Rozdział VIII. Dwa dni po zwycięskiej bitwie pod Racławicami Michał wraz z Janem wyruszyli w stronę Wilna. Ich podróż przebiegała dość sprawnie, gdyż sprzyjająca wiosenna pogoda sprawiła, że drugi były stosunkowo suche. Po dwóch dniach żołnierze dotarli pod Opatów, do którego zjeżdżała okoliczna szlachta na mający się tam odbyć sejmik.
Miasteczko zaczęło się wówczas zapełniać okolicznym ziemiaństwem, które miało duże problemy, aby znaleźć odpowiednią kwaterę. Tłok widoczny był również na drodze prowadzącej do kolegiaty, w której tradycyjnie odbywały się sandomierskie sejmiki.
-Powiedz mi Janie, widziałeś ty kiedy sejmik?
-Widziałem panie i to nie jeden raz – pochwalił się sługa.
-To ty światowy człowiek jesteś – zażartował Michał. – A na jakim to bywałeś sejmiku?
-Jeździłem do Proszowic z jaśnie panią dobrodziejką, jako i tu do Opatowa.
-Skoro jeździłeś tu z panią starościną wolbromską to pewnie znasz karczmy, w której można by coś zjeść i wypić.
-Do karczm to ja panie nie wchodziłem, bo szlachta od razu mnie wyganiała, a raz to nawet mnie poturbowali, że ledwie mogłem chodzić.
-Ale dobrze by się było posilić. Podjedziemy do jakiejś karczmy – oznajmił Michał i kierował się w stronę niewielkiego rynku miejskiego. Obaj żołnierze szybko się jednak zorientowali, że przebywa tam dużo zamożnej szlachty, która po brzegi wypełniła cały miejski plac. – Zostaniesz i popilnujesz koni, a ja spróbuję kupić coś do jedzenia. – Następnie Michał zsiadł z konia i zastanawiał się, do której udać się karczmy. – Co byś wybrał Janie? Jedna karczma nazywa się „U młodego Icka”, a druga „U starego Mośka”.
-Ja bym wybrał „Starego Mośka” – rzekł z uśmiechem Jan.
-Dobrze. Pójdę zatem do Mośka – i po przekazaniu słudze konia ruszył do wspomnianej karczmy. Gdy wszedł do środka zobaczył tłum szlachty, która dyskutowała na temat toczącej się insurekcji. Przy kilku stołach siedzieli okoliczni ziemianie, którzy popijali wino bądź miód pitny, a niektórzy z nich usypiali na siedząco. Michał zrozumiał, że będzie mógł jedynie kupić coś do jedzenia, o ile jeszcze nie zostało wykupione. Podszedł więc do pieca, przy którym krzątała się młoda Żydówka, która była córką właściciela karczmy.
-Ejże, ty tam! – wrzasnął siedzący przy pobliskim stole szlachcic, który zbudził śpiącego przy nim kompana. – Przynieś dziewko wina, ale to raźno!
-Zaraz przyniosę panie – odparła dziewczyna i poszła do komory po wino. Po chwili niosła butelkę z trunkiem, którą postawiła na stole pijanego szlachcica. – Pół złotego, jaśnie panie.
-Jeszcze nie wypiłem, a już mam płacić? – zdenerwował się szlachcic.
-Ostatnio jaśnie panie nie zapłaciłeś.
-Ja nie zapłaciłem? – zaszydził szlachcic.
-Nie zapłaciłeś panie, jako że się spiłeś panie – oznajmiła niepewnym głosem dziewczyna.
-Ty wredna dziewko! Chcesz mnie zniesławić – i powstał z ławy, wyraźnie się chwiejąc. – Nie będzie waszmościowie jakaś żydowska dziewka zniesławiać Piotra Bednarskiego – i spojrzał wymownie na swoich kompanów siedzących przy stole. – Za to zniesławienie nie zapłacę za wino. Nie zapłacę.
-Jaśnie panie, ale wtedy ojciec znowu mnie spierze – rzekła ze łzami w oczach dziewczyna.
-Nic mnie to nie obchodzi. I precz mi z oczu, bo wyjmę szablę, a mojej szabli wszyscy się boją.
-Jaśnie panie zapłać chociaż ćwierć złotego – poprosiła dziewczyna.
