-Siostra jest niesamowita. Ciekaw jestem co jeszcze siostra potrafi? – Po tych słowach zakonnica ponownie uśmiechnęła się i zaskoczyła pułkownika.
-Więcej już nie potrafię.
-Nie wierzę. Na pewno siostra coś ukrywa – zażartował Michał.
-No, dobrze. Potrafię jeszcze śpiewać, ale niektóre siostry śpiewają ładniej ode mnie.
-A mógłbym usłyszeć, jak siostra śpiewa?
-Widzę, że pan pułkownik już ozdrowiał – zażartowała zakonnica. – Proszę przyjść na jutrzejszą poranną mszę, to wtedy będę śpiewać.
-Przyjdę na pewno. – Tu oficer zawahał się na chwilę, po czym niepewnie przemówił. – Nie mówiłem tego jeszcze siostrze, ale skoro jutro odjeżdżam, to dzisiaj mogę to powiedzieć.
-Czyżby pan pułkownik mnie polubił? – zażartowała zakonnica i uśmiechnęła się do niego.
-Siostra jest niezwykle podobna do mojej zmarłej żony.
-Dostrzegłam to, że pan pułkownik spogląda na mnie inaczej, niż inni, ale myślałam, że z innego powodu.
-Gdzieżbym śmiał pożądliwie spoglądać na zakonnicę – tłumaczył się oficer. – Siostra tego nie wie, ale ja przez prawie dwa lata byłem Franciszkaninem.
-Domyślam się, że pan pułkownik wstąpił do zakonu po śmierci małżonki?
-Tak. I gdyby nie insurekcja, to dalej byłbym zakonnikiem.
-Skoro pan pułkownik mi się zwierzył, to i ja zwierzę się panu. – To spojrzała wymownie na Michała i zapytała. – Ale to co powiem, zostanie między nami?
-Nikt nigdy niczego się nie dowie – zapewnił Michał.
-Wie o tym tylko ksieni naszego zakonu i nikt więcej, ale chcę to również opowiedzieć panu pułkownikowi. – Po tych słowach zakonnica przestała układać kwiaty i usiadłszy przy Michale zaczęła swoją opowieść. – Mieszkał tu niedaleko szlachcic tak podły, że nawet teraz ciężko mi o nim mówić. – Tu przerwała wypowiedź na chwilę i westchnąwszy opowiadała o swoim przeżyciu. – Było to przed trzema laty, gdy tenże szlachcic przyjechał do klasztoru, gdyż pogryzł go pies, a medyk nie potrafił wyleczyć mu rany. Wtedy zaczęłam mu okładać nogę ziołami i smarować smalcem z gęsi. Pamiętam, jak szydził ze mnie na początku, ale po dwóch dniach przyjechał znowu, bo odczuł poprawę. Nie minął miesiąc, a noga się zagoiła i tylko została na niej blizna po ugryzieniu.
-Siostra jest niesamowita – włączył się Michał.
-Upłynął kolejny miesiąc, a ów szlachcic ponownie do mnie przyjechał i błagał bym z nim pojechała, bo niby zachorowała mu żona. Dostałam zgodę ksieni i pojechałam do jego majątku. Gdy zobaczyłam, jak poniewiera służbą pałacową, to w myślach dziękowałam Panu Bogu za to, że jestem w zakonie. Ten łotr zaprowadził mnie do swojej sypialni i wtedy dowiedziałem się, że nie ma już żony, bo zmarła kilka lat wcześniej. Zaczęłam go błagać, żeby mnie wypuścił, bo przecież go wyleczyłam, ale nic z tego. Pohańbił mnie jak tylko mógł.
-A to bydle.
-Przez wiele dni bałam się, że będę w ciąży, ale na szczęście Bóg się nade mną zlitował i oszczędził mi tego. Któż by mi uwierzył, że zacny szlachcic mnie pohańbił.
-Że też takie bydlaki chodzą po tej ziemi! – rzekł wzburzony Michał.
-Wiedz panie pułkowniku, że każdego łotra wcześniej czy później spotka kara.
-Znam takich, których niestety nie dotknęła kara.
-Wcześniej czy później dotknie. Dwa miesiące temu dowiedziałam się, że ów szlachcic gonił z szablą swojego chłopa i przeskakując przez rów potknął się i ugodził się szablą w brzuch. Stało się to dokładnie trzy lata po tym, gdy mnie pohańbił. Dokładnie w ten sam dzień
-A ja mam nadzieję, że kara spadnie na tych zdrajców naszej Rzeczypospolitej, którzy nam uciekli.
-Takie rzeczy trzeba zostawić panu Bogu.
-Nie można ze wszystkim oglądać się na Boga – dodał zdecydowanie Michał.
-Przeżyłam wiele strasznych chwil w życiu, ale codziennie dziękuję Panu Bogu, że mogę pomagać tylu chorym ludziom. Przynoszą mi te kwiaty, bo chcą chociaż tak podziękować
mi za pomoc.
-Obiecuję, że jak wyzdrowieje i jak skończy się wojna, to przyjadę i przywiozę siostrze cały wóz kwiatów.
-Ale pan pułkownik sam je będzie zrywał – zażartowała zakonnica i uśmiechnęła się do Michała.
-Wszystkie będą zerwane przeze mnie.
-Dobrze. Biorę się do pracy, bo niedługo wieczór – i po tych słowach wstała z ławki, aby kończyć układanie kwiatów.
-Niepotrzebnie siostrę zgadałem.
-Już dawno z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało co z waszmością.
-Jeśli siostra chce, to mogę coś zaśpiewać? Podobno uszy nie bolą od mojego śpiewania.
-Jeszcze nikt dla mnie nie śpiewał – rzekła siostra i z uśmiechem spoglądała na Michała. Ten zaś przypomniał sobie pieśń o „Majowej jutrzence” i zaczął ją śpiewać najlepiej jak potrafił.