Jest taki moment-na pełnej wysokości przelotowej, kilkaset kilometrów od docelowego lotniska, dobre kilkadziesiąt minut przed lądowaniem, kiedy to nagle, nieznacznie acz zauważalnie zmienia się praca silnika a trajektoria lotu zakrzywia się ku dołowi. To pewne oznaki zbliżającego się nieuchronnie końca podniebnej podróży. Podobnie rzecz się ma z dzisiejszym świętem. Odpust św. Anny.
Pełnia lata, długi, ciepły, z reguły słoneczny dzień; wprawdzie już krótszy od najdłuższego ale jeszcze znacznie dłuższy od najkrótszego w roku. 26 lipca w Radzyniu corocznie, dyskretnie przypomina o nadchodzącym końcu lata. Radosne święto patronki cmentarnej kaplicy ma z tego powodu gorzką nutę. Niezależnie od ilości zakupionej waty cukrowej, kaloryczności zjedzonych lodów na patyku, objętości wypitego semi dolce . Czas płynie. Lato się zaczyna kończyć. Kończy zaczynać się lato. Choć to jeszcze lipiec to da się już odczuć wilgotny chłód-wszak od Anki zaczynają się przysłowiowe chłodne wieczory i ranki. Wakacyjna szklanka do połowy pusta…
Jednak pomimo wyrażonych powyżej obiekcji bardzo lubię ten dzisiejszy, bardzo radzyński dzień, będący okazją do przyjazdu nad Białkę, na Gubernię, Nadwitnie, Kozirynek, do spotkań w gronie rodzinnym, odwiedzenia grobów bliskich zmarłych i do policzenia się wszystkich Radzynian-rezydentów i ekspatriantów. I oczywiście złożenia życzeń imieninowych wszystkim Annom.
Illud nomen amo, quod seu legisse Latino,Seu velis Hebraeo more, perinde sonat.
Lubię to imię, które równe brzmienie,Chociaż sposób czytania tak i wspak odmienię
(Jan Kochanowski, tłum. Julian Ejsmond)
zdj.: Dariusz Magier