na zdj. tytułowym: Tartak w Białej, ok. 1942-1944. Stoją od lewej: granatowy policjant z Radzynia (NN), Marta Czajkowska. Siedzą: druga z lewej Ewa Pławska (z d. Czajkowska). Poza udokumentowaną przez fotografa zażyłością pomiędzy mieszkańcami tartaku a funkcjonariuszem policji GG, uwagę zwracają także charakterystyczne naramienniki w kształcie trefli, wprowadzone prawdopodobnie w 1942 r. Ze zbiorów autora.

Bez względu na okoliczności ostrzeżenia, po ucieczce w rejon Biłgoraja Zbigniew z miejsca wszedł „w kontakt na tym terenie z naszymi organizacjami”. Konspiracja – jak sama nazwa wskazuje – wymaga zachowania minimum tajemnicy i tajności, więc trafiając na nieznany teren, w nieznane środowisko raczej trudno jest nawiązać całkiem nowe kontakty z właściwymi osobami. Tym bardziej, że – jak wynika z życiorysu – Zbigniew nie szukał kontaktu z przypadkowymi organizacjami, ale z całkiem konkretnymi, gdyż „naszymi”. Podobnie przedstawia się wątek jego przeprowadzki do Warszawy i opis okoliczności przystąpienia do tamtejszych struktur zbrojnego podziemia. Autor relacji nawet nie pyta, do jakiej organizacji wstępuje, ani jakie są jej zapatrywania? Rzekomo interesuje go jedynie walka z Niemcami, bez względu na kwestie polityczne lub światopoglądowe. Trudno posądzać młodego oficera WP o aż tak dalece posuniętą naiwność. Tego rodzaju deklaracje raczej należy traktować  w kategoriach próby dość nieudolnego zniekształcania rzeczywistości, w mowie potocznej zwanej mataczeniem. To samo dotyczy opowieści o wrześniowo-październikowym marszu SGO „Polesie”, w czasie którego nie napotkano żadnych jednostek Armii Czerwonej[12], albo historii o rzekomym uratowaniu sowieckiej „grupy Iwana”, działającej w okolicy Kocka w lecie 1943 r. To zresztą bodaj jedyny przypadek, kiedy ppor. „Grot” czymś się pochwalił przed oficerem RKU. Tymczasem wiele wskazuje na to, że bracia Braunowie od początku działali w strukturach podziemnej ZWZ-AK. Młodszy, Jerzy, prawdopodobnie do 1943 r. (a więc do czasu przeprowadzki do Warszawy) był członkiem Radzyńskiego Obwodu ZWZ–AK, pełniąc funkcję dowódcy obwodu Va na Międzyrzec-Miasto[13]. Trudno przypuszczać, żeby w tej sytuacji także drugi z braci nie starał się zaangażować w pracę konspiracyjną. Szczególnie, że był starszy wiekiem oraz wyższy stopniem wojskowym.

Jerzy Braun (w lewym dolnym rogu) na zdjęciu rodzinnym. Biała lub Radzyń, koniec lat 30. XX w. Ze zbiorów autora.

Radzyński Obwód wchodził w skład Okręgu Lubelskiego ZWZ-AK[14], podobnie jak Obwód Biłgorajski. Dlatego po opuszczeniu Radzynia „Grot” mógł spokojnie szukać „:naszych organizacji” w podzamojskich lasach, zaś tamtejsze struktury mogły spokojnie przyjąć nowego oficera bez obawy, iż mają przed sobą potencjalnego niemieckiego agenta. Analogiczny przebieg musiała mieć przeprowadzka do Warszawy. Bracia Braunowie z pewnością przybyli tam z odpowiednimi rekomendacjami, wiedząc kiedy i do kogo należy się zgłosić. Najlepszym dowodem na ich przynależność do warszawskich struktur AK jest fakt posługiwania się przez Zbigniewa legitymacją organizacyjną (prawdopodobnie o nr 1/3112[15]). Tego typu dokumenty wystawiano od pierwszych dni Powstania Warszawskiego wyłącznie żołnierzom-członkom AK, z pominięciem żołnierzy-członków innych podziemnych organizacji (jak: AL, PAL, KB, NSZ-ZJ itp.), którzy także walczyli na barykadach stolicy.

