Biało-Czerwoni całkiem nieźle weszli w mecz. Nie pozwolili się gospodarzom rozkręcić. Po niezłej akcji uderzał Zieliński. Może niezbyt wyraźnie, ale delikatnie golem dla Polski pachniało. No i się udało. Przy sporym udziale przypadku, w zamieszaniu pod bramką Jakub Kiwior wcisnął piłkę do albańskiej bramki. Cel został osiągnięty.
Kilka chwil potem okazało się jednak, że niezgodnie z przepisami; obrońca Arsenalu był bowiem na nieznacznym spalonym. Mecz się wyrównał, bo nieco śmielej zaczęli poczynać sobie gospodarze. Porządnie wystraszyli Polaków w 36. minucie, kiedy nieznacznie pomylił się Asllani. A po chwili…
https://www.youtube.com/shorts/CCSHO0jJNm0
Cóż… Trudno cokolwiek poradzić, kiedy facet oddaje strzał życia. Pozostaje próbować na to zareagować od razu po wznowieniu od środka. Polacy jednak przestali grać…
Jak się okazało (po końcowym gwizdku), piękny gol Asaniego w zasadzie skończył mecz. Próby Polaków (strzał z dystansu Krychowiaka, nieczyste uderzenie głową Kamińskiego po interesującym podaniu Szymańskiego) mijały cel, prócz tego zaś w ich poczynaniach dominowała bezradność. Nikogo za ten mecz nie można wyróżnić. No bo co? Zielińskiego za aktywność? A może Casha za bieganie? Dajmy spokój.
Albańczycy dobili nas pół godziny przed końcem, kiedy rezerwowy Daku w pierwszym kontakcie po wejściu przyjął piłkę, a w drugim uderzył pod poprzeczkę przy asyście nie przeszkadzającego, a wręcz pomagającego mu Wieteski. Było 2:0, zostało pół godziny, ale absolutnie żadnych przesłanek, że Polacy będą gonić. Zatem przegrali, bo Albania po prostu lepiej grała w piłkę.
I to boli najbardziej. Gospodarze wyglądali na obdarzonych większymi umiejętnościami (a może nie tylko wyglądali…?). Kiedy cztery lata temu Słoweńcy po podobnym meczu ogrywali reprezentację prowadzoną przez Jerzego Brzęczka, trudno było mimo to powiedzieć, że są ogólnie lepszą drużyną. A teraz Albania jest po prostu lepsza od Polski…
Jeśli PZPN zwolni Fernando Santosa, płakać nie będziemy. Jeśli trener zostanie, to tylko trzema przekonującymi zwycięstwami i bezpośrednim awansem do mistrzostw może zmazać wielką, jawiącą się dzisiaj jako niespieralna, plamę. Za miesiąc Polska gra z Wyspami Owczymi na wyjeździe i podejmuje Mołdawię.
Cholera, kiedyś to było pewne sześć punktów.