrojnej, Bataliony Chłopskie oraz inne, pomniejsze formacje. Rok później rodzina Probstów zostaje wyznaczona do wyjazdu na roboty przymusowe do Rzeszy.

– Tartak w Zarszynie był zamknięty, nie uruchomiono go po wejściu Niemców – tłumaczy Lidia Zielonka. – Dla okupantów byli bezużyteczni, cała rodzina dostała nakaz wyjazdu: Alojzy, Józefa i dwóch synów: starszy, Stanisław i młodszy Rudolf.
Ojciec ze Stanisławem pojechali do sanockiego urzędu, aby otrzymać odpowiednie dokumenty, które kierowałyby ich do miejsca przymusowych robót. Urzędnik, który miał im wystawić przewozowy dokument, zwrócił uwagę na niemieckobrzmiące nazwisko. Zaproponował im podpisanie volkslisty, które dałaby pewność pozostania w Polsce. Po powrocie do domu, Józefa i Rudek dowiedzieli się, że zostali folksdojczami. Ten fakt spowodował, że byli traktowani gorzej przez Polaków: jako zdrajcy. Dla nich był to jedyny sposób, żeby tu zostać.

Rudolf nie był z tego zadowolony, bo cały czas działał w ruchu oporu: był kolporterem prasy, brał udział w akcjach sabotażowych. Wraz z kolegami wykręcili śruby z podkładów kolejowych na trasie między Zarszynem a Nowosielcami. Doprowadzili tym do wykolejenia się pociągu, jadącego na Wschód. Podpalili też przewożący siano, benzynę i materiały wybuchowe pociąg w Nowosielcach. Cała struktura ruchu oporu była bardzo dobrze zorganizowana. Pracownicy poczty w Zarszynie przechwytywali donosy do Gestapo albo przekazywali szczegóły rozmów telefonicznych

Podwójna gra

Nadchodzi rok 1942. W Sanoku i całej okolicy wybuchła wielka wsypa. Wyjątkowo dramatyczne wydarzenie dla Armii Krajowej i całego ruchu oporu. Nagle okazało się, że Gestapo z Sanoka wie, do kogo jechać i aresztować. Następują krwawe przesłuchiwania. Ludzie są bestialsko torturowani. Trafiają do więzień w Tarnowie i Krakowie albo do obozu w Auschwitz. Jeden drugiemu przekazuje: „Uciekajcie!”
Jednak ciągle pojawiały się nowe ofiary. Dlaczego? – Wszyscy się znali – tłumaczy Zielonka. – W Zarszynie były dwa plutony AK. Wiedzieli, gdzie mieszkasz, jaka jest twoja rodzina. Czy ktoś wyjechał, czy ktoś do ciebie przyjechał… Niemcy znali metody wydobycia tych informacji.
W maju 1943 roku, po aresztowaniu kilkudziesięciu osób związanych z partyzantką, miejscowy dowódca AK, Adam Winogrodzki „Korwin”, przybywa do Beska, majątku zarządzanego wówczas przez dr Oskara Schmidta. To Austriak, którego matką była Żydówka. W Sanoku stworzył imperium gumy. Fabryka gumy nosiła nazwę „Stomil Sanok”, zatrudniała 1500 pracowników. Kiedy wybuchła wojna, maszyny warte ponad 1 mln przedwojennych złotych Schmidt załadował na ciężarówki i próbował wywieźć je na Wschód. Chciał z nimi uciec, został złapany. Maszyny Niemcy wywieźli do Rzeszy. Jego – innowatora, wynalazcę, doktora chemii, właściciela sanockiej gumy – zrobili zarządcą małego majątku ziemiańskiego w Besku i browaru w Zarszynie.
– Niemcy myśleli, że jest lojalnym obywatelem III Rzeszy. On pod ich nosem codziennie wysyłał paczki dla polskich jeńców do oflagów i stalagów. W Besku przechowywał kurierów, którzy kursowali m.in. do Budapesztu. Pomagał Armii Krajowej. Hitlerowcy nie wiedzieli o tym przez całą wojnę – podkreśla współautorka książki.
„Korwin” spotyka się w Besku z Probstem. Padło pytanie: czy zgadza się być wtyką w sanockim Gestapo? Odpowiedź była twierdząca.

