– Prawie wszyscy Adamscy, moi wujowie, grali w Orlętach. No i oczywiście mój tata, Mieczysław. Ojciec grał na lewej obronie, wuj Zygmunt grał na bramce, wujek Janek na pomocy. Moja historia z klubem zaczęła się około 6,7 klasy szkoły podstawowej. Poszedłem w ślady taty, grałem w trampkarzach młodszych. Z wiekiem mi jakoś odeszło – rozpoczyna swoje wspomnienia były prezes klubu (w latach 93-95), Adam Adamski.
Z piłkarza juniorów młodszych stałem się kibicem. A w przyszłości, jak się okazało, również działaczem.
Pana tata nie zakończył swojej obecności przy Warszawskiej tylko na boisku
Był czas, kiedy tata był pracownikiem klubu. Dbał o utrzymanie stadionu, zajmował się tym zawodowo.
Pamiętam, że jak były treningi, to trenerzy starali się umieścić mnie na lewej obronie. Kompletnie mi to nie pasowało, ponieważ byłem prawonożny. Bardziej odpowiadającą mi pozycją była prawa pomoc. Aczkolwiek i tak była to głównie lewa pomoc.
Przy rodzinnych spotkaniach wujowie wspominale dawne mecze, stare czasy…w jaki sposób podróżowali na spotkania. Jechali na samochodach ciężarowych, na pace pod plandeką. Wszyscy mieli swoje stroje w domu, dbali o nie. Ich jakość można zobaczyć na starych zdjęciach. Zupełnie inne czasy. Ale wydaje mi się, że było tam dużo autentyczności.
Rodzice wspominali „Dom Sportowca”, gdzie oprócz piłki nożnej w klubie było podnoszenie ciężarów, boks.
Jeśli chodzi o drużynę, w której grał tata, to na pewno pamiętam Mieczysława Skoczylasa, braci Węcławów
Powróćmy do lat 90-tych
Po wyborach samorządowych w 1990 r. osoby związane z klubem zachęciły nowe osoby, które pojawiły się w samorządzie do tego, aby wesprzeć Orlęta. M. in. Jedną z tych osób byłem ja. Ale również Kazimierz Jawoszek.
Jesienią ’91 walne zebranie klubu powierzyło funkcję prezesa Kazimierzowi Jawoszkowi. On sprawował tą funkcję do końca ’92. Potem z niej zrezygnował i potem w latach 93-95 stery w klubie przejąłem ja. W tym czasie byłem również dyrektorem OSiR-u w Radzyniu. Pozwoliło to na pełną działalność
– utrzymanie obiektu, organizowanie imprez sportowych w mieście w różnych dyscyplinach.
Kto wszedł jeszcze do zarządu?
Bardzo dobrze wspominam śp. prof. Zdzisława Janusa. Odkąd pamiętam, był zawsze w klubie. Był wiceprezesem, a prywatnie – moim wychowawcą w technikum. Współpraca z p. Janusem, dyrektorem szkoły owocowała tym, że mogliśmy mieć bardziej dostęp do tych chłopaków, przychodzących do technikum, zawodówek po to, żeby te osoby wychwycić na zajęciach wychowania fizycznego. Potem – żeby te osoby grały w klubie.
W tamtym czasie w klubie była sekcja piłki nożnej i szachowa. Ci ostatni nie grali w żadnej lidze. Pan Zbigniew Litwiniec przez wiele lat zajmował się organizacją turniejów, ale również szkoleniem młodzieży. Jako klub wspieraliśmy ich sprzętowo i na wyjazdach. W zajęciach stale uczestniczyło ok. 20 osób. Podliczając pracę z młodzieżą ta grupa była większa.
Wskrzeszona została sekcja tenisa stołowego
Za mojej prezesury moim marzeniem było, żeby powrócił tenis stołowy. Pamiętałem mecze Orląt w sali pałacowej. Jako OsiR pozyskaliśmy od miasta prawo do wejścia na tzw. salę konferencyjną w pałacu Potockich. Była ona zdewastowana, porzucona przez sklep z branży metalowo -motoryzacyjnej. Naszymi siłami dokonaliśmy remontu tej sali po to, by organizować tam różne imprezy związane z rekreacją i sportem.W krótkim czasie udało się poprzez organizację wielu turniejów , a przede wszystkim – poprzez zakup sprzętu – zorganizować sekcję tenisa stołowego.