Jednak w tym Braunowym „poprawnym” życiorysie widać pewien ukryty cel. Sam z własnej woli napomyka o Krzyżach Walecznych oraz o posiadaniu legitymacji AK, najwyraźniej mając świadomość, iż tego typu informacje można stosunkowo łatwo zweryfikować. Za to ich świadome zatajenie może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje w przyszłości[16]. Nawet jeśli osobą przesłuchującą jest oficer LWP, a nie UB. Podobnie przedstawia się kwestia identyfikacji „Adama”, „Szweda”, czy innych AK-owskich dowódców. W listopadzie 1947 r. „Grot” mógł mieć świadomość, iż jego zeznania w bialskim RKU nie będą mogły zagrozić ani „Adamowi”, ani „Szwedowi”[17], zaś pseudonimy dowódców niższego stopnia „Nadziei” oraz „Magolana” prawdopodobnie zostały sfałszowane. Trudno byłoby też odnaleźć rzekomego Iwana i jego oddział sowieckiej partyzantki, ale tę informację raczej należy potraktować w kategorii próby swoistego zjednania nowej władzy. „Grot” spędził dostatecznie dużo czasu na Zachodzie, aby pojąć skutki pojałtańskiego podziału Europy i by zrozumieć, że żelazna kurtyna[18] już zapadła, odcinając mu powrót do starej, przedwojennej Polski.

Z treści życiorysu wynika, że bracia Braunowie wcale nie śpieszyli się z powrotem do ojczyzny. Być może początkowo w ogóle nie brali pod uwagę takiej opcji, nie widząc dla siebie życiowych perspektyw w sowietyzowanej Polsce? Młody wiek oraz bardzo dobra znajomość języka niemieckiego dawały im szansę pozostania na terenach okupowanych przez zachodnich aliantów, wzorem ok. 25 tys. Polaków[19], którzy woleli zamieszkać w kraju swojego niedawnego wroga. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Wiele wskazuje na to, iż znękanemu przeżyciami wojennymi 32-latkowi w listopadzie 1947 r. zależało przede wszystkim na znalezieniu spokoju. Końcowe zdanie życiorysu: „Wróciłem wyleczony i zdrowy chcąc pracować dla dobra Polskiego Kraju” brzmi tu szczególnie wymownie. Warto więc poświęcić mu chwilę uwagi, szczególnie, że – przypomnijmy – mamy tu do czynienia z rękopisem, który w tych konkretnych okolicznościach, mógł mieć pewne cechy swoistego cyrografu.

Warto zauważyć, że według powyższej deklaracji ppor. „Grot” wcale nie chce pracować dla dobra: „Polski”, „Polski Ludowej”, „państwa polskiego”, czy nawet „Rzeczypospolitej Polskiej”, lecz dla bliżej nieokreślonego „Polskiego Kraju”. Wybrane przez autora życiorysu pojęcie, nawet pod względem nietypowo użytej składni, trąci wyraźnym rusycyzmem, który wprost zdaje się nawiązywać do powszechnie znanego w Kongresówce rosyjskiego terminu Привислинский край (Priwislinskij kraj = Nadwiślański Kraj). Taką nieoficjalną nazwą rosyjscy zaborcy zwykli określać Królestwo Polskie po 1864 r. i absolwent każdego przedwojennego gimnazjum raczej powinien był ją znać, o ile wcześniej nie wyniósł tej wiedzy z domu. Ów sarkazm zawarty w końcowej części rękopisu i puentujący część merytoryczną, dobitnie świadczy o tym, że „Grot”, decydując się na powrót do Polski, miał pełną świadomość faktu, do jakiego kraju wraca i co może tam go spotkać. To przynajmniej częściowo wyjaśnia jego ówczesny tok myślenia, a także tłumaczy autocenzurę jego curriculum vitae. Natomiast główne powody podjętych życiowych decyzji oraz pisemnych deklaracji można odnaleźć pomiędzy wierszami rękopisu. Dziś, dzięki medialnemu upowszechnieniu takich pojęć jak „trauma wojenna”, czy „zespół stresu pourazowego”, z pewnością będziemy inaczej postrzegać osobę 32-letniego podporucznika, który – mimo wszystko – chciał wrócić do „Polskiego Kraju”.

