W sali zapanowała cisza i trwała do czasu, aż ponownie pojawił się generał Dąbrowski wraz ze sztabowcem naczelnika. Ten nie wiedząc o co chodzi uśmiechnął się nieco i czekał na pytanie.


-Co masz waszmość obiecane od króla pruskiego? – zapytał zdecydowanym tonem Kościuszko.

-Ja uciekłem od króla pruskiego, żeby ratować naszą biedną ojczyznę.

-Nasza ojczyzna naprawdę jest biedna, że ma tylu zdrajców – włączył się zdenerwowany generał Poniatowski.

-Panie naczelniku! Nie wiem czemu jestem oskarżany? – udawał oburzonego Tukhoff.

-Dużo już takich raportów napisałeś szpiclu? – zdenerwował się Kościuszko i rzucił mu prosto w twarz znalezione przez Michała dokumenty. Sztabowiec naczelnika podniósł list pisany do króla pruskiego i upewniwszy się, że to jego dokument, przestał mówić.

-Na tortury z nim, a potem go rozstrzelać – zaproponował Dąbrowski.

-W Rzeczypospolitej jest inna kara dla żołnierzy zdrajców – zaczął Wodzicki. – Takiego jak ten trzeba nabić na pal.

-Król pruski upomni się o mnie – przemówił wystraszony szpicel.

-Nawet król pruski ci nie pomoże – dodał Dąbrowski.

-Wszędzie dookoła zaprzańcy – rzekł Kościuszko i spojrzawszy pogardliwie na rzekomego dezertera pruskiego oświadczył. – Panie generale zaprowadź go na przesłuchanie. Może coś powie. A po przesłuchaniu każ go rozstrzelać, ale tak, aby nikt nie dowiedział się w obozie.

-Zajmę się tym szpiclem – oznajmił Dąbrowski i stanowczym głosem oznajmił. – Idziemy, ty pruska szelmo – i wyjąwszy szablę przyłożył ją do pleców Tukhoffa, a następnie wyprowadził go z sali na przesłuchanie. Scena ta zasmuciła wszystkich obecnych przy naczelniku, którzy nie powiedzieli już żadnego słowa. Dopiero po dłuższej chwili Kościuszko zabrał głos i uznał, że musi dokładnie sprawdzać wszystkich ochotników, którzy przybywają do obozu wojsk polskich.

Rozdział XV

Na początku czerwca naczelnik Kościuszko wyznaczył obóz w Słupi, która znajdowała się w niewielkiej odległości od Szczekocin. Późnym popołudniem w salonie tamtejszego pałacu odbył się koncert dla oficerów wojska polskiego, który przygotowała Józefa Michałowska. W pomieszczeniu zgromadzili się wszyscy generałowie wraz z naczelnikiem Kościuszko oraz kilku pułkowników, wśród których był Michał Kossakowski. Właścicielka pałacu, której wydawało się, że ma talent muzyczny, próbowała śpiewać różne pieśni, które w tym czasie były popularne w Rzeczypospolitej, a przy tym grała na harfie.

-Wcale się nie dziwię, że Ruscy stąd uciekli – zażartował generał Wodzicki, który siedział obok Michała.

-Podziwiać tylko pana Michałowskiego, że to wytrzymuje – wtrącił Michał i dalej słuchał wymyślonej przez Michałowską pieśni.

-„Oj panowie oficerowie, oj panowie oficerowie, zacni ojczyzny synowie, zacni synowie”. W tym momencie właściciel dóbr słupskich Jacek Małachowski zaczął bić brawo, a za nim od razu włączyli się wszyscy żołnierze. Zawstydzona kobieta uwierzyła w to, że jej występ bardzo spodobał się obecnym w salonie oficerom i gdy tylko umilkły brawa, zabrała głos.

-Rozumiem waszmościowie, że mam bisować, ale muszę nieco odpocząć.

-Dziękujemy pani dobrodziejko, ale musimy teraz odbyć naradę – oświadczył Kościuszko, a wtedy jak na zawołanie do salonu wszedł porucznik Sapkowski, który właśnie powrócił ze zwiadu. – Mów panie poruczniku co z generałem Denisowem. Dalej posuwa się ku pruskiej granicy?

-Nie, panie naczelniku. Rosjanie zatrzymali się pod Lelowem. Widzieliśmy, jak zawrócili i maszerują na Szczekociny.

-Zatem wydamy im jutro bitwę.

-Jest jeszcze jedna niepokojąca rzecz. – Tu porucznik przerwał na chwilę, po czym kontynuował wypowiedź. – Wracając spod Lelowa widzieliśmy przed Szczekocinami oddział piechoty pruskiej. Z pięćdziesiąt osób, a może i więcej.

-Prusacy stoją pod Żarnowcem – wtrącił się generał Madaliński. – Moi ludzie wywiedzieli się wczoraj na zwiadzie, że dowodzi nimi generał Schwerin.

-Trochę to dziwne, że Rosjanie uciekali przed nami, a teraz się zatrzymali i maszerują na nas – zastanawiał się Wodzicki. – Może Denisow dostał wsparcie od Schwerina?

-A może to pruskie manewry? Tylko, że to dziwne, że są przy samej naszej granicy – zastanawiał się Dąbrowski.

-Albo jakiś pruski oddział zagubił się podczas manewrów i przekroczył naszą granicę. Wszakże z Żarnowca do Szczekocin nie jest aż tak daleko – dodał naczelnik Kościuszko.

-Dobrze by to było wyjaśnić, bo jeśli generał Denisow dostał jakieś posiłki od generała Schwerina, to wtedy nie będziemy już mieli przewagi liczebnej nad Ruskimi – zauważył Wodzicki.

-Jutro wydamy bitwę Rosjanom, a jeśli by czasem pojawili się też Prusacy, to później im wydamy bitwę. Mniemam, że to tylko pruskie manewry.

-Panie naczelniku, a może ja pojadę na podjazd do Szczekocin i zobaczę z kim mamy do czynienia? – zaproponował Michał.

-Pan pułkownik woli jechać na podjazd, niż słuchać dalszego koncertu pani Michałowskiej – zażartował jeden z pułkowników obecny w salonie.

-Dobrze. Jedź panie pułkowniku na podjazd, a po powrocie od razu do mnie, nawet gdyby to był środek nocy – oznajmił Kościuszko i wolnym krokiem opuścił salon. Chwilę później to samo zrobił Michał, który pospiesznie spakował niezbędne rzeczy i wraz z Janem wyruszył na zwiady.