Do 2022 roku unikaliśmy barażów. Teraz przyszło nam tą drogą przebijać się do wielkiej imprezy drugi raz z rzędu. I znów się udało! Oto reprezentacja Polski znalazła swoją specjalność.

Michał Probierz nie kombinował, „zwycięskiego składu nie zmieniał”. Z kadry wypadł Matty Cash, kolejny raz w tych eliminacjach kontuzjowany po zaledwie kilku minutach gry. Wątpliwość stanowiło zdrowie poobijanego Przemysława Frankowskiego, ale on walkę z czasem wygrał i wystąpił w Cardiff od początku do końca. A trzeba było grać tyle, ile Stonesi – ponad dwie godziny. Istniały uzasadnione obawy o to, czy polscy piłkarze mają tyle sił, co Jagger, Richards i Wood.

Mecz, jak przystało na rywalizację dwóch drużyn o zbliżonym poziomie, był wyrównany. Pierwsza połowa z lekkim wskazaniem na gospodarzy, którzy strzelili nawet gola, ale na szczęście chwilowy szczęśliwiec Ben Davies znalazł się na spalonym. Po przerwie zaś lepsze wrażenie sprawiali goście, nie przekładając tego jednak zagrożeniem pod walijską bramką. Ba, to Wojciech Szczęsny błysnął najjaśniej, kapitalnie broniąc strzał głową Kiefera Moore’a.

Walijczycy grali szybciej, ale Polacy dokładniej. Tym pierwszym brakowało czegoś ekstra, co do niedawna dawał im Gareth Bale. Dzisiaj to po prostu waleczna, przeciętna drużyna, i nic więcej. Drudzy byli solidnie zorganizowani w obronie, ale kompletnie bezzębni w ataku. Zauważalny postęp w organizacji gry polskiej defensywy uniemożliwił gospodarzom stwarzanie okazji inaczej, niż po stałych fragmentach. Może Bednarek raz się obciął albo nie dogadał ze Szczęsnym. Może Piotrowski ze dwa razy podał „do czerwonego” w niebezpiecznej strefie. Ogólnie jednak w poczynaniach Biało-Czerwonych nie było paniki. Wiedzieli, po co wyszli na boisko; ale do czegoś więcej, niż twardy dwugodzinny bój zwieńczony konkursem karnych, brakowało wczoraj jakości.

Brak sytuacji bramkowych Polacy rekompensowali kontrolą nad meczem – im bliżej końca, tym większą. Zalewski próbował dryblować, ale już tak łatwo jak z Estończykami nie było. Zielińskiego było niewiele, bo piłka często przelatywała nad jego głową. Lewandowski już od dawna nie liczy meczów, w których musi toczyć ciężkie fizyczne boje z obrońcami. Frankowski tyrał w obronie i starał się wysoko pressować. Miał dużo roboty, ale typowej dla skrzydłowego akurat najmniej. Taki to był mecz…

Egzamin z „odpowiedzialności karnej” nasi zdali na piątkę. Każda kolejna próba w konkursie jedenastek była wykonana pewnie i zakończona w sieci. Walijczycy byli odrobinę gorsi. Różnicę zrobił Szczęsny, broniąc kiepski (ale to nie problem bramkarza!) strzał Daniela Jamesa, i wprowadził Polskę do mistrzostw Europy!

W których już od kilku miesięcy czekają na nią grupowi rywale: Holandia, Austria i Francja. O nich jeszcze podyskutujemy na naszych łamach. Tradycyjnie pojawi się również serwis poświęcony turniejowi. Kolejnemu z reprezentacją Polski. I Dariuszem Szpakowskim.