W sumie dotarliśmy do II ligi grupy B. Graliśmy m.in,. Z Hetmanem Zamość, Mazovią Mińsk Mazowiecki i inne z terenu obecnego województwa lubelskiego, ale również ówczesnego siedleckiego. Trzon tej drużyny stanowili byli zawodnicy: Sławek Mańko, Mariusz Uss, Andrzej Petruk. Ale również włączały się młode osoby, które podlegały szkoleniu w klubie.
Sprawiliśmy niespodziankę. Jako klub pojechaliśmy na turniej „Słowa Podlasia”, który był rozgrywany w Białej Podlaskiej. Na 5 kategorii wygraliśmy 4, a w tej jednej, tzw. Seniorach/oldboyach zajęłiśmy 2. miejsce. Nasz zawodnik uległ rywalowi z Puław. Pozostałe kategorie wygraliśmy. Ówczesny redaktor „Słowa”, pan Roman Laszuk był tym bardzo zaskoczony.Ale potem się specjalni nie dziwił, bo graliśy regularnie w lidze.
Na czym polegał ten fenomen? Graliśmy swoimi zawodnikami. Jeden gracz z Jabłonia był praktycznie odkryty u nas na turnieju.
Za mojej kadencji nastąpił znaczny wzrost liczby drużyn młodzieżowych. Zawsze byłem zdania, że dzięki takim drużynom możemy pozyskać piłkarzy ze swojego podwórka, z okolic, po to, by móc awansować do wyższych klas rozgrywkowych. Po raz trzeci w historii klubu, drużyna juniorów starszych awansowała do ligi makroregionalnej.
Na zakończenie sezonu 93/94 wszystkie pierwsze miejsca w lidze bialskopodlaskiej i wojewódzkiej zajęły zespoły naszych juniorów. Juniorzy – zwycięzcy turnieju „Piłkarska kadra czeka” stanowili później rdzeń drużyny, która awansowała do IV ligi.
Jako radny miejski mogłem wspierać klub poprzez działalność samorządową. Po tym, jak już przestałem być prezesem – klub planował zostawić tylko pierwszą drużynę seniorów. Wtedy wspólnie z radnym i członkiem zarządu klubu, Zdzisławem Janusem protestowaliśmy na komisji zdrowia i kultury fizycznej. Nasz protest spowodował, że klub jednak wrócił do tego, aby jednak były grupy młodzieżowe. Co ciekawe, nie zgłosili ich wówczas do BOZPN-u, tylko przez sezon graliśmy w siedleckim.
Seniorzy
W moich czasach ci zawodnicy się zmieniali. Były to czasy ciężkie, trudne dla klubu pod względem finansowym. Zawodnicy w zasadzie nie otrzymywali nic, oprócz tego, że mieli odpowiednie dla tamtych czasów stroje, buty, wyposażenie, piłki…Na ile było to możliwe, także warunki do treningu. Było skromnie.
To był trudny okres dla klubu. Plan Balcerowicza, szalejąca inflacja…Zakłady radzyńskie – pracownicy brali bezpłatne urlopy, trudno było pozyskać sponsorów. Na działalność typowo sportową po prostu było ciężko pozyskać środki. Było skromnie, ale autentycznie.
Firma Wamex nie sponsorowała piłki nożnej. Jak dowiedziała się, że będzie sekcja tenisa stołowego, bardzo chętnie włączyli się w pomoc tej konkretnej sekcji. I wówczas mieliśmy sprzęt na poziomie ekstraklasy, I ligi. Takiego sprzętu nie można było kupić w sklepach. Była firma w Siedlcach, która to dystrybuowała i mogliśmy podnieść swój poziom sportowy. Było tak, że jechaliśmy do drużyny, z którą kiedyś przegrywaliśmy prawie „do zera”, a wygrywaliśmy w drugą stronę. Właśnie po zmianie rakiet, wykładzin.
Drużyny młodzieżowe dostawały wsparcie z miasta – tak jest do dnia dzisiejszego. Na seniorów musieliśmy poszukać sponsorów. Głównymi sponsorami klubu były: Simena, Górnicza Fabryka Narzędzi, Zakład Remontowo-Budowlany, SPB, trochę PKS – głównie wożąc nas na mecze. Dzięki tym firmom, działalność klubu mogła być prowadzona bez zakłóceń.