o się robi z przyjaciółką z lat dziecięcych, której nie widziało się od matury? Wspomina, wspomina, wspomina, opowiada, opowiada, plotkuje… sceny z dzieciństwa, realia tamtego świata, ówczesne marzenia, nadzieje weryfikowane z perspektywy lat… Spełnienie?
Powoli wątki zaczęły się wyczerpywać, otworzyłyśmy się na świat, ten za oknem i dalszy.
„Wpadłyśmy” do Katowic, gdzie w Muzeum Śląskim 16. czerwca 2023 została otwarta tymczasowa wystawa „Chopinowi Duda Gracz” – „Człowiekowi Człowiek”, „Geniuszowi Geniusz” (trwa do 3. marca 2024).
Zauroczenie od pierwszego spojrzenia – zarówno człowiekiem, jak i jego dziełem. Cykl powstał w latach 1999 – 2003. Artysta po przebytych dwóch zawałach serca zdawał sobie sprawę, że trzeci go zabierze. I zabrał w następnym roku po ukończeniu cyklu. Zilustrował wszystkie znane oraz część zaginionych utworów, powstało 311 obrazów do 297 dzieł Chopina. Skrupulatny gryzipiórek wyliczyłby, że na przestrzeni 4 lat średnio co 4 dni powstawał nowy obraz. Wystawa pokazała 120 z nich, przy subtelnym akompaniamencie muzyki Chopina wykonywanej przez Janusza Olejniczaka na instrumencie z epoki. Jak określić takiego człowieka? Słowa takie jak: genialny, mądry, oddany sprawie – wszystkie wydają się trywialne.
A dzieło? Jestem człowiekiem chorym na Polskę, określił się. Spieszę się, bo moja Polska topnieje szybciej niż śnieg. I dodał: kiedy myślę o polskim pejzażu, to budzi się tęsknota i żal, a właściwie złość, że tak niewiele go już zostało… Każdy z obrazów jest numerowany, datowany i sygnowany, również miejscem w którym powstał. A powstały one w 92 miejscach, w których teraźniejszość, polityka, rzeczywistość nie istniały, które pachniały polami, łąkami i historią.
Malował Polskę zaściankową, stanowiącą dla niego kwintesencję polskości, z jej prostotą i heroizmem, tęsknotą i żałobą, epokę, która dobiega końca. A muzyka Chopina utrwalała w nim te refleksje. Nie tylko ta wydobywająca się spod palców pianisty. Namalował również impresje na temat tych utworów, których nie mamy szansy poznać, o których czytał w listach, i innych tekstach z epoki, a których zapis nutowy zaginął. To całuny, malowane płachty materii zawieszone ponad głowami. Oglądając obrazy ciągle łapałam się na tym, że poszukiwałam tekstów, konkretnych, mickiewiczowskich – były, zaklęte w obrazach.
Nie spodziewałam się, że spotkam, choć wirtualnie, człowieka, z którym połączy mnie wrażenie wspólnoty myśli i odczuć. Nadwrażliwego, emocjonalnego, który potrafi swoje doznania tak precyzyjnie wyrazić w słowach, a przede wszystkim na płótnie. Choć prawdę mówiąc płótna nie używał, zamiast tego płytę pilśniową bądź karton tłumacząc, że płótna nie jest godzien.
Wystawa dała mi sposobność swoistego dialogu z artystą, poza wymiarem czasu.
Jak się wzbudza zachwyt, podziw, szacunek do drugiego człowieka, a może więcej – uwielbienie?