To jedynie paradygmat jedności
My i reszta wszechświata

Tak jest sąsiadka znów ścięła ogromne drzewo.
Znów było nam trudniej oddychać

I to nie dziura w krajobrazie
uradowała nas a raczej zaproszenie dla pogody,
żeby nas odwiedziła w dowolnej porze.

Co uczyniła wobec naszego nierosnącego nią zainteresowania.

Po czwartej wizji trzeciego z popołudniowych snów dorzuciliśmy rabat wolnego tłumaczenia ezoterycznej księgi wybitnej pisarki

Okno na dodatek ożywiło się zyskało sens jego otwierani i zamykanie na wiatr mróz deszcz
Można było prze niego zajrzeć na świat styczniowy podglądnąć mgłę
osuwającą się od miesięcy udającą martwą ciszę dnia
dowcipy opowiadane od dwóch stuleci książkę kucharską z wydartymi przepisami potraw
z dziczyzny

I nie wiadomo dlaczego postanowiliśmy zmienić
trasę podróży dlatego wysokie góry oderwały się z naszych kanciastych
pleców jezioro zabrało całe popołudnie krzewy
miały w sobie ogień a kamień przydrożny układał poematy Sarny
w cichych ukłonach biegły ścierniskiem I nieożywiona przyroda
sączyła z mrowisk torfowisk mchów paproci leśnych polan kantaty i psalmy
i rosła msza ciszy nadzwyczaj uroczysta jak nie dzisiaj

w podniesieniu monstrancji słońca
nie było końca ani odrobiny niepewności
prorocy w damskich sukniach z podartymi papierowymi walizkami
obchodzili areały niepokoju

i nie było fałszowania w zaśpiewie wiatru dziki i kozice błąkały się
jeszcze w katedrach kamieniołomów płoszone dźwiękami
lekkich burz przesiewających ziarna piasku
z dokładnością do jednego oddechu kosmosu

który drżał
nie oczekując niczego
w ruchliwym horyzoncie pozwalającym włóczyć się kotom

A przecież to od nich powinniśmy się uczyć patrzeć na opadłe liście
które wiedzą po co leżą tam gdzie leżą i do kogo należą
w tej przedziwnej pustce
po znikającym zbyt szybko krajobrazie