Zanim zginie nasza Ojczyzna.
Zginą ci, którzy ją zdradzili!
Autor anonimowy
Noc świętojańska 1793 roku była na Litwie stosunkowo ciepła i tamtejsi mieszkańcy z optymizmem spoglądali w przyszłość, widząc wyraźne oznaki nowej pory roku. Zwiastuny rozpoczynającego się lata można było również dostrzec w stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego, które zazieleniło się na dobre wszechobecną roślinnością. Podobnie było w murach klasztoru Franciszkanów, gdzie grządki ziół i kwiatów zaczynały coraz bardziej wzrastać. W murowanym budynku wileńskiego klasztoru mieszkało kilkunastu zakonników, a wśród nich dwaj Kossakowscy herbu Ślepowron. Spokój i serdeczna atmosfera, jaka panowała wśród zakonników, zostały jednak zakłócone w wyniku nowych nieszczęśliwych wydarzeń politycznych, jakie spadły na bezbronną Rzeczpospolitą.
Rozdział I
Wczesnym rankiem wileńscy Franciszkanie tradycyjnie zgromadzili się w swojej świątyni, aby od dziękczynnych modłów rozpocząć nowy dzień. Promienie słońca przebijały się przez witraże, napełniając kościół różnymi odcieniami kolorów. Przeor zakonu uśmiechnął się do swoich współbraci i spojrzawszy do góry zaintonował znaną powszechnie w Rzeczypospolitej pieśń. Po chwili wszyscy zgromadzeni zakonnicy chórem zaczęli śpiewać. „Ciebie Boga wysławiamy. Tobie Panu wieczne chwała. Ciebie Ojca niebios bramy. Ciebie wielbi ziemia cała”. Po chwili do kościoła wbiegł zdyszany brat Andrzej, który podbiegł w kierunku opata i przemówił cicho do stojącego obok niego Antoniego Kossakowskiego.
-Bracie Antoni, źle się dzieje z bratem Michałem!
-Jest gorzej?
-Straszna gorączka go trapi i już nie wiem co robić.
-Pół godziny temu byłem u niego i nie było z nim źle.
-Ale teraz jest tragedia – dodał przerażony brat Andrzej.
-Muszę iść – zwrócił się do przeora, który słyszał całą rozmowę. Ten w charakterystyczny sposób mrugnął do Kossakowskiego, dając mu do zrozumienia, aby wracał do celi syna. Następnie brat Antonii przeżegnał się i pospiesznie opuścił mury świątyni.
-Czcigodni bracia. Dośpiewamy „Te Deum laudamus”, a później pomodlimy się o zdrowie dla brata Michała.
-Oby tylko wyzdrowiał, bo w przeszłym miesiącu pochowaliśmy brata Józefa i brata Jerzego.
-Bracie Franciszku – napomniał go przeor – przestań krakać, a zacznij się gorliwie modlić.
-Gdyby wszyscy modlili się tak gorliwie jak ja, to bracia Józef i Jerzy nadal by żyli, a brat Michał by nie zachorował. – Na te słowa przeor nic już nie powiedział, tylko westchnął i zaintonował kolejną zwrotkę pieśni.
Tymczasem Antoni Kossakowski dobiegł do celi, w której mieszkał Michał i szybko otworzył drzwi. Dostrzegł leżącego na łóżku syna, a obok niego na niewielkim stoliku stała paląca się gromnica.
-Po co ta gromnica? – zapytał zdenerwowany Antoni i wymownie spojrzał na brata Andrzeja, który stał za jego plecami.
-Z bratem Michałem jest już tak źle, że uznałem, że czas, aby zapalić mu gromnicę. – Po tych słowach Antoni podszedł do łóżka syna i zdmuchnął płomień na gromnicy. Następnie dotknął czoła Michała i zorientował się, że ma bardzo wysoką gorączkę.
-Przykładałeś, bracie Andrzeju, mokry okład na głowę?
-Pewnie, że przykładałam, tylko że jak przyłożyłem okład to brat Michał od razu zaczął majaczyć. – Tu Antoni spojrzał na syna i od razu łzy pojawiły się w jego oczach. – Mój Boże, Michaszek jest cały mokry od potu, a głowa rozpalona jakby ją ktoś w środku podpalił.
-Czoło takie gorące, że gdyby położyć na nim surowe jajko, to od razu by się ugotowało.
-Bracie Andrzeju! Wyjdź i zostaw nas samych.
-Dobrze bracie Antoni. Będę się modlił za drzwiami – i po tych słowach wyszedł z celi. Gdy tylko drzwi zostały zamknięte Antoni uklęknął przed obrazem Matko Boskiej Ostrobramskiej i łamiący się głosem rozpoczął swoją modlitwę.
-Matko Przenajświętsza Ostrobramska! Zlituj się i nie zabieraj mi Michałka. Błagam nade wszystko – i po tych słowach wymownie spojrzał na wiszący przed nim obraz. – Matko Przenajświętsza ześlij śmierć na mnie, a daj zdrowie Michałowi. Zlituj się Matko Ostrobramska – i po tych słowach rozpłakał się na dobre. Po chwili zaczął płakać tak głośno, że stojący za drzwiami brat Andrzej uchyli je i niepewnie zapytał.
-Brat Michał oddał ducha? – Pytanie to od razu sprowadziło Antoniego na ziemię, który żałosnym głosem zwrócił się do niego.
-Bracie, miej litość i zamknij drzwi. – Jego prośba od razu została spełniona przez brata Andrzeja, który uklęknął za drzwiami i zaczął cicho płakać.
-Matko Przenajświętsza! – usłyszał głos Michała i od razu podniósł się z kolan. Następnie Antoni uklęknął przy łóżku syna i dotknął jego czoła. Ku jego zaskoczeniu czoło było tylko lekko ciepłe. – Ojcze, to ty? – usłyszał pytanie Michała, który otwarł oczy i spoglądał na zaskoczonego zupełnie ojca.
-To ja, Michaszku – i przycisnął jego prawą dłoń do ust. Trwał tak przez dłuższy czas, gdy nagle poczuł na głowie drugą dłoń swego syna.
-Nie uwierzysz ojcze, jakie miałem widzenie.
-Mów Michaszku, co widziałeś?
-Ale najpierw bym się napił wody, bo strasznie mi zaschło w gardle.
-Już. Już, Michaszku. Zaraz będzie woda. – Następnie powstał z kolan i pospiesznie otworzył drzwi. Wtedy też dostrzegł klęczącego zakonnika.
-Bracie Andrzeju, biegnij i przynieś wody.
-Wody święconej?
-Nie. Wody do picia, bo Michaszkowi przeszła gorączka i chce mu się pić.
-Już biegnę. Boże wszechmogący, chwała ci! – ucieszył się brat Andrzej i pospiesznie pobiegł do pobliskiego refektarza.
-Zaraz będzie woda, Michaszku – i po tych słowach raz jeszcze dotknął jego czoła. – Masz chłodne czoło – i zaskoczony tak szybkim ustąpieniem gorączki u syna spojrzał wymownie na obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej.
-Widziałem Matkę Boską, która przechodziła obok mnie, a tuż za nią szła matula i Azeja. Obie uśmiechały się do mnie, ale nic nie mówiły. Matula była taka sama, jak ją zapamiętałem. Nagle pojawił się niezwykły blask i ze strachu od razu uklęknąłem. Wtedy Matka Boska położyła swoją dłoń na mojej głowie i wtedy się obudziłem.
-Przyniosłem dwie szklanice i zaraz pobiegnę po drugie – oznajmił uradowany brat Andrzej, uśmiechając się do Michała. Ten zaś powoli wstał z łóżka, następnie uśmiechnął się do wzruszonego ojca i przytulił go z całych sił.