Tymczasem bracia Kochańscy oglądali w telewizji mecz piłkarski z udziałem reprezentacji Polski, przy którym popijali piwko.
Nagle Polacy strzelili bramkę i Kochańscy głośno krzyknęli. – Gol. – Zaraz też zadzwonił dzwonek u drzwi i Jan wyruszył, aby je otworzyć.
-Wchodź Michałku, prowadzimy jeden zero – i ruszył z powrotem do salonu, by oglądać mecz. Michał tymczasem zdjął buty i podszedł do telewizora, który nieoczekiwanie wyłączył.
-Co ty robisz? – zapytał Jan.
-Znowu się wstawiłeś? – rzekł Stanisław.
-Włączaj szybko telewizor – ponaglał Adam.
-Nie będzie żadnego meczu, wy zasrańcy.
-Cooo – rzekli jednocześnie bracia Kochańscy.
-Jajco – dodał Michał, nie wiedząc co dalej mówić.
-Masz nas natychmiast przeprosić – rozkazał Jan.
-Ja mam was przeprosić, śmierdziele.
-Teraz to przesadziłeś – zdenerwował się Adam.
-To nie ja przesadziłem, tylko wy przesadziliście. Nigdy bym nie przypuszczał, że jesteście takim skubańcami.
-Pamiętaj, że mówisz do stryjów – upomniał go Stanisław.
-Nie do stryjów, tylko raczej do niemytych ryjów.
-Ja mu zaraz przyłożę – zdenerwował się Jan.
-Jak mogliście to zrobić? – krzyknął Michał.
-Ciszej, bo nie jesteś w lesie – upomniał go Jan. Michał jednak nie posłuchał, tylko dalej mówił podniesionym głosem.
-Jak mogliście coś takiego zrobić. To, że wynajęliście studentkę, żeby mnie poderwała, to mogę zrozumieć. To, że zastraszyliście jakiegoś recydywistę, żeby mi odbił Asię, to też mogę zrozumieć, chociaż nie rozumie. Ale to, że sfałszowaliście jej badania lekarskie i wmówiliście Asi, że ma chore nerki, to jest po prostu skurwysyństwo przez duże es. – Tu nastała chwila milczenia. – Wszystkiego bym się po was spodziewał, ale nie tego.
-Michałku, zaraz ci to wytłumaczymy – zaczął Adam.
-Nie zamierzam niczego słuchać i nie chcę was u siebie oglądać.
-Źle nas zrozumiałeś – włączył się Stanisław.
-Nie chcę was widzieć, ani u siebie, ani na weselu. A jeśli przyjdziecie, to każę was wyrzucić.
I jeszcze jedno! Po ślubie przyjmuję nazwisko Asi, bo nie chcę mieć z wami nic wspólnego. – I wyszedł z salonu na korytarz, aby założyć sobie buty.
-Michałku – zaczął Jan, który zastąpił mu drogę. – To nie jest tak.
-Puść mnie – rzekł Michał.
-Nie wypuszczę cię.
-Rzygać mi się chce na twój widok – rzekł pogardliwie Michał. Zaraz też odepchnął Jana od drzwi i wyszedł na klatkę schodową, a następnie szybko schodził na dół. Jan zaś wrócił do salonu i usiadł obok milczących braci.
-Co myśmy zrobili? – przemówił w końcu Adam.
-Lepiej powiedzcie, co teraz zrobimy? – zapytał Stanisław.
-Idę się pomodlić, żeby mi Pan Bóg wrócił rozum – rzekł Jan. Następnie zbliżył się do telewizora i nerwowo podniósł go do góry, a następnie rzucił nim w podłogę.
-Coś ty zrobił? – zapytał go Stanisław. – Przecież to był prezent ode mnie i Adasia – rzekł łamiącym się głosem, widząc rozbity telewizor.
-Nigdy bym nie wymyślił tej głupoty, gdybym nie obejrzał tego w tym popieprzonym serialu.
-Nie przeklinaj Jasiu – upomniał go Adam.
-Do jasnej cholery – krzyknął Jan. – Chłopaki, co myśmy najlepszego zrobili?
-Nic już nie mów Jasiu – rzekł przygnębionym głosem Stanisław.
-Idę posprzątać klatkę schodową – oznajmił Jan.
-Teraz, o tej porze? – zdziwił się Adam.
-Właśnie teraz, a wy mi pomożecie. Zrobimy wreszcie coś dobrego – zaproponował Jan i jego bracia razem z nim wyszli po narzędzia do sprzątania.