Z Tomaszem Grudzińskim, członkiem Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Inspektorat Radzyń rozmawiają Grzegorz Karpiński oraz Jakub Hapka.

G. K.: Po sfałszowanych wyborach styczniowych ’47, 90% ludzi na tym terenie wychodzi z lasu – formalnie wychodzi z konspiracji. Niektórzy mówią, że to błąd, że nie powinni. Władysław Szabłowski „Kruk” zeznaje w swoim śledztwie, że on przekazał do komendantów rejonów, m. in. w rejonie IV rozkaz, żeby wszystkie bojówki się ujawniły. „Płomień” wykonuje rozkaz.

Mieli nadzieję, że po ujawnieniu dadzą im spokój.

G. K.: Płomień ujawnia się z większością swojej bojówki. Mamy  4 kwietnia ’47.

To był piątek albo sobota przed Wielkanocą. Dzień przed ujawnieniem, dziadek był u Zalewskich i mówił, że jutro jedzie na ujawnienie. „Wisa im pokaże, ale im nie oddam. Niech zobaczą, jak wygląda dobra broń”.

Zostawili sobie dobrą broń.

G. K.: Wydał rozkaz Krzymowskiemu, żeby najlepszą broń z magazynu gdzieś zakopał. Wydać tylko tą gorszą – złom, z którym się pójdzie do ujawnienia. Potwierdza to dokument IPN-u.

Przyjechały po nich samochody. Ludzie opowiadali, że jechali z Kąkolewnicy i jak wyjeżdżali, to strzelali z samochodów.

J. H.: Co dzieje się po ujawnieniu?

Chwila ciszy

G. K.: Chcą, żebyś się poczuł pewnie. Dostają świadectwo z ujawnienia, numer z Komisji Likwidacyjnej AK. Wracasz do domu, państwo ludowe ci wybaczyło twoje winy, jeśli się przyznałeś. Trzeba było jeszcze wykazać, co zrobiłeś. Jeśli nie powiedziałeś wszystkiego to to, czego nie ujawniłeś ze swojej działalności z przeszłości mogło być uznane za  obciążające cię, bo się przyznałeś.

Niedługo potem jest wesele Cepa w Wygnance, na którym jest Krzymowski. Ten świetnie się bawi, wyciąga broń i zaczyna strzelać na wiwat. Jednym z warunków ujawnienia było zdanie całej posiadanej broni. Ktoś, będący na tym weselu musiał donieść.

Krzymowski strzelał, jak szli z tego wesela. Byłem w tym domu, są jeszcze trzy dziury w suficie, Syn tego Cepa powiedział mi, że w domu to Jan strzelił na wiwat, a Krzymowski – na zewnątrz.

G. K.: Domostwo Cepów pojawia się, jako zaufana melina. W tym wszystkim ta rodzina odegrała pozytywną rolę. Ale ktoś musiał się wysypać.

Ten dom jeszcze stoi.

G. K.: Ubecja po tym zdarzeniu aresztuje Krzymowskiego – nie dokonał właściwego ujawnienia, nie zdał całej broni. Biorą go w obroty – wysypał się, że oprócz tego jest jeszcze magazyn broni, który kazał mu „Płomień” zakopać.

U niego na podwórku.

G. K.: Jadą , odkopują całą broń. Okazuje się rzeczywiście, że tego było sporo. Teraz trzeba się zasadzić na Grudzińskiego, ścigają go. Wtedy „Płomień” nie wie, kto za nim chodzi. To ma miejsce w czerwcu, lipcu ’47. Znowu się ukrywa

Chodzili za nim z tydzień. Do Siłucha przywiózł go Wiącek z kimś jeszcze.

G. K.: Milicja aresztuje go w sytuacji, gdy jest ciężko ranny. Jest na posesji u Siłucha, znajdują go z załamaną czaszką. Okazuje się, że nie mówi „kto, co, jak i dlaczego”. Lekarz wyklucza ranę postrzałową.

Siłuch doniósł na dziadka w niedzielę wieczorem, zgłosił to w Kąkolewnicy. Przyjechali po niego w poniedziałek. Może myśleli, że to zasadzka? Celowo nie przyjechali w nocy do Wygnanki, tylko poczekali do rana.

G. K.: Franciszek Siłuch składa ustne zawiadomienie.  W dokumentach czytamy: „Znalazł Grudzińskiego w stodole i zgłosił ten fakt MO. Następnie obserwował jak Aleksander Kłopotek(sąsiad Siłucha) i  niejaki (Stanisław)  Sawicki z Rudnika rozmawiali z rannym. Miał rzekomo mówić, że był ścigany, pistolet porzucił w lesie”

Dziadek dobrze żył z Sawickim. Mógł mu powiedzieć, co zaszło.

G. K. : Gdy najbliżsi mu znikają, nie ma już wokół siebie sprawdzonych ludzi. Osób z przypadku, „spalonych” może być więcej. Płomień trafia najpierw do szpitala, tam ma trepanację, trzy dni później jest lany w Radzyniu. Gdy był już na zamku, to w porównaniu z tym, co było na Warszawskiej to były „wakacje”. Klawisze lepiej go traktowali.

Gdyby nie operacja, to by zmarł. Kopali go w głowę. W Lublinie miało być dużo lepiej. Jak opowiadał współwięzień Duda, był tam „starszym sali”. Dawało się przeżyć, jeśli ktoś był zdrowy.

G. K.: W żadnych dokumentach nie ma, że poszedł na współpracę. Nie ma teczki agenta.

Zaraz po operacji, miał atak padaczki pourazowej.