W mundurze gestapowca

Od listopada 1943 do czerwca 1944 był informatorem AK. Brał udział w przesłuchaniach, tłumaczył donosy. Oprócz tego prowadził normalne życie. W budynku, które zajęło Gestapo, przed wojną był bank.
– Wiele pokoi ociekało krwią, słychać było przeraźliwe krzyki torturowanych. Z drugiej strony znajdował się mały pokoik, w którym Rudolf mieszkał przez te wszystkie miesiące – opowiada Lidia Zielonka. – Został przyjęty do Gestapo (co nie było łatwe), bo Niemcy nabrali się na to samo, co potem wielu: niemieckobrzmiące nazwisko, podpisana przez ojca volkslista, perfekcyjna znajomość języka.
Przez 24 godziny na dobę był w budynku Gestapo. Uczestniczył w przesłuchaniach i naradach. To tam ustalano: gdzie jedziemy na łapankę? Kogo aresztować? Miał mnóstwo informacji. Łącznikiem był jego przyjaciel, Stanisław Rysz. W majątku w Besku pełnił funkcję zaopatrzeniowca, dostawcy. Było tam duże gospodarstwo rolne zaopatrujące Niemców. Rysz średnio raz w tygodniu przyjeżdżał do Sanoka i przywoził zapasy jedzenia.
– Wystarczył moment, kiedy widzieli się na korytarzu. Chwila, kiedy Probst udawał, że też składa zamówienie – wymieniał tylko nazwę restauracji – podkreśla pani Lidia. – Kilka z nich znajdowało się przy głównej ulicy Kościuszki. Wszystkie były „nur fur Deutsche”, ale tak Rudek, jak i Staszek mieli tam przepustkę.
Probst chował informację za spłuczką. Rysz przychodził, wypijał piwo i szedł do toalety. Zabierał gryps i przekazywał go dalej, zwykle na pocztę. Stamtąd informowano osoby zagrożone o spodziewanej akcji Gestapo.
Ten stan trwał do czerwca 1944 r. Pewnego dnia Probst siedział na dyżurce. Ciszę przerwał telefon z więzienia.

Dekonspiracja

Kiedy okazało się, że jego czas w sanockim Gestapo się skończył, powiedział siedzącemu w dyżurce, że wychodzi po papierosy. Wziął płaszcz, ale poszedł jeszcze do sejfu. Wyjął z niego karabin, granaty i listę konfidentów. Każdy pracownik Gestapo miał w okolicznych miejscowościach przynajmniej dwóch donosicieli. Kto nowy przyjechał? U kogo świeciło się w nocy? Ktoś mówił coś przeciwko Niemcom… Probst wziął listę konfidentów z całej okolicy. Natychmiast wsiadł do przejeżdżającego pociągu towarowego i schował się w browarze w Zarszynie, Niebawem Niemcy byli już po niego. Robili przeszukania, ale go nie znaleźli.
Rudolf został przeprowadzony przez Rysza i kolegów do Bażanówki, wsi niedaleko Zarszyna. Można było tam dostać się bezpiecznie polami. Po przeszkoleniu został członkiem plutonu Wojciecha Rosolskiego ps. Skalny. Brał udział w akcji „Burza”, mającej zapewnić wyzwolenie naszych terenów przez Polaków.
Z powodu choroby został zwolniony z oddziału w sierpniu 1944. Cały oddział został rozwiązany. Nadchodziła Armia Czerwona. Partyzanci złożyli broń.

Walka o dobre imię

Po wojnie Probst nie miał zajęcia w Zarszynie. Rodzice przed zakończeniem działań wojennych wyjechali z wynajmowanego domu. Zdawał sobie sprawę z tego, że ciąży na nim piętno folksdojcza i gestapowca. We wszystkich okolicznych miejscowościach widziano go w mundurze Gestapo. By oczyścić swoje nazwisko, rodzina Probstów złożyła doniesienie na milicję i do prokuratury, prosząc o przebadanie ich zachowania w czasie wojny i uniewinnienie ich od zarzutu współpracy z okupantem.
W jego teczce, znajdującej się w rzeszowskim IPN-ie, jest pismo rodziny Probstów na które odpowiadała Gminna Rada Narodowa. Ten organ samorządowy potwierdził, iż zachowywali się wzorowo, a Rudolf był członkiem ruchu oporu i na rozkaz AK pracował w Gestapo. Rodzina pomagała Polakom: Alojzy, pracując w tartaku w Zarszynie, pozwalał, żeby rodacy zabierali deski na swoje potrzeby. Dokument zawierał dwie strony podpisów mieszkańców Zarszyna, potwierdzających te fakty. Istnieją także zeznania świadków – kilkanaście osób dało świadectwo patriotyzmu Probstów.
Sąd w Jaśle podjął decyzję o umorzeniu sprawy. Nie postawiono im zarzutu współpracy z okupantem.

