Rozdział XVIII
Po kilkudniowym pobycie w Warszawie Michał Kossakowski odebrał list nominacyjny dla generała Zabiełły i wyruszył w drogę powrotną. Po drodze dowiedział się o zdobyciu Wilna przez Rosjan i stąd też napisał od razu list do Azeji, aby miała się na baczności i nie pojawiała się w Wilnie. W końcu na początku lipca 1792 roku dotarł pod Grodno, gdzie znajdowała się kwatera główna wojsk litewskich. W samo południe Kossakowski znalazł się opodal namiotu, gdzie kwaterował generał Michał Zabiełło. Gdy Michał wszedł do środka, skłonił się nieco i dostrzegł siedzącego przy malutkim stole generała, który był niemal rówieśnikiem Kossakowskiego.
-Mości panie generale przywiozłem list nominacyjny od najjaśniejszego pana.
-No to mi go daj – rzekł Zabiełło, a wówczas jego adiutant zbliżył się, aby odebrać list od Michała i przekazać go generałowi. Po chwili Zabiełło zaczął czytać list, a Michał zauważył, że jego nowy zwierzchnik jest pod wpływem alkoholu. Minutę później nowy dowódca wojsk litewskich uśmiechnął się i odłożywszy list zwrócił się Michała.
-Dziękuję waszmości za przywiezienie oficjalnej nominacji, ale teraz mogę nią rozpalić ognisko – zażartował na koniec Zabiełło.
-Nie przyjmujesz tej nominacji mości panie generale? – zapytał wyraźnie zaskoczony Michał.
-Przyjąłem tę nominację już kilka dni temu, kiedy otrzymałem list od naszego króla, ale godzinę przed tobą waszmość przybył goniec od naszego króla z rozkazem, bym wstrzymał działania wojenne.
-Co takiego? – zapytał z niedowierzaniem Michał.
-To co waszmość słyszałeś. Nasz król przystąpił do Targowicy. – Słowa te zamurowały wręcz Michała, który z trudem przemówił.
-Nasz król przystał do Targowiczan?
-Trzy dni temu. Odbył naradę z ministrami i większość doradziła mu, żeby przystąpił do konfederacji targowickiej.
-Przecież to jest do cholery zdrada – zdenerwował się Michał.
-Też tak myślę – Tu Zabiełło zwrócił się do swojego adiutanta. – Nalej mi jeszcze Jasiński wina. Napijesz się ze mną waszmość?
-Ale za co tu pić? – odparł podenerwowany Michał.
-Ale ja muszę się napić, bo inaczej mnie diabli wezmą. Jasiński nie żałuj tego wina, tylko nalej mi po brzegi – rozkazał adiutantowi, który od razu spełnił jego polecenie.
-Mój Boże, nigdy nie myślałem, że król nas zdradzi – odparł zrezygnowany Michał. – Jednak napiję się tego wina – dodał po chwili Michał, a wówczas adiutant Zabiełły napełnił drugą szklanicę i mu ją podał.
-No to za co wypijemy? – zapytał ironicznie Zabiełło. Michał jednak milczał. – Jasiński wymyśl jakiś toast. – Ten zaś zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu odparł.
-Na pohybel Rosjanom.
-Ja mam inny pomysł – wtrącił się Michał, a zaraz potem krzyknął. – Na pohybel zdrajcom.
-Na pohybel zdrajcom, bez wglądu na to kto nim jest – przemówił Zabiełło i w sekundę opróżnił wino ze szklanicy.
-Najpierw chodziliśmy koło tej nieszczęsnej konstytucji, potem nadstawialiśmy karki na tej wojnie, a teraz mamy się korzyć przed zdrajcami targowiczanami – rzekł nerwowo Michał.
-Jak dowiedziałem się o nominacji na wodza armii litewskiej postanowiłem w końcu zaatakować Ruskich, bo przecież przez tego Niemca z Wirtembergii cały czas cofaliśmy się do tyłu. Wczoraj nadarzyła się okazja na przedpolach Grodna. Rozpuściłem pogłoskę, że oddajemy Grodno bez walki i kiedy Ruscy zaczęli się zbliżać do miasta, wydałem rozkaz do ataku. Szkoda, że waszmość nie widziałeś miny Ruskich kiedy zaczęliśmy do nich strzelać. Natłukliśmy ich przeszło stu, a prawie trzystu wzięliśmy do niewoli.
-Dwustu siedemdziesięciu czterech – włączył się adiutant Jasiński.
-Jasiński trzy razy ich liczył, to nie ma mowy o pomyłce – zażartował Zabiełło. – Jasiński pokaż rękę – rozkazał generał i wówczas ten odbandażował lewą okaleczoną dłoń, gdzie brakowało jednego najmniejszego palca. – Mnie się wczoraj udało, ale Jasiński stracił jednego palca.
-Dobrze, że tylko jednego – zażartował Jasiński.
-Na szczęście zostało ci jeszcze dziewięć – zażartował z kolei Zabiełło. – Niestety, ale w czasie tej bitwy straciłem prawie pięćdziesięciu żołnierzy – dodał ze smutkiem generał.
-Czterdziestu siedmiu – wtrącił Jasiński.
-Same młode chłopaki. Niektórzy nawet nie mieli dwudziestu pięciu lat.
-To nabiliście trochę Ruskich – przemówił Michał.
-Nabiliśmy! To prawda, że nabiliśmy, tylko co z tego. Gdyby ten list przyszedł wczoraj, to tych czterdziestu siedmiu by żyło, bo o rannych już nie wspomnę.
-Wszystko na darmo – rzekł zrezygnowanym głosem Michał.
-Napijesz się jeszcze waszmość, bo to wino zdobyczne na Ruskich.
-Jak zdobyczne to jeszcze się napiję – dodał Michał i patrzył jak Jasiński pospiesznie napełnia szklanice.
-Obyśmy mieli znowu okazję, żeby dać łupnia Ruskim – zaproponował toast Zabiełło.
-Oby jak najszybciej – dodał Michał i natychmiast napił się wina. Gdy tylko odłożył szklanicę na stolik, do namiotu wszedł porucznik Tomasz Wawrzecki.
-Mości panie generale przywieźli trumny z Grodna – oznajmił Wawrzecki, a po chwili, gdy dostrzegł Michała, oznajmił z radością. – Witam cię kasztelanicu inflancki – i zbliżył się do Michała, którego mocno uścisnął.
-Przywieźli tyle co zamówiłem? – zapytał Zabiełło.
-Przywieźli tylko czterdzieści – odparł Wawrzecki.
-Przecież zamówiłem do diabła czterdzieści siedem i zapłaciłem im tyle ile chcieli. Mości poruczniku wołaj mi tu zaraz mieszczanina, który kierował tym transportem.
-Idę po niego – odparł Wawrzecki i szybko opuścił namiot.
-Wyobraź sobie waszmość, że chcieli za te trumny po dwanaście złotych, chociaż takie same sprzedają w Grodnie po dziesięć złotych. Nawet nie wiesz waszmość jak mnie te mieszczuchy wkurzyły. Zwymyślałem ich od hultajów i jeszcze gorzej. I pomogło. Powiedzieli, że przy takiej ilości mogą dać hurtową cenę, to znaczy po dziewięć i pół złotego za trumnę.
-Żałosne to wszystko – rzekł Michał i dostrzegł wchodzącego do namiotu Wawrzeckiego wraz z mieszczaninem.
-Zapłaciłem wam za czterdzieści siedem trumien, a wy przywieźliście tylko czterdzieści – wrzasnął Zabiełło.
-Oto panie generale reszta. Sześćdziesiąt sześć i pół złotego – oznajmił mieszczanin i położył sakiewkę z pieniędzmi na stoliku.
-Ja potrzebuję jeszcze siedem trumien! – wrzasnął generał.
-Najwcześniej damy radę zrobić na pojutrze – bronił się mieszczanin.
-Taki upał, a ja mam czekać jeszcze dwa dni z pochówkiem. Przecież ci żołnierze zginęli, żeby obronić wasze mieszczańskie tyłki – zdenerwował się Zabiełło.
-W siedmiu trumnach można by pochować po dwóch zabitych – zaproponował mieszczanin.
-Co takiego? – zapytał z niedowierzaniem generał.
-Dwóch chudszych zmieści się w jednej trumnie – dodał niepewnie mieszczanin.
-Jasiński weź go szybko stąd wyprowadź, bo zaraz to jemu będzie potrzebna trumna. – Wówczas adiutant pochwycił mieszczanina za rękę i pospiesznie wyprowadził z namiotu.
-Zginęli tak młodo za ten żałosny kraj i nie ma trumien, żeby ich pochować.
-Mam pomysł – rzekł Michał i spojrzał na wzburzonego Zabiełłę.
-Mów waszmość.
-Jak tu jechałem, widziałem niedaleko stąd kościół.
-No i co z tego? – zapytał Zabiełło.
-Można by zabrać z niego ławki i dać księdzu za nie te pieniądze, które zostawił ten mieszczuch. Niech sobie zrobią nowe, a przez ten czas mogą na mszy postać.
-Dobry pomysł. W Rosji jak była potrzeba to zabierali dzwony, żeby przetopić je na armaty i też musiało być – wtrącił się Wawrzecki.
-Dobrze, weźmiesz waszmość kilka wozów i przywieziesz te ławki. Sami sobie zrobimy te kilka trumien. – Tu Zabiełło zamyślił się na chwilę, po czym znowu zwrócił się do Michała. – Mam też do ciebie waszmość jeszcze jedną prośbę, a właściwie to będzie mój ostatni rozkaz, jako dowódcy armii litewskiej.
-Jestem do dyspozycji.
-Pojedziesz waszmość do Warszawy, do naszego pożal się Boże króla i zwrócisz mu mój order „Virtutti Militari”. Przy okazji weźmiesz też order generała Judyckiego, bo też go chce oddać królowi.
-Mości panie generale, a nie mógłby ktoś inny jechać do Warszawy. Ja dopiero stamtąd wróciłem.
-Widzę, że waszmość nie chcesz stanąć przed obliczem naszego miłościwego króla! – zakpił Zabiełło.
-Proszę mości generale, żebyś mi tego oszczędził – poprosił Michał.
-Dobrze, niech będzie. A może ty poruczniku Wawrzecki przejechałbyś się do Warszawy?
-To już wolałbym do Wilna, chociaż stacjonują tam Rosjanie – odparł półżartem Wawrzecki.
-Ja mogę pojechać – przemówił adiutant Jasiński. – W Warszawie byłem tylko raz, przed pięcioma laty, to chętnie znowu zobaczę stolicę.
-W sumie, czemu nie. Mnie już potrzebny nie będziesz, bo wojna zakończona. To jedź do króla i oddaj mu nasze odznaczenia.
-Ja też mam do ciebie waszmość prośbę – zwrócił się do Jasińskiego Michał. – Zwrócisz też królowi mój order „Virtutti Militari”.
-Czemu nie. Mogę wziąć.
-To będzie ci trzeba Jasiński przydzielić konia z wozem, bo trochę tych orderów się nazbiera – zakpił Zabiełło.
-Niech król je sobie weźmie i najlepiej niech odznaczy nimi targowiczan, skoro do nich przystał – zakpił tym razem Michał.
-Dobry żart, tylko lepiej nie żartuj sobie waszmość z naszego króla, bo nic od niego nie dostaniesz – pouczył go Wawrzecki.
-Obejdzie się bez królewskiej hojności – odparł Michał.
ciąg dalszy za tydzień.