Tymczasem Szumski postanowił raz jeszcze spojrzeć na dom Samosikowej. W tym samym momencie zadzwonił telefon jego żony, która usłyszała znane jej dobrze słowa. – Już wszystko skończyłem i zaraz wracam. To na razie – i odłożył komórkę. W tej samej chwili Szumski zorientował się, że w domu Samosikowej zostawił paczkę papierosów. – Niech to diabli. Zostawiłem papierosy. – Tu komisarz zastanowił się przez chwilę i rzekł sam do siebie. – Kupię sobie nowe. – Gdy jednak przekręcił kluczyk, samochód nie chciał odpalić. Szumski odczekał więc chwilę i znowu przekręcił kluczyk, ale bez efektu. Trwało to wszystko kilka minut, gdy niespodziewanie zaczął padać deszcz, który z minuty na minutę zmieniał się w ulewę. Komisarz uznał więc, że samochód mu nie odpali i sięgnął po komórkę, aby zadzwonić do swojej komendy.

– Część. Szumski z tej strony. Samochód mi się rozkraczył, a do tego jak na złość zaczęło padać. – Tu usłyszał zapytanie swojego kolegi z pracy. – Jestem w Brzozowej, to niecałe 20 kilometrów od komendy. – Następnie usłyszał zapewnienie, że za godzinę pojawi się samochód, który będzie go holował. – No dobrze, będę czekał, tylko się pospieszcie. – Włączył więc radio, ale i ono nie chciało działać. – Co tu się do licha dzieje – rzekł sam do siebie nieco zdenerwowany. Następnie wyszedł z samochodu i pobiegł pod drzwi domu Samosików, które dość sprawnie otworzył. Jednocześnie w niewielkiej odległości od domu uderzył piorun, który mocno wystraszył Szumskiego. Gdy w końcu znalazł się w środku domu z trudem znalazł papierosy, które leżały na stole. Następnie odpalił zapalniczkę i wówczas dostrzegł na ścianie portret Samosikowej i jej dziecka.

Przez chwilę nieco się wystraszył, ale szybko odpalił papierosa i zaczął go nerwowo palić. – Jak w horrorze – rzekł sam do siebie. W tym samym momencie potknął się jednak i przewrócił się do tyłu. Na swoje nieszczęście uderzył głową w stół i zemdlał. Leżał tak przez chwilę, gdy w końcu otworzył oczy i zobaczył Samosikową z dzieckiem, którzy zachowywali się tak, jak gdyby go nie widzieli.

-Mamo, czemu ty płaczesz? – zapytało dziecko i przytuliło się do matki. Ta zaś otarła łzy i cicho odpowiedziała.

-Krzysiu, ja już nie mam siły.

-Mamo! Przecież to jest muchomor! Mamo, ty gotujesz muchomora? – pytało nerwowo dziecko.

-Nic mi nie będzie.

-Mamo, ty chcesz się otruć? – zapytało dziecko i zaczęło szlochać.

-Krzysiu, jutro rano jak się obudzisz, pójdziesz do księdza i powiesz co się stało. Może chociaż tobie ludzie pomogą.

-Mamo, nie zostawiaj mnie, mamo – i dziecko zaczęło się trząść z płaczu.

-Krzysiu. W domu dziecka nie jest źle. Tam nie będziesz przynajmniej głodny – oznajmiła matka z trudem powstrzymując łzy.

-To ja się tam zabiję, mamo.

-Krzysiu, nie mów tak.

-Jak ty się otrujesz, to ja się zabiję nożem – zagroziło dziecko.

-Krzysiu, ty jesteś jeszcze młody.

-Mamo, ja nie chcę żyć bez ciebie. Nie chcę bez ciebie – mówił błagalnym głosem Krzyś. Po tych słowach matka warz z dzieckiem rozpłakali się na dobre. Po dłuższej chwili Samosikowa otarła swoje łzy i zwróciła się do synka.

-Krzysiu idź do pokoju i załóż albę.

-Dobrze mamo, a ty co nałożysz?

-Zobaczysz. – Tu matka uśmiechnęła się do dziecka i otworzyła rozpadającą się szafę, w której znajdowały się jej nieliczne ubrania.

Kilka minut później Samosikowa zobaczyła ubranego w komunijna albę synka i od razu łzy spłynęły jej po policzkach.

-Mamo, a ty w co się ubierzesz? – zapytał Krzyś.

-Poczekaj tu chwilę, to zobaczysz – i wtedy pospiesznie udała się do pokoju. Po kilku minutach Krzyś miał okazję zobaczyć swoją matkę w sukni ślubnej.

-Mamo, jak ty ładnie wyglądasz. Szkoda, że nie mogę się z tobą ożenić. – Słowa te ponownie wywołały płacz u matki, która szybko otarła łzy.

-Usiądź Krzysiu przy stole – i po chwili dziecko spełniło polecenie matki. Ta zaś nałożyła dwie łyżki grzybków na talerz dziecka, a resztę nałożyła sobie.

-Mamo, myślisz, że tam w niebie będziemy mieli wszystko?

-Tak, Krzysiu. Tam będzie inaczej – i po tych słowach spróbowała podsmażonych grzybów. – Nie jest to takie złe, tylko trochę piecze – i uśmiechnęła się do dziecka. Krzyś zaczął więc naśladować matkę i powoli zjadał swoją porcję.

-Mamo, ale ja nie chcę, żebyś ty pierwsza umarła – zapytało nieco wystraszone dziecko.

-Umrzemy razem, Krzysiu – odparła matka, a po tych słowach kolejne łzy ciekły jej po policzkach.

Wkrótce też talerzyki były puste. Matka z dzieckiem usiedli więc na łóżku i przytulili się do siebie. Trwali tak przez chwilę, aż w końcu matka z łamiącym się głodem przemówiła.

-Połóż się Krzysiu – i gdy dziecko spełniło wolę matki, ta przykryła go kołdrą i po chwili położyła się obok niego.

-Zobacz mamo, świeczka niedługo zgaśnie.

-To nic, jestem przy tobie – uspokoiła go i po raz ostatni przytuliła się do swojego dziecka. Świeczka jednak tak szybko nie zgasła, tylko powoli się tliła. W pewnym momencie Krzyś zaczął się wiercić i z trudem przemówił do matki.

-Mamo, brzuch mnie boli, baaardzoo booli.

-Mnie też Krzysiu boli, już niedługo. – Po tych słowach dziecko zaczęło się trząść, a matka coraz mocniej tuliła go do siebie. Po kilku minutach wszystko się uspokoiło i wtedy Samosikowa zorientowała się, że Krzyś już nie żyje. Spojrzała na niego po raz ostatni i ucałowała go w czoło, po czym znowu przytuliła się do niego. Kolejne minuty nasiliły agonię w organizmie matki, która tak jak wcześniej dziecko, zaczęła się wiercić i wyć z bólu. W pewnym momencie zaczęła z trudem wołać. – Ratunku, ludzie, ratuuunku – i po tych słowach straciła przytomność. W tym samym czasie rozległ się śpiew młodych ludzi, którzy wracali z dyskoteki i przechodzili obok domu Samosikowej:

„Miała matka syna, syna jedynego.
Chciała go wychować, na pana wielkiego”.