Zmiany

Najpierw wyjechał do Siedlec, zdał maturę. W Lublinie studiował na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi na UMCS-ie. Tam poznał swoją przyszłą żonę, Krystynę Samsonowicz. Również studiowała biologię. Zakochali się w sobie. Przeżyli 60 lat razem. W ‘49 został zatrudniony jako nauczyciel biologii w liceum w Tarnogórze. Tu zaczęła się jego przygoda z nauczaniem. Praca pedagoga, która trwała 40 lat. W latach 1951-55 uczył w Grabowcu Hrubieszowskim. Potem był zastępcą dyrektora liceum w Kocku (i jego budowniczym). Najdłuższy czas spędził jako nauczyciel biologii i niemieckiego w radzyńskim liceum. W latach 1959-63 był dyrektorem placówki.
Skąd tak wiele zmian? Doganiała go przeszłość. Wielokrotnie zmuszano go do przeprowadzki. Miał kłopoty z osiedleniem się na dłużej.
Po incydencie na Radzie Pedagogicznej w radzyńskim liceum (ówczesny nauczyciel, zarazem sekretarz partii, Paluch, przerwał ją i wskazując na Probsta, zapytał zgromadzonych: „czy wy wiecie, kim jest wasz dyrektor? To zdrajca Polski Ludowej, kolaborował z Niemcami!”) poprosił kolegów z AK o wydanie oświadczenia, które jednoznacznie potwierdziło jego bohaterską i patriotyczną postawę w czasie wojny.

Nie czuł się bohaterem

Lubiany przez uczniów (pieszczotliwie nazywał ich „słoniami” i czytał ich nazwiska od końca) i nauczycieli. W Grabowcu Hrubieszowskim założył z uczniami plantację mięty, zysk z jej sprzedaży przeznaczając na wyposażenie sal lekcyjnych. Co roku, 17 kwietnia (w dniu imienin) był odwiedzany przez swoich uczniów. Przez długie lata otrzymywał listy wdzięczności od rodzin tych, którym pomógł.

– To byli ludzie, którzy dziękowali za ocalenie życia ich rodziców czy krewnych. Kiedy pomagałam dziadkowi na nie odpisywać, dowiadywałam się, kim naprawdę był – opowiada wnuczka Probsta, Laura Barszczewicz. – Pamiętam, jak odpytywał mnie z niemieckiego czy czytał moje wypracowania. Był dla mnie dziadkiem, najzwyczajniejszą postacią. Przez całe życie próbował się oczyszczać ze wspaniałego czynu, którego dokonał w czasie wojny. To w dniu imienin, przychodzili do nas różni ludzie, którzy mówili o nim wielkie rzeczy.

Doceniony

Wielokrotnie odznaczany: Krzyżem Partyzanckim (1971), Złotym Krzyżem Zasługi (1981), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1986), Odznaką Weterana Walki o Niepodległość (1995) oraz Krzyżem Armii Krajowej (1998)
Był założycielem i szefem Szkolnego Koła Krajoznawczo-Turystycznego PTTK (w ’72). W 1983 r. przeszedł na emeryturę. W latach 90. minionego wieku wstąpił do Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i został wiceprezesem oddziału tej organizacji w Radzyniu Podlaskim. Zmarł 13 lutego 2015 roku.

– Zostawił ślad na ziemi i w sercach tak wielu ludzi – podsumowuje Lidia Zielonka.

 

Książka to efekt spotkania sprzed 9 lat działającej w Stowarzyszeniu „Inicjatywa” w Zarszynie, Lidii Zielonka oraz wnuczki profesora, Laury Barszczewicz. Pomysł stworzenia publikacji podsunął im reżyser filmu „Wino truskawkowe”, Dariusz Jabłoński, goszczący w Jaśliskach w 2020 r.

Szkolna społeczność co roku czci pamięć legendy liceum – od 7 lat organizowany jest Memoriał Pływacki im. Rudolfa Probsta. Odbywają się rajdy piesze, biegi patrolowe czy wystawy zdjęć. Co roku ma miejsce konkurs wiedzy o „radzyńskim Hansie Klossie”.

Na youtubie można obejrzeć dokument o życiu Probsta zatytułowany „Byłem w gestapo”:

https://www.youtube.com/watch?v=atFG09A5Sk4&t=12s

Profesor Rudolf Probst