…wszystko, wszystko zje – śpiewał w „Leniwej głowie” Turnau. I tak pieśń barda ma potwierdzenie w naszej radzyńskiej rzeczywistości.
Już wkrótce znów będzie słychać ich głosy, tupot nóg na sklepowej posadzce, z hukiem otwierane i zamykane drzwi. Wpadnie do nas rój pszczół, robi się jak w ulu. Przezorni w nie dopiętych kurtkach i gołych głowach wpadają pierwsi.
Co ciekawe, uczniowie podstawówki mają więcej witalnej energii, dowcipu, a w zanadrzu więcej błyskotliwych ripost i sytuacyjnego humoru przy kasie po szkole niż przed ósmą rano.
Jeśli ktoś z dorosłych narzeka na przeładowany program, to każde popołudnie, gdy wpada po chleb i coś do chleba, skutecznie wyprowadza go z błędu. Jeśli sympatyczna dzieciarnia wychodzi po zajęciach rozbawiona, pełna ochoty na figle i psoty, to znaczy, że ich potencjał i niewykorzystane, drzemiące w nich intelektualne możliwości przewyższa oświatowe wymagania.
Jasne, że czasem te bardzo niskich lotów popisy to chęć zaimponowania kolegom, „co to nie ja”. Jeden z uczniów zaimponował mi, gdy wplótł cytat z filmów Barei. Raduje się serce, gdy widzisz jakąś pokoleniową ciągłość.
Zaiste, można odtrąbić kolejny sukces – już od maleńkości szkolna dziatwa uczy się wcielać w życie zmysł przekory, czasem kombinowania. Oto przyszłość narodu nie zwiesza potulnie głów i nie mówi: „jak nie wolno, to nie wolno”. Jak się nie da, jak się da…Wie pan, w naszym sklepiku drożej…
Pamiętacie heroiczną walkę o powrót drożdżówek do szkół i zakazem picia słodzonych napojów? Od pokątnego sprzedawania „zakazanej żywności” wśród kolegów z klasy, po „piruety” pozostałej garstki ajentów sklepików – podobnież w jednym można było kupić…kubek. Do kubka dołączana była kawa gratis.