Dokumenty z bialskiego RKU stanowią jedyne świadectwo przebiegu wojennych losów „Grota”. Sam uczestnik opisanych przez siebie wydarzeń nie lubił później wracać do tematu wojny, ani opowiadać o swej walecznej przeszłości. Stąd nawet najbliższa rodzina miała niewielkie szanse, aby poznać dzieje ojca czy dziadka. Z drugiej strony, rękopis młodego podchorążego 82 pp rzuca nieco inne światło na przebieg niektórych wydarzeń II wojny światowej, gdyż wersja „Grota” w kilku punktach zdaje się odbiegać od przedstawionej w oficjalnej historiografii. Tym samym relacja ppor. Brauna powinna zainteresować zarówno wszelkiej miary regionalistów, jak i historyków pasjonujących się drobiazgową analizą przebiegu konkretnych epizodów wojny, jak np. bombardowanie Wielunia czy bitwa pod Kockiem, łącznie z nieobecną w historiografii „nocną bitwą pod Kamieniem Koszyrskim”. Z tego punktu widzenia opowieść młodego oficera, który z zasady nie lubi chwalić się własnymi czynami (popełnionymi i niepopełnionymi) oraz nie wyolbrzymia swej roli w bitwach (stoczonych i niestoczonych), zdaje się zyskiwać na wiarygodności. Jednocześnie wojna widziana z jego perspektywy z pewnością ma inny wymiar niż ta, której historię opisano na podstawie relacji dowódców znacznie wyższego szczebla.

Przed wojną

Zbigniew Henryk Braun przyszedł na świat 19 stycznia 1915 r. w Radzyniu (późn. Podlaskim), jako najstarszy syn Wiktora – potomka niemieckich kolonistów, oraz rodowitej radzynianki, Stanisławy z Mazurków – najmłodszej córki Ludwika Mazurka (1860-1911). Niedługo przed śmiercią Ludwik został wybrany do grona radzyńskiej komisji podatkowej, powołanej przez carskie władze ówczesnej guberni siedleckiej[20]. W poprzednich latach Ludwik zdołał wydać za mąż starsze córki: Kamelię (ur. 1882/83) oraz Karolinę (ur. 1886). Na miejscu pozostawał jeszcze 13-letni Wacław (ur. 1898), a także (prawdopodobnie) 21-letnia wówczas Stanisława (ur. 1890). Wszyscy mieszkali w kilku domach przy ul. Warszawskiej, wzniesionych ok. 1880 r.

Z kolei ojciec Zbigniewa urodził się w 1887 r.[21], w dość odległej od Radzynia wsi Kąty (niem. Kannstatt), położonej obok Góry Kalwarii. Niemiecka nazwa tej kolonii pojawia się tu nieprzypadkowo, gdyż Kąty zostały założone na początku XIX w. dla niemieckich osadników, celowo sprowadzanych przez władze ówczesnego zaboru pruskiego. Zgodnie z wersją oficjalną, dzięki kasacie większości zakonów rzymskokatolickich państwo pruskie przejęło duże obszary nieużytków rolnych, które należało zagospodarować[22]. Dla mieszkańców przeludnionych niemieckich wsi wizja otrzymania nowych gospodarstw na dalekim Mazowszu lub Podlasiu wydawała się dość atrakcyjna i wiele rodzin postanowiło skorzystać z takiej oferty. Dopiero na miejscu okazywało się, że ziemie poklasztorne od wielu lat leżały odłogiem, gdyż nie przedstawiały większej wartości rolnej. Jednakże dzięki tej akcji  władze pruskie chciały zwiększyć odsetek ludności niemieckiej na terenach rdzennie słowiańskich, przejętych w wyniku III rozbioru Polski, a także ograniczyć wpływy miejscowego Kościoła katolickiego. Stąd na obszar nowopowstałych Prus Południowych starano się sprowadzać przede wszystkim rodziny protestanckie, głównie wyznania ewangelicko-augsburskiego. Niemiecka nazwa wsi Kannstatt zdaje się nawiązywać do jednej z dzielnic Stuttgartu (d. Kannstadt, Cannstatt, ob. Bad-Cannstatt), co pozwala przypuszczać, iż pierwotni mieszkańcy Kątów pochodzili z  Badenii-Wirtembergii. Dziś trudno wyobrazić sobie, jak wyglądało życie we wsi Kannstatt w drugiej połowie XIX w., kiedy na obcej ziemi rodziły się kolejne pokolenia kolonistów. Z pewnością gospodarowanie na piaszczystych glebach Urzecza nie było łatwe i wymagało ciężkiej pracy. Regionaliści działający na tym terenie pod patronatem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Czersku wciąż nie mogą ustalić, czy protestanccy mieszkańcy Kątów mieli do dyspozycji choćby jakąś prowizorycznie wzniesioną kaplicę. Jedynym namacalnym świadectwem, jakie pozostało po dawnych Niemcach, czy też Olendrach z kolonii Kąty, jest na wpół dzisiaj zrujnowany cmentarz ewangelicki w Górze Kalwarii. Wiadomo natomiast, że pierwotne założenia pruskiej akcji osadniczej spaliły na panewce i koloniści, zamiast germanizować całą okolicę, sami stosunkowo szybko ulegali polonizacji. Ponadto, wchodząc w związki małżeńskie z osobami narodowości polskiej, często dokonywali konwersji na rzymski katolicyzm. Zaistniała sytuacja miała niewątpliwy związek ze zmianami, do jakich zaszło wskutek Kongresu Wiedeńskiego. W wyniku jednego z postanowień teren dawnych Prus Południowych został włączony w granice utworzonego w 1815 r. Królestwa Polskiego.

Rodzinna legenda Braunów mówi, że jeszcze za młodu Wiktor miał uciec z domu i dotrzeć do Radzynia, gdzie został kierowcą Bronisława Szlubowskiego, właściciela dóbr ziemskich Radzyń. Dziś zweryfikowanie tej opowieści jest praktycznie niemożliwe. A szkoda, gdyż wyjaśnienie jej pierwszej części pozwoliłoby opisać i zrozumieć wewnątrzrodzinne relacje panujące wśród niemieckich kolonistów zamieszkujących obszar Urzecza, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii narodowościowych oraz religijnych. Natomiast wiele prawdy z pewnością zawiera druga część legendy. Ojciec Zbigniewa faktycznie dotarł do Radzynia i przez wiele lat pracował u Szlubowskiego. Jednak, by z pozycji syna niezbyt zamożnego rolnika Wiktor mógł dojść do posady „kierowcy Szlubowskiego”, wpierw musiał zdobyć niezbędne kwalifikacje. Pierwsi automobiliści musieli być przede wszystkim dobrymi mechanikami, gdyż w przypadku zepsucia się pojazdu (co zdarzało się nader często), byli zdani przede wszystkim na siebie, co najwyżej na pomoc ze strony miejscowego kowala. I tu wracamy do pierwszej części legendy. Włościanie z Kąt, tak jak inni obywatele Kraju Nadwiślańskiego, zostali uwłaszczeni przez cara jeszcze w 1864 r. Teoretycznie rzecz biorąc, po osiągnięciu pełnoletności Wiktor mógł więc sam decydować o swym losie i albo dalej gospodarować na nieurodzajnych ziemiach Urzecza, albo opuścić rodzinny dom w celu zdobycia zawodu. W kwestii zdobycia edukacji możliwości Góry Kalwarii były mocno ograniczone. Znacznie lepiej prezentowała się pod tym względem oddalona o niespełna 35 km. Warszawa, która mogła zaproponować nawet kilka szkół rzemieślniczych do wyboru[23]. Dodatkowym atutem tego miasta był fakt, iż mieszkała w nim część rodziny Wiktora. Wiadomo, że w 1904 r. 17-letni Wiktor został „wyzwolony” przez niejakiego J. Jefimowa – „mistrza ślusarskiego z Piotrogrodu”[24]. Dalej, świeżo namaszczonego czeladnika ślusarskiego powinny spotkać nieuchronne koleje losu, gdyż jako mężczyznę nieżonatego oraz nieutrzymującego rodziny czekał go pobór do carskiego wojska na okres 3 lat. Zapewne Wiktor był zbyt młody, by wziąć udział w wojnie rosyjsko-japońskiej z lat 1904-1905, niemniej w jego udokumentowanych dziejach napotykamy 11-letnią lukę. Odnajdujemy go dopiero przy okazji narodzin Zbigniewa w styczniu 1915 r. Z powodu znacznego zdekompletowania radzyńskich ksiąg parafialnych można tylko domniemywać, iż związek małżeński pomiędzy Wiktorem Braunem a Stanisławą Mazurek został zawarty w okolicach  maja 1914 r., czyli jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. I że najpewniej ceremonia przebiegła w obrządku rzymskokatolickim. Zgodnie z ówczesnym stanowiskiem Kościoła, w przypadku małżeństw mieszanych zalecano, by strona deklarująca wyznanie rzymskie zachęciła partnera do dokonania konwersji.

Wiktor i Stanisława prawdopodobnie poznali się w Radzyniu, a nie w Kątach lub Warszawie. Być może Wiktor trafił na południowe Podlasie w sposób nieprzypadkowy? Do wybuchu I wojny światowej ówczesną gubernię siedlecką zamieszkiwała znaczna mniejszość niemiecka (ok. 15,5 tys. osób), z czego prawie 12 tys. stanowili podobni Wiktorowi potomkowie dawnych pruskich kolonistów[25], wśród których były osoby noszące to same nazwisko[26]. W 1927 r. Wiktor został odnotowany w podwójnej roli: z jednej strony jako mistrz ślusarski i członek Cechu Ślusarsko-Kowalskiego w Radzyniu Podlaskim, z drugiej – jako mieszkaniec „folwarku i tartaku w Białej”[27]. Rzeczywiście, na dłuższą metę Szlubowski widział 40-letniego wówczas Wiktora raczej w roli mechanika-ślusarza, aniżeli swego osobistego kierowcy. A że doceniał jego zawodowe kwalifikacje, zapewnił Braunom służbowe mieszkanie na terenie podradzyńskiego folwarku Biała. Jeszcze w 1909 r. ziemianin założył tam tartak, któremu towarzyszyły warsztat mechaniczny oraz tokarnia metali[28]. Położenie zakładu było o tyle szczególne, że wypadało dokładnie u zbiegu dróg prowadzących do Łukowa i Warszawy, a także do Kocka i Dęblina. Blisko było też do Szosy Wisznickiej, prowadzącej dalej do Brześcia oraz Włodawy.

Położenie folwarku Biała na mapie WIG z 1938 r. Wg oznaczeń: M. p. = młyn parowy, T. p. = Tartak parowy. Oprac. autora.

___

Przypisy:

[12] SGO „Polesie” zdołała stoczyć z Sowietami kilka bitew i potyczek: pod Piszczacem, Dubocznem, Białą Podlaską, Puchową Górą, Jabłonią, Milanowem i Kostroniem, R. Roguski, Południowe Podlasie w systemie obronnym II Rzeczypospolitej w latach 1918-1939, Warszawa 2010, s. 249-254.

[13] S. Jarmuł, Radzyński Obwód Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej 1939-1944, Biała Podlaska 2000, s. 142.

[14] Ibidem, s. 122.

[15] https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/zbigniew-braun,4361.html [dostęp: 9 VIII 2023 r.].

[16] Zgodnie z Art. 8 §1. Dekretu z dn. 13 VI 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa: „Kto wprowadza w błąd władzę polską przez udzielenie jej fałszywych wiadomości lub dostarczenie podrobionych albo przerobionych dokumentów lub innych przedmiotów, mających znaczenie dla bezpieczeństwa Państwa Polskiego, podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 lub dożywotnio albo karze śmierci”.

[17] Mjr „Adam” (Stanisław Prus) został zamordowany na przełomie lat 1944/45, rtm. „Szwed” (Juliusz Normark) zaginął po Powstaniu Warszawskim, prawdopodobnie w niemieckiej niewoli.

[18] Takie określenie padło z ust W. Churchilla w czasie przemówienia z 5 III 1946 r.

[19] Ł. Wolak, Pierwsze trudne lata działalności. Zjednoczenie Polskich Uchodźców w Republice Federalnej Niemiec w latach 1951-1954, [w:] Zimowa Szkoła Historii Najnowszej 2012, red. Ł. Kamiński i G. Wołek, Warszawa 2012, s. 142.

[20] „Ziemia Lubelska”, nr 101 z 12 IV 1911 r., s. 4.

[21] J. Kowalik, Świat mieszczański, [w:] Ziemia radzyńska 1918-1939, red. D. Magier, Radzyń Podlaski 2012, s. 62, 68.

[22] E. i W. Bagieńscy, Historia Wokół Nas, [w:] „Co i jak”, nr 63, 2003, http://www.gorakalwaria.info/pliki/historia.php?rozwin=88 [28 VIII 2023 r.].

[23] W 1908 r. było to 7 szkół rzemieślniczych, w tym: Szkoła Rzemieślnicza Cechu Ślusarzy przy ul. Szpitalnej 10. Do tego dochodziła możliwość uczestnictwa w niedzielnych lub wieczorowych kursach rzemieślniczych, Adresy Warszawy rok 1908, Warszawa 1908, s. 50.

[24] J. Kowalik, Świat mieszczański…, s. 68.

[25] A. Gątarczyk, Niemcy, [w:] Ziemia radzyńska 1939-1944…, s. 183.

[26] Ibidem, s. 190. W oddalonej o ok. 20 km od Radzynia wsi Sewerynówka w VIII 1939 r. odnotowano obecność gospodarza o nazwisku Braun.

[27] J. Kowalik, Świat mieszczański…, s. 62.

[28] J. Kowalik-Bylicka, Ziemianie, [w:] Ziemia radzyńska 1864-1918, red. A. Gątarczyk i A. Górak, Radzyń Podlaski 2016, s. 32.