Rozdział XVI
Na początku czerwca 1792 roku Michał Kossakowski został wysłany do Warszawy przez dowódcę armii litewskiej księcia Ludwika Wirtemberskiego. Wiózł jego raport i list adresowany do króla Stanisława Augusta. Ponieważ droga do stolicy Rzeczypospolitej wiodła przez Wilno, Michał postanowił skorzystać z okazji i odwiedzić swego stryja Józefa. Gdy młody Kossakowski dojechał pod kamienicę, gdzie przemieszkiwał jego stryj, dostrzegł że właściciele sąsiedniej kamienicy pospiesznie ładują swoje rzeczy na dwa wozy, aby wywieźć na nich swój dobytek. Michał popatrzył tylko z politowaniem na nich i zsiadł z konia.
-Mości panie oficerze! Obronicie Wilno przed Moskalami? – zapytała starsza kobieta stojąca obok pierwszego z wozów.
-Tego nie wiem. Ale na pewno będziemy bronić Wilna.
-Jeśli pan oficer nie jest tego pewny, to tym bardziej musimy się pakować i uciekać – dodała kobieta i pospiesznie ruszyła do środka kamienicy, aby wynosić z niej najcenniejsze rzeczy. Michał tymczasem przywiązał konia do poręczy umocowanej z boku kamienicy i wolnym krokiem wszedł do środka. Gdy tylko uderzył w drzwi, po chwili, ku jego zdumieniu, pojawił się jego dawny sługa Kazimierz Kożuszko.
-Kaziku ty tutaj! Nie w Janowie? – i uścisnął go mocno, tak jak to miał w zwyczaju.
-Zjechałem tutaj przed tygodniem, żeby jeszcze ostatni raz pomodlić się przed obrazem naszej Marii Panny Ostrobramskiej, a że ksiądz biskup trochę się rozchorował, to zostałem do czasu aż wyzdrowieje.
-To stryj Józef się rozchorował ? – zapytała zaskoczony tą nowiną Michał.
-Od wczoraj ma się już dobrze i dzisiaj wyjeżdża do Nieświeża do księcia Radziwiłła. Wejdź Michaszku, bo właśnie kończymy pić mód pitny, jako że medyk zapisał go księdzu biskupowi.
-Chętnie się napiję miodu – oznajmił z zadowoleniem Michał. Następnie udał się za Kożuszką do największego pomieszczenia na parterze kamienicy, gdzie zobaczył uradowanego jego widokiem stryja.
-Wyglądasz Michaszku niczym generał – oznajmił Józef i zmierzył wzrokiem ubranego w mundur wojskowy bratanka. Następnie przywitał się z nim i wskazał ręką, aby usiadł przy stole. Zaraz też Kożuszko nalał Michałowi do kielicha miodu pitnego, który ten pospiesznie wypił do dna.
-Zacny miodek. Dawno już takiego nie piłem. Kaziku nalej mi jeszcze – zwrócił się do swego sługi, który szybko spełnił jego prośbę.
-Mów Michaszku co tam u was na wojnie?
-Nie jest dobrze. Cały czas się cofamy, chociaż już tyle było okazji, żeby spuścić Rosjanom lanie.
-Słyszałem o twoim wyczynie pod Michaliszkami – pochwalił go Józef i po chwili dodał. –Ale to prawda, że niemrawo jakoś prowadzicie tę wojnę. Polacy już pogonili Ruskich pod Zieleńcami, a wy cały czas się cofacie.
-Nie powinienem krytykować swego dowódcy, gdyż nie mam dużego doświadczenia jako żołnierz, ale to słaby dowódca. Nie wiem dlaczego miłościwy król wyznaczył nam takiego wodza.
-Michaszku przecież wiesz dobrze, tak samo jak ja i Kożuszko, że to dlatego, że książę wirtemberski jest zięciem księżnej Czartoryskiej, krewnej króla. Ja od samego początku mówiłem, że on ma takie pojęcia o prowadzeniu wojny, jak ja o robieniu butów – i po tych słowach cała trójka zaczęła się śmiać.
-Cieszy mnie stryju, że jesteś po naszej stronie, w przeciwieństwie do stryja Szymona – rzekł ze smutkiem Michał.