-Zapłacę ćwierć złotego – i tu się szyderczo uśmiechnął. – Zapłacę, ale jeśli mnie i innym waszmościom pokażesz dziewko swoje cycki – oznajmił Bednarski ku rozbawieniu siedzących przy stole szlachciców. Słowa te poruszyły do reszty Michała, który zbliżył się do stołu i wyrwał butelkę wina z ręki szlachcica.
-Albo płacisz waszmość za to wino, albo ja je zabieram.
-Ty hultaju, chcesz zabrać wino Piotrowi Bednarskiemu – i po tych słowach próbował wyjąć szablę z pochwy. Widząc to Michał podał wino dziewczynie, po czym chwycił za kontusz pijanego szlachcica i pchnął go w stronę kominka. W jednej sekundzie Bednarski uderzył o komin i przewrócił na siebie garnek z zimną wodą, który zalał mu całe spodnie. Zdarzenie to wywołało śmiech u większości kompanów, ale jeden z nich wyjął szablę i skierował ją na Michała.
-Obraziłeś waszmość mojego szwagra.
-Sam się o to prosił. A waszmość jak jesteś taki odważny do zapraszam do mojego oddziału, bo werbuję żołnierzy do mojej chorągwi. Pewnie słyszałeś waszmość, że zaczęła się insurekcja?
-Jak będzie pospolite ruszenie, to pójdę na wojnę – i po tej deklaracji schował szablę do pochwy. Michał zaś podszedł do dziewczyny, która podniosła garnek z podłogi i uśmiechnęła się do niego.
-Dziękuję panie oficerze za ratunek.
-Siedzą i chlają zamiast bić Ruskich. Kupię tę butelkę wina i coś do jedzenia.
-Szlachta panie oficerze wykupiła wszystko jedzenie, tak jakby od tygodnia nie jadła. Mam tylko chleb.
-Jak jest chleb, to już dobrze – wtrącił Michał i odwzajemnił się uśmiechem.
-Ojciec pojechał do pobliskiego dworu, to pewnie coś przywiezie, ale jeszcze go nie ma.
-Trudno, wezmę chleb i wino – i podał dziewczynie złotego.
-Poczekaj panie oficerze. Mam jeszcze kawałek podsuszonej kiełbasy to zaraz przyniosę – i pospiesznie poszła do komory. Michał tymczasem patrzył jak Bednarski w towarzystwie swego szwagra z trudem opuszcza pomieszczenie. Wtedy też usłyszał rozmowę innego szlachcica, który siedział przy sąsiednim stole i przechwalał się swoim kompanom.
-Niedługo waszmościowie ożenię się ze starościną wolbromską.
-Mości panie stolniku, żenisz się z panią starościną już dwa lata – zwrócił mu uwagę jeden z siedzących przy tymże stole szlachciców.
-Czekam, aż mi wąsy bardziej urosną, bo pani starościna lubi wąsatych. – Wyznanie to rozbawiło Michał, który nadstawił ucho, aby lepiej słyszeć dalszą rozmowę.
-A mnie się zdaje, że pani starościna już się nie będzie żenić, bo dobrze jej we wdowieństwie.
-Panie podsędku! Niewiaście bez męża jest smutnawo, tak samo jak mężczyźnie bez żony. Jestem już dwa lata wdowcem, to wiem co mówię.
-Panie oficerze tu jest podsuszona kiełbasa – rzekła dziewczyna i podała zawiniątko – a do tego pół chleba.
-Ile to będzie kosztować?
-Półtora złotego, panie oficerze – oznajmiła dziewczyna i wzięła pieniądze, które podał jej Michał. Następnie zabrał jedzenie z butelką wina i przeciskał się w stronę drzwi. Po chwili opuścił budynek karczmy i szybkim krokiem podążał do czekającego na niego Jana.
-Kupiłem wino i coś do wina – zażartował Michał i spakowawszy produkty wsiadł na konia.- Pojedźmy gdzieś w ustronne miejsce to tam się posilimy.
-Tu niedaleko jest plac, na którym są jarmarki, a przy ogrodzeniu powinny być pniaki do siedzenia.
-To prowadź Janie – polecił Michał i jechał za swoim sługą.