Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic bardzo złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany.
Leżał właśnie w łóżku z panią Grubach, której obfite kształty przydawały barokowych elementów jego niewielkiemu mieszkanku, gdy do pokoju zapukał i wszedł mężczyzna, jakiego jeszcze nigdy w tym mieszkaniu nie było. Józef K. zrazu odrobinę żałował, że ów mężczyzna nie wszedł tam troszeczkę wcześniej, kiedy to z panią Grubach biegali wokół łóżka tak jak ich Pan Bóg stworzył, udając monstrualne, zakochane karaluchy, ale szybko porzucił te frenezje i zanurkował pod kołdrę.
– To twój mąż? – spytał szeptem panią Grubach.
Zachichotała.
– A to ci heca!- K. spotniał na karku. Wyjrzał spod kołdry i nieśmiało spojrzał na gościa, wyobrażając sobie, że z czarnego kapelusza wyrasta mu wielgachne jelenie poroże.
– Panie Grubach…- powiedział nieśmiało Józef K. – Panie Grubach, kocham pana! – I wyskoczył z łóżka chcąc wykorzystać zaskoczenie przybysza w celu oddalenia się z miejsca pobytu. W drzwiach stał już jednak drugi mężczyzna, bardzo podobny do swego towarzysza.
– Nie – rzekł ów drugi człowiek. – Nie wolno panu odejść, pan jest przecież aresztowany.
– Tak to wygląda – rzekł K. – Ale za co?
– Tego panu nie możemy powiedzieć.