Wnuk świadka powiedział mi, że dziadka wydał Osak z Grabowca. W dokumentach IPN-owskich było, że dziadek był u Osaka. Kazał zawołać Siedlanowskiego – swojego dobrego kolegę z Wygnanki, w Grabowcu się ożenił. Mieszkał po sąsiedzku z Osakiem.

G. K.: Siłuch w doniesieniu podaje, że „Płomień” rozmawiał. Mimo ran i urazu głowy, ma jakąś świadomość. Trzy dni po trepanacji uznano, że można go maglować.

Wcześniej był u rodziny, u Jędruszczaków. Przyszedł do nich w nocy, zastukał, prosząc: „Ciociu, otwórz!”. Przenocował, zjadł zupę mleczną. To było w czerwcu/ lipcu, jak widniało, czyli bardzo rano. Powiedział: „Ja już muszę iść, bo już widno”. Później ktoś go widział w lesie, w międzyczasie przebrał się za kobietę – chciał się ukryć. Jego mama odwoziła go z lasu Baran. Nie wiadomo, czy zawiozła go do Sawickich czy Osaków.

G. K.: Po procesie Twoja babcia spotyka się z Janem, tych widzeń dużo nie było

Nie wiem, czy w ogóle się z nim widziała. Ojciec mówił, że przesyłała mu paczki. Na pewno jeździła do Lublina, żeby coś tam podać.

Na samym początku, po aresztowaniu rodzice „Płomienia” coś nawet sprzedali, próbowali coś załatwić,  jakoś go uratować, wykupić. Nie zdawali sobie sprawy, że to jest prawie niemożliwe. Pewnie jeszcze wtedy, jak był w Radzyniu – kilka miesięcy był przetrzymywany na Warszawskiej.

G. K.: 7 lipca ’47 jest aresztowany, w marcu ’48 jest wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego w Lublinie. 30 był wyrok. Proces nie był długi, trwał 2 tygodnie.

Z tego, co opowiadał mi współwięzień z celi,  że zwykle po wyroku śmierci przenosili do innej sali. Ale że dziadka rozprawa była późno, jeszcze jedną noc był z nimi. Spytałem: „Co wtedy mówił?”. Odpowiedział: „Nic nie mówił, palił papierosy”. Do nikogo się nie odzywał.

G. K. : Był pogodzony. Po wyroku zachowywano jeszcze pozory państwa prawa. Kasacja wyroku, prośba o łaskę. Prokurator składał wniosek o rozszerzenie oskarżenia – chciał dodać paragraf o próbę siłowego obalenia ustroju. Chcieli mieć pewność, że się z tego nie wywinie.

Znalazłem dokument, gdzie jest prośba o ułaskawienie do Bieruta, ale widoczny podpis nie jest „Płomienia”. Są w dokumentach wszystkie podpisy Grudzińskiego – bardzo podobne do siebie, a ten całkiem inny. Nie ma jakiejkolwiek zbieżności.

Ojciec prawie identycznie się podpisuje

G. K.: Jest jeszcze postać Edwarda Lecyka. Rodzina Lecyków w czasie okupacji niemieckiej gremialnie szła do konspiracji. Ten jak zaczął sypać, agent o pseudonimie „Skarb”. Miał kluczowe znaczenie 

Znałem go, przez 10 lat przyjeżdżał do rodziny.

G. K.: Tacy ludzie jak Kurenda, przemawiający nad grobem Golki „Sowy” ,”jak to razem walczyliśmy” to Himalaje hipokryzji. Lecyk zrobił sobie z tego biznes na 20 lat do przodu. Kapował na wszystkich, pisał już takie bzdety, upominał się tylko o pieniądze. To pokazuje jak można się zdegradować – z bohatera do zera. Jego donosy pojawiają się w przypadku „Płomienia”.

Po aresztowaniu dziadka, często przyjeżdżał. Jeździli, szukali kto współpracował. Przez 3 lata mylili Anielki z Nowinami.

G. K.: Jeszcze w latach 60-tych, jak nie miał pomysłu – poszukiwano drugiego, nie odkrytego magazynu broni

Ktoś z Berezy zeznawał, że magazyn był koło Osaka, w lesie koło łąk.

G. K.: Pierwszy zakopał Krzymowski na swojej posesji

Z dziadkiem.  Był jeszcze Jan Kleszczyński „Ford”, zamieszkał koło Włodawy. Pseudonim „Ford”, bo był kierowcą. Uczestniczył w napadzie na UB.

G. K.: Czarna legenda o „Płomieniu” dalej pokutuje. Cała masa rzeczy o nim pojawia się w dokumentach innych ludzi. O Rzepie, Grzelaku nie przeczytasz w dokumentach IPN-u, w głównej teczce – tam jest niewiele. Zeznania Lecyka…Są takie poboczne wątki, które pokazują jedno – jest legenda, stworzona na potrzeby nowego ustroju, wspierana przez lokalną pamięć, którą ludzie plotkami rozwinęli do czarnej narracji i później przychodzą ludzie, którzy mają jakieś zastrzeżenia.

Z drugiej strony są dokumenty UB, które pokazują że w żadnym momencie „Płomień” nie poszedł na współpracę. Nawet siedząc w celi śmierci nie ma żadnej przesłanki do tego, że prowadził bandycką działalność. Pieniądze w kwatermistrzostwie rozliczane, wymieniany jest obwód – tyle i tyle pieniędzy. Nie wzbogacił się na tym. Zarzuty wobec Grudzińskiego – niech pokażą cokolwiek w dokumentach, co nie jest plotką albo powtarzanym kłamstwem.

Jeśli ktoś z oddziału dziadka przechodził do milicji czy UB – nikogo nie zabił. Chodził, ostrzegał, tłumaczył, ale nikogo nie zabił.