Rozdział 30 Dwa dni później Adam Kochański zdecydował się odwiedzić Jana Marię Borutę, który w piątkowe poranki miał konsultacje dla studentów. Gdy otworzył drzwi, dostrzegł promotora Joasi, który akurat popijał kawę.
-Dzień dobry. Nazywam się Adam Kochański i jestem profesorem historii.
-Dzień dobry. Jan Maria Boruta – i przywitał się z Adamem. – Miło poznać kolegę z zaprzyjaźnionego wydziału – rzekł z uśmiechem na ustach. – Może kawy?
-Może być.
-Tylko uprzedzam, że jest trochę zwietrzała.
-Skoro pan pije, to myślę, że i ja przeżyję – zażartował Adam. Wówczas tamten podłączył czajnik i nasypał kawę do filiżanki.
-Słucham pana. W czy mogę pomóc?
-Prawdę mówiąc przyszedłem w sprawie narzeczonej mojego bratanka, Joanny Białeckiej.
-Słyszałem o tym wypadku. No cóż, szkoda mi jej, bo w poniedziałek jest obrona i będzie musiała poczekać do września.
-Nie da się nic zrobić, żeby to był początek lipca?
-Wykluczone. Do końca lipca jestem na stażu w Stanach. Pochwalę się panu, że będę miał okazję przebywać w budynku więzienia w Alcatraz – oznajmił Boruta i podał Adamowi kawę.
-Dziękuję – odparł Adam. – Rozumiem pana, bo sam mam teraz mnóstwo pracy. Do tego jeszcze znalazłem się w rektorskiej komisji kwalifikacyjnej, która wyznacza książki naszych pracowników do nagrody ministra. Zresztą o ile się nie mylę, to pańska książka też jest przedstawiona nam do oceny?
-A tak sobie postanowiłem spróbować – rzekł wyraźnie poruszony tą informacją Boruta.
-Wcale się nie dziwię, bo nagroda ministra to prestiż i uznanie oraz duże pieniądze.
-Nie ma co się oszukiwać, ta nagroda to równowartość naszego profesorskiego wynagrodzenia za pół roku.
-To prawda. Ale muszę się panu przyznać, że od kilku lat nie mieliśmy tak dużej ilości i to tak dobrych książek, jak w tym roku – oznajmił Adam.
-A tak zapytam z ciekawości. Proszę mi powiedzieć, ile zostało zgłoszonych książek?
-Prawie trzydzieści, a do ministerstwa możemy zaopiniować co najwyżej pięć. Sam pan widzi, że konkurencja jest duża.
-Troszkę mnie pan zmartwił.
-Pan mnie również – odparł Adam, lecz po chwili dodał. – Chociaż mogę pana pocieszyć i powiem panu, że chociaż nie znam się na resocjalizacji, to w mojej opinii jest to bardzo dobra książka. Myślę, że ma duże szanse, aby się znalazła na biurku ministra.
-A jeśli przyjechałbym na początku lipca i przeprowadziłbym obronę narzeczonej pańskiego bratanka, to maja książka miałaby szansę być zaopiniowaną pozytywnie?
-Myślę, że miałaby bardzo duże szanse na to. – Tu Adam się uśmiechnął i dodał. – Mogę chyba nawet pana zapewnić, że znajdzie się w tej piątce, która zostanie wysłana do Warszawy.
-To bardzo fajnie, tylko że jest jeszcze jeden problem. Chociaż to taki przyziemny problem – rzekł nieśmiało.
-Proszę mówić.
-Przyznam się panu, że dwa razy byłem żonaty i musze płacić alimenty na trójkę dzieci.
-No cóż, za przyjemności kilku chwil płaci się całymi latami – zażartował Adam.
-Właśnie, a bilet do USA i z powrotem do Polski kosztuje cztery tysiące złotych.
-Powiedzmy, że sfinansował bym panu ten przelot na początku lipca.
-W całości? – zapytał z lekkim niedowierzaniem Boruta.
-Cztery tysiące nie stanowią dla mnie problemu.
-Pan pewnie nie płaci alimentów? A ja oszczędzałem na antykoncepcji i teraz niestety muszę płacić.
-Ja na szczęście nie – odparł z dumą Adam. – Rozumiem, że w takim przypadku obrona będzie możliwa na początku lipca?
-Jasne. Tym bardziej, że gdybym przyleciał do kraju za miesiąc, to mógłbym przy okazji podlać kwiatki – oznajmił Boruta.
-To ja w poniedziałek przyjdę i przyniosę panu pieniądze. Tylko proszę powiedzieć o której?
-Powiedzmy, że o dziewiątej. To będzie przed sama obroną.
-Będę z pieniążkami o dziewiątej. I dziękuję za kawę. Nawet nie była taka najgorsza.
-Jutro kupię nową i upiekę ciasteczka – pochwalił się Boruta.
-To jesteśmy umówieni – i powstał z miejsca.
-W końcu trzeba pomóc dziewczynie, jak tylko jest taka możliwość.
-Cieszę się, żeśmy się dogadali – rzekł z uśmieszkiem Adam.
-Będzie pan miał dużego plusa u pani Joanny.
-Obiecała mi, że jeśli się dogadam z panem profesorem, to dostanę od niej pięć całusków w policzek – rzekł Adam.
-Zazdroszczę panu, bo tak się złożyło, że parę razy miałem okazję widzieć pańskiego bratanka i jego narzeczoną, jak się publicznie całowali.
-Oj, żeby ci studenci chcieli się tak uczyć do egzaminu, jak się całują.
-To prawda, ale pański bratanek i moja seminarzystka całują się tak namiętnie, jak mało kto.
-Mój bratanek i jego narzeczona mają prawidłowy zgryz i to im z pewnością pomaga.
-Pewnie też myją przed całowaniem ząbki – stwierdził Boruta.
-Obserwując mojego bratanka i jego kolegów z roku zauważyłem taką prawidłowość, że student zamiast pouczyć się godzinę, to woli przez kilka godzin kombinować, jak tu zdać egzamin bez uczenia się.
-To prawda.
-Do widzenia panu – powiedział Adam i zadowolony kierował się do szpitala, aby pochwalić się przed Asią, że z jego pomocą będzie mogła bronić się na początku lipca.