Rozdział III. Droga prowadząca od „Spasionego niedźwiedzia” do klasztoru Franciszkanów była dosyć długa, ale Michał był w dobrym humorze i nie spieszył się zbytnio mimo przejmującego zimna. Po kilku minutach od wyjścia z karczmy dostrzegł obejmującą się parę młodych mieszczan wileńskich, którzy na widok Franciszka przestali się całować.
-Nie przerywajcie. To nie grzech – rzekł do nich z uśmiechem Michał i gdy po kilku krokach odwrócił się zauważył, że zawstydzona przez chwilę para wróciła do pocałunku. Wydarzenie to od razu przywołało wspomnienia u Michała, który zatrzymał się na chwilę i rzekł sam do siebie. – Ileż był dał Azejo, żeby cię pocałować. – Następnie westchnął głęboko i ruszył przed siebie w stronę klasztoru. Kilkaset metrów dalej dostrzegł zbliżający się do niego patrol rosyjski składający się z trójki uzbrojonych w spisy Kozaków. Ci będąc lekko podpici postanowili podrażnić się z Franciszkaninem i zatrzymali się w miejscu, czekając aż zbliży się do nich. Gdy tylko Michał podszedł do nich na odległość kilku metrów jeden z Kozaków zsiadł z konia, a następnie uklęknął na śniegu i drwiąco przemówił.
-Bratjaszku. Ja chaczu wyspowiadać się. – Prośba ta wywołała śmiech u jego kompanów, którzy czekali na reakcję Michała. Ten jednak nie dał się sprowokować i skierował się na bok, aby ominąć Kozaków. – Pomiłuj bratjaszku, bo ja grzesznik – dodał prowokacyjnie klęczący Kozak.
-Niech cię caryca wyspowiada! – odparł drwiąco Michał i zauważył, że wszyscy Kozacy przestali się śmiać. Po tych słowach klęczący Kozak wstał z kolan i mrucząc pod nosem usiadł na konia. Michał tymczasem ominął ich i z zadowoleniem ruszył w stronę klasztoru. Po niedługim czasie wyprzedził go ten sam patrol kozacki, który skierował się w stronę widocznych już zabudowań klasztornych. Michał zrozumiał, że rosyjscy żołnierze nie dadzą mu spokoju i ponownie będą go zaczepiać. Przeczucie bynajmniej go nie zawiodło, chociaż nie zakładał, że zachowanie Kozaków będzie aż tak wyzywające.
Gdy w końcu znalazł się na ścieżce prowadzącej do furty klasztornej znany mu już Kozak zsiadł z konia i podszedł do stojącego opodal drewnianego krzyża. Chcąc rozwścieczyć do reszty zakonnika rozpiął swoje spodnie i zaczął obsikiwać krzyż. Michał postanowił jednak zbagatelizować prostackie zachowanie Kozaka i podszedł do furty klasztornej. Sikający Kozak uznał, że zakonnik wejdzie do środka i odwróciwszy się nieco, dalej profanował krzyż. Wtedy też Michał niespodziewanie pobiegł do Kozaka, który nerwowo próbował zawiązać sznurek od spodni i chwyciwszy go za ramiona podniósł do góry i przycisnął do drewnianego krzyża. Wyzwolona prostactwem Rosjanina złość tak bardzo ogarnęła Michała, że pochwycił czuprynę Kozaka i bez opamiętania zaczął uderzać jego głową o krzyż. Po chwili z nosa i ust Kozaka poleciała krew, a on sam stracił przytomność.
-Wasyl, Wasyl – krzyknął drugi z Kozaków siedzący na koniu i skierowawszy spisę na dół ruszył w stronę zakonnika. Słysząc to Michał odwrócił się w jego stronę i puścił nieprzytomnego Kozaka, który upadł na śnieg. Po chwili dostrzegł przy głowie spisę kozacką i odchyliwszy się upadł opodal krzyża. W tym samym momencie ostrze broni wbiło się w drewniany krzyż, a trzymający ją Kozak zachwiał się i upadł z konia. Widząc to Michał od razu powstał ze śniegu i naskoczył na leżącego Kozaka. Następnie zaczął go dusić i ściskać tak mocno, że Rosjanin zaczął tracić dech.
-Pomiłuj – rzekł z trudem Kozak, którego Michał pochwycił za ramiona i tak jak wcześniej przycisnął do drewnianego krzyża. Po chwili pochwycił Kozaka za czuprynę i kilkakrotnie uderzył jego głową o krzyż. Po tych uderzeniach z nosa i ust popłynęła krew, która zaczęła zalewać twarz Kozaka. Gdy w końcu stracił przytomność zdyszany zakonnik puścił go, a następnie patrzył jak Rosjanin osunął się na śnieg. Po chwili Michał spojrzał w stronę trzeciego z Kozaków siedzącego na koniu i dostrzegł, że ten wyjął pistolet i wycelował w jego stronę.
Odruchowo ruszył w stronę Kozaka, który w tym samym momencie wystrzelił do zakonnika. Chwilę później Michał poczuł ból w lewym ramieniu, z którego od razu popłynęła krew.
-Jezu! – wykrztusił z bólu i dotykając rany prawą dłonią, upadł na ziemię. Widząc to trzeci z Kozaków pospiesznie zeskoczył z konia i podbiegł do rannego zakonnika. Następnie zaczął go kopać po całym ciele.
-A masz! Masz, ty suczysynu. – Po dłuższej chwili Kozak zorientował się, że zakonnik stracił przytomność i splunąwszy na niego skierował się w stronę swoich kompanów. – Wasyl, Wasyl, szto z taboj? – przemówił do pierwszego z Kozaków i chwyciwszy w dłonie trochę śniegu zaczął go przykładać do czoła kompana. Po chwili Rosjanin otworzył oczy i próbował się uśmiechnąć do swego wybawcy, który zaczął powtarzać. – Oj Wasyl, Wasyl.
-Ty kozacki gnoju, a może mnie zabijesz? – rzekł jeden z żołnierzy litewskich, który z czwórką kolegów pojawił się pod klasztorem Franciszkanów. Następnie zeskoczył z konia i podbiegł do nieprzytomnego zakonnika. Pochwycił jego dłoń i odwróciwszy się do kolegów oznajmił – Na szczęście dycha. Mackiewicz! Pędź po cyrulika, ale szybko – rozkazał drugiemu żołnierzowi, który od razu wyruszył po wojskowego medyka. Po chwili trzech innych żołnierzy zeskoczyło z koni i podeszło do rotmistrza. Ten zaś przyłożył trochę śniegu do czoła Michała i czekał aż ten otworzy oczy. W końcu zakonnik odzyskał przytomność i widząc nad sobą pochylonego żołnierza litewskiego z trudem przemówił.
-Kozacka swołocz mnie napadła.
-Czcigodny bracie, dasz radę się podnieść?
-Chyba dam, tylko mi pomóż waszmość – poprosił Michał i z trudem podniósł się ze śniegu. Po chwili spojrzał na zakrwawiony krzyż, obok którego dwóch Kozaków podtrzymywało swojego kompana, którego Michał pobił jako pierwszego.
-Dostałeś bracie w ramię – oznajmił rotmistrz i uśmiechnął się do zakonnika.
-Kiedyś dostałem w prawe ramię, a dziś w lewe.
-Dobrze, że w ramię, a nie w głowę. – Tu oficer spojrzał na poturbowanych Kozaków i podniesionym głosem zapytał. – Który strzelił do zakonnika?
-Ja – odparł Kozak i czekał na reakcję rotmistrza.
-Ty duraku. Czemuś strzelił do zakonnika?
-On ubił moich kamratów. – Gdy tylko padły te słowa rotmistrz dostrzegł zbliżający się na koniach duży oddział żołnierzy, na czele którego jechał ten najważniejszy. Podjechał on do poturbowanych Kozaków i widząc czwórkę swoich żołnierzy zapytał.
-A co tu do licha się stało?
-Najjaśniejszy hetmanie! Kozacy postrzelili i skopali Franciszkanina. – Słysząc te słowa Michał spojrzał do góry i dostrzegł siedzącego na białym koniu stryja Szymona Kossakowskiego. Ten od razu rozpoznał bratanka, ale postanowił go zignorować i zwrócił się do Kozaka.
-Czemu strzeliłeś do zakonnika?
-On ubił moich kamratów! – odparł Rosjanin.
-Jakże to! Jeden zakonnik pobił trzech Kozaków – zażartował Kossakowski wywołując śmiech u swoich żołnierzy. – O co tu poszło?
-Miłostiwy panie, on obraził naszu carycu. On gawarił, szto nasza caryca to kurwiszka.
-Tego nie powiedziałem! – bronił się Michał.
-Porozmawiam z przeorem i będę się domagał surowej kary – oznajmił Kossakowski, a następnie dodał. – Wracajcie do swoich. Sprawa zamknięta.