-Stryj Szymon jest carskim generałem i to nie dziwota, że walczy pod stronie Rosjan. Mnie zaś nazywają rusofilem, ale jestem przekonany, że tylko pod skrzydłami Rosji możemy się utrzymać.
-To po co Rosjanie wkroczyli w nasze granice?
-A słyszałeś o tym, że panowie Potocki, Branicki i Rzewuski żebrali u carycy o interwencję! No to carowa wykorzystała pretekst i wysłała wojska, żeby obaliły tę waszą nieszczęsną konstytucję.
-Naszej konstytucji nikt nie obali – rzekł zdecydowanie Michał.
-Obali i to szybciej niż ci się wydaje.
-A zatem nie jesteś stryju po naszej stronie?
-Jestem za tym, żeby nasza Rzeczpospolita się ostała, a przez tę waszą konstytucję znowu jest zagrożona.
-Nasza konstytucja wydźwignie ją z niewoli.
-Niestety Michale, ale w naszych poglądach mocno się różnimy. Ale obyś to ty miał rację, a nie ja. Oby tak było.
-Gdy tylko król przybędzie do obozu, to zaczniemy ofensywę i pogonimy Rosjan.
-Bóg mi świadkiem, że chciałbym tego doczekać, bo odkąd tylko pamiętam, to zawsze przegrywaliśmy z Rosjanami.
-Wojska koronne już wygrały pod Zieleńcami, to niedługo i nasze wojska litewskie też wygrają.
-Wygrajcie Michaszku. Niech was pan Bóg błogosławi w tej wojnie jako i ciebie – i po tych słowach Józef powstał z krzesła i zrobił znak krzyża świętego nad Michałem.
-Gdybyśmy mieli tylko lepszego wodza.
-Coś mi się zdaje, że książę wirtemberski pozoruje tylko swoją chorobę, bo ten jego ból nogi za długo trwa.
-Myślisz stryju, że jest przekupiony przez Rosjan?
-Nie wiem czy jest przekupiony, ale jego dowodzenie jest dziwne. Albo jest tchórzem i boi się zaryzykować bitwy, albo jest zdrajcą i dlatego unika bitwy i cały czas się cofa.
-Wiozę jego raport i list do króla – oznajmił Michał.
-Oby król się opamiętał i jak najszybciej go odwołał, bo inaczej wy tej wojny nie wygracie.
-Cieszę się stryju, że jednak jesteś po naszej stronie – rzekł radośnie Michał i raz jeszcze uścisnął swego stryja.
-Jedź zatem do Warszawy i powiedz o wszystkim królowi, chociaż pewnie i tak nie zmieni swego zdania. Ja zaś jadę do Nieświeża, bo miałem tam być już przed tygodniem, tylko, że choroba mnie zmogła. – Po tych słowach Józef zwrócił się do Kożuszki. – A ty Kożuszko wracaj do Janowa i pilnuj naszych włości, bo pewnie niedługo wejdą tam Rosjanie.
-Jestem gotowy do drogi i zaraz ruszam.
-Zatem z Bogiem Kożuszko. A ty Michale uważaj na siebie i pamiętaj, że codziennie modlę się za ciebie.
-Dziękuję stryju – odrzekł Michał i odprowadził go do karety. Gdy tylko biskup Kossakowski odjechał, Kożuszko zwrócił się do swego wychowanka.
-Czas i mnie ruszać w drogę, ale zanim wyruszę, muszę ci Michaszku o czymś powiedzieć.
-Mów śmiało Kaziku.
-Nigdy nie myślałem, że będę musiał w życiu wybierać między lojalnością wobec swego pana, a lojalnością wobec ojczyzny. – Po tych słowach Kożuszko zachwiał się nieco i gdyby nie interwencja Michała, to z pewnością upadłby na ziemię.
-Myślę, że powinieneś iść do medyka.
-Medyk nic mi już nie pomoże, ale muszę ci o czymś powiedzieć – oznajmił Kożuszko i o własnych siłach ruszył do drzwi wejściowych kamienicy. Gdy już znaleźli się w środku, sługa Kossakowskich ponownie zabrał głos. – Służyłem waszej rodzinie prawie trzydzieści lat i nic nigdy nie miałem sobie do zarzucenia.
ciąg dalszy za